Cała niedziela była bardzo dziwna i taka w kratkę. Raz słońce a raz deszcz, znaczy głównie to był deszcz. Spacery ograniczaliśmy do absolutnego minimum i głownie spaliśmy, znaczy ja spałem, no i Fuksja spała. Nawet nie zaprzątaliśmy sobie głowy jakimiś zabawami i wygłupami. Po prostu najnormalniej w świecie chciałem przespać ten dzień
Pan co chwilę wyglądał za okno z takim tęsknym wzrokiem. W końcu po dłuższej chwili bez deszczy zadecydował o wyjściu na dłuższy spacer. Standardowe pytanie o wyjście skierowane do Pani jak zwykle uzyskuje negatywną odpowiedź. Tak więc zebraliśmy się dość szybko i w drogę. Oczywiście pod klatką okazało się, że zapomnieliśmy o workach. Wszystko zabraliśmy ze sobą. Parasol, plecak z aparatem, pieniądze, ale worków oczywiście nie. Na szczęście Pani szybko uzupełniła te braki rzutem przez okno.
Ledwo uzupełniliśmy braki w wyposażeniu a już musieliśmy otwierać parasol i zabezpieczyć plecak osłoną przeciwdeszczową. Cali mokrzy mimo takich zabezpieczeń dotarliśmy do pod pobliski sklep. Tam dłuższą chwilę poczekaliśmy aż ustanie deszcz. Na szczęście szybko to nastąpiło i udaliśmy się w dalszą drogę.
ale leje!
Na nieszczęście szybko trzeba było znowu rozłożyć parasol. Co niemal cały spacer towarzyszyły nam opady. Pan miał w planach daleką drogę w odległe miejsca, ale w takich warunkach raczej nie było szans na realizację takich założeń. Tak więc ja spokojnie dreptałem za Panem tyko co chwile otrzepując się z wody. Nie pomagało nawet to, że Pan co jakiś czas starał się mnie chować pod parasol. Raz padało, raz nie i od czasu do czasu była możliwość złożenia parasola. Ten spacer mnie nie cieszył
no w końcu trochę nie pada
a tam w oddali to przypadkiem nie słońce?
Gdy byliśmy na wysokości parku skałka to za chmur wychyliło się słońce. Nie szczędziło ono energii i tak dawało czadu, że wszystko wszędzie parowało. Nasza wyprawa zapowiadała się na udaną. Pogoda robiła się i w sumie o tym, ze przed chwilą padało przypominały nam krople spadające z drzew i mokre ulice.
o tak to słońce
ale pięknie!
Udaliśmy się więc między bloki i mieliśmy iść naprawdę daleko, ale nie mogło być zbyt pięknie prawda? Nasza droga gwałtownie się skróciła, bo niebo znowu zaczęło płakać. Tak więc przechodząc przez park mieszkańców Helioo tonęliśmy w strugach deszczu
wchodzimy do parku!
Chwilę później przechodziliśmy przez ulice i znowu deszcz zapomniał padać. Mnie to wszystko już bardzo denerwowało, więc wyładowywałem swoją złość na Panu a przede wszystkim na sznurze, który tachał. Po tym gwałtownym epizodzie wszystko wróciło do normy i całkiem spokojnie wkroczyliśmy do parku Skałka. Deszcz znowu dał o sobie znać przez ciągłe i uporczywe kropienie. Całe szczęście, że spotkałem tam kilka piesków. Pan też wyglądał na poirytowanego tą pogodą i podjął decyzję o powrocie do domku. Całe szczęście!
o chwilę nie pada
znowu zaczyna kropić!
Droga powrotna do domku była dość szybka, bo nam się śpieszyło. Już marzyliśmy o ciepłym kocyku i miłej drzemce z pełnym brzuszkiem. Co chwila zerkaliśmy w niebu przeklinając w myślach na ten deszcz i te chmury.
no było by super gdyby nie padało
już blisko domku a jeszcze tak daleko
Chyba to nasze przeklinanie piekielnej pogody przyniosło rezultaty, a może po prostu tak wredota chciała zrobić nam na złość. W każdym razie gdy zbliżaliśmy się do domku i pozostało nam do przebycie kilkaset metrów to niebo momentalnie stało się błękitne a słońce rozświetlało świt swoimi ciepłymi promieniami. Już do wieczora słońce nie dawało za wygraną i raziło nas w domku. No jak tu nie być złym na cały świat - no powiedźcie jak? Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz