sobota, 30 kwietnia 2016

Przygotowania

O poranku grawitacja działa jakoś bardziej. Wstając rano mam jakieś takie wrażenie, jakbym był jakimś pilotem myśliwca bojowego i wykonywał jakieś ciasne manewry przy dużej prędkości. No po prostu uniesienie głowy to prawie "nadpsie" osiągnięcie. Zawsze staram się z tym czekać aż do ostatniej możliwiej chwili. 
jak to już wstajemy?

piątek, 29 kwietnia 2016

a po lesie deszcz

Poniedziałek postanowiliśmy rozpocząć z wielkim przytupem, ale takim na 10000%. Pojechaliśmy na spacerek do Lasu Kochłowickiego. Zatrzymaliśmy się na parkingu nieopodal jeziorek. To ta strona na prawo od drogi. W blasku słońca wszystko wydawało się piękniejsze i otrzymaliśmy wielki zastrzyk pozytywnej energii. Spacer na długiej smyczy był świetny, ale i obarczony wielkim ryzykiem, kleszczowym ryzykiem.
zaplątałem się

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Po sladach

Żeby nie było ja nie tylko piszę, ale także czytam trochę w internetach. Z wielką przyjemnością zaglądam na najróżniejsze strony internetowe. Gy natrafiliśmy na wpis Na wypad z psem to po prostu musieliśmy zobaczyć to miejsce. Takie piękne i zielone miejsce jest bardzo blisko nas a nic o nim nie wiedzieliśmy. Naprawdę, prawie całe swoje życie mieszkam niemal w sercu przemysłowego centrum Polski a tu wszędzie jakieś lasy, parki i jeziorka.  W każdym razie, rano pojechaliśmy na Halembę. Szybko zaparkowaliśmy i w te pędy w las.
ale pięknie, ale pachnie

niedziela, 24 kwietnia 2016

wybieg na zamek

We środę, skoro świt, czyli w okolicach 10 ruszyliśmy do Parku Ślaskiego. Mieliśmy sobie pospacerować po Parku korzystając mam nadzieję ze słońca. Zapowiadali deszcz, ale postanowiliśmy zaryzykować. Z auta szybciutko wyskoczyliśmy i w te pędy udaliśmy się przez tunel. Pierwsze kroki postanowiliśmy skierować na wybieg dla psów. Postanowiliśmy go sprawdzić, ale jakby nie było znajomych to mieliśmy ruszyć na spacerek. Podchodząc pod wybieg miałem wrażenie, że będzie pusty. Nikogo nie widziałem i nie czułem, ale bardzo się myliłem. Na wybiegu był Foxik. Takiej okazji nie mogłem przepuścić.
o jacie tam jest Fox

piątek, 22 kwietnia 2016

Wet w bieg

Od samego rana wiedziałem, że będę szedł do Weta. Mieliśmy iść w sobotę, ale nie było kiedy. Tak więc od razu po śniadaniu i małym siusiu udaliśmy się do LaBuni i podjechaliśmy do naszego weta. Udało nam się zaparkować pod samymi drzwiami do kliniki. Radość nasza jednak nie trwała za długo, bo po przekroczeniu progu okazało się, że poczekalnia jest pełna. Nie mogę powiedzieć, że nie było gdzie ogona wcisnąć, ale wolałem poczekać na zewnątrz, oczywiście wcześniej zaklepaliśmy sobie miejsce
wszyscy chyba na raz zachorowali

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Odkleszczowa impreza

Sobota od samego rana była niezwykle wesoła, ale przede wszystkim pracowita. Poranny spacerek był bardzo szybki  choć muszę przyznać, że bardzo aktywny. Szybciutko przelecieliśmy najbliższą okolicę i sprawdziliśmy co tam się dzieje. Oczywiście o wcześniej porze był spokój i byłą cisza. Tak więc bez żalu a z pustym brzuszkiem szybciutko udałem się do domku aby zjeść śniadanko i przygotowywać jakieś jedzenie. Oczywiście wspierałem człowieki całym sobą.
wyprowadzam człowieka na spacer

sobota, 16 kwietnia 2016

dwa dni smuty

Oś czwartek był dniem jeżdżącym i to bardzo. Prawie całe przedpołudnie spędziłem w LaBuni i nie tylko. Rano po szybkim spacerku i jedzonku okazało się, że wysłużony laptopik raczej nie chce się włączyć. Nie mieliśmy jednak czasu na naprawienie tego. Ech coś mi się wydaje, że ten laptopik to jakoś telepatycznie rozmawia z naszą kapryśną LaBunią. No nic pojechaliśmy pozałatwiać jakieś sprawy i przede wszystkim pojechaliśmy do Bojkowa. Pańcio coś tam wkładał do bagażnika a ja latałem i wąchałem po całym placu. W zasadzie dużo tego biegania to nie było, ale za to było to bieganie intensywne. Wąchałem wszystko co trafiło w mój nosek.
a cóż to za zapaszki?

czwartek, 14 kwietnia 2016

Spacerowe zmiany

Poniedziałkowy świt, jest zawsze trudny, ale gdy na niebie nie ma słoneczka, to wstawanie jest co najmniej milion razy trudniejsze. O poranku po śniadanku pojechałem z Pańciem na malutkie zakupki a potem na spacer. Park Skałka wydawał się być idealnym na malutki spacerek. Jednak po jednym kółeczku miałem już serdecznie dość. Wiało, siąpiło wilgocią i na dodatek było zimno i pochmurno. Zdecydowałem, że jak najszybciej trzeba wracać do domku.
eeeeeeeee wracamy?

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Samotność

Sobota już od samego rana była dniem bardzo mokrym, żeby to tak delikatnie powiedzieć. Mimo wszystko po śniadanku szybko ruszyliśmy całą trójką w drogę. W domku pozostała tylko Fuksja. Bardzo się cieszyłem, że wszyscy pójdziemy na ten wielorasowy spacerek zorganizowany przez Niedoinformowani. Tymczasem było trochę inaczej, bo odstawiliśmy Pańcie do tego miejsca co byliśmy tam w środę. Pańcio ją odprowadził a po chwili wrócił i pojechaliśmy. Szybko dotarliśmy pod Żyrafę w Parku Śląskim.  Były tam już piesie, ale tylko malutkie i tylko kilka. 
czekamy na resztę

sobota, 9 kwietnia 2016

No w słońcu działa

No i co z tego, że promienie słońca wdzierały się do naszej sypialni. No i co z tego, że na dworze było kolorowo i wesoło. Mimo tak radosnego przywitania i pięknego dnia, nadal to był tylko poniedziałek. Trzeba było wstawać, tylko po co jak łóżeczko jest takie wygodne. No naprawdę nie rozumie po co ten dzień trzeba tak zaczynać z rana. 
po co wstajemy?

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Bieg wybieg

Sobota była dniem, ciepłym i słonecznym a co za tym idzie i bardzo pozytywny. Jednak w ten dzień jakoś nic się nie działo takiego wyjątkowego, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Rano pojechałem z człowiekami do często odwiedzanego miejsca. Tam na chwilę zniknęli ale na szczęście dość szybko wrócili i cała nasza trójka poszła na malutki spacerek po okolicy. W zasadzie to była cała godzinka. Powiem szczerze,ze spacer z Pańcią to takie dziwne wydarzenie. Oczywiście dziwne w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
no po prostu nie wieżę - spacer z Pańcią?

sobota, 2 kwietnia 2016

Poświąteczna smuta

Jak to mawiają. Święta, święta i po świętach. Wtorkowy poranek był trochę ponury, ale w kościach czułem, że to tylko początek jakiś wielkich zmian w pogodzie. Tymczasem po porannych obowiązkach tęskniłem za świąteczną aurą. Mimo, że te święta upłynęły nam tak szybko i jakoś prawie niezauważalnie, to tęskniłem za porannym wylegiwaniem się jeszcze pięć minut. Jakoś tak było fajnie. Takie właśnie rozterki i przemyślenia pochłaniały mnie na porannym spacerku po Świętochłowickiej Skałce.
a czemu te święta nie trwały tydzień