sobota, 16 kwietnia 2016

dwa dni smuty

Oś czwartek był dniem jeżdżącym i to bardzo. Prawie całe przedpołudnie spędziłem w LaBuni i nie tylko. Rano po szybkim spacerku i jedzonku okazało się, że wysłużony laptopik raczej nie chce się włączyć. Nie mieliśmy jednak czasu na naprawienie tego. Ech coś mi się wydaje, że ten laptopik to jakoś telepatycznie rozmawia z naszą kapryśną LaBunią. No nic pojechaliśmy pozałatwiać jakieś sprawy i przede wszystkim pojechaliśmy do Bojkowa. Pańcio coś tam wkładał do bagażnika a ja latałem i wąchałem po całym placu. W zasadzie dużo tego biegania to nie było, ale za to było to bieganie intensywne. Wąchałem wszystko co trafiło w mój nosek.
a cóż to za zapaszki?
Dobrych kilka minut sobie pobiegałem. Pańcio w tym czasie tylko na mnie spoglądał i zajmował się swoimi sprawami. Cieszyłem się, że miałem trochę swobody. Mogłem w końcu wybiegać się i rozprostować łapki. W końcu cały czas do tej pory siedziałem w aucie. Tam to mogę co najwyżej wyjrzeć przez okienko i trochę posiedzieć. O wyciągnięciu kopytek, a raczej raciczek to mogę zapomnieć. 
dobra już wracam!

Potem to już tylko szybkie odwiedziny w kafelkowym mieszkanku gdzie uzupełniłem poziom zbiorniczka i zostałem wygłaskany i wymiziany. W końcu jednak przyszła pora by wrócić do domku. Droga zleciała mi bardzo szybko i nim się zorientowałem, to Pańcio wyciągał już sporo rzeczy z bagażnika i powolutku wdrapywaliśmy się do domku - tego dnia trzecie piętro było prawdziwym wyzwaniem. Zmęczony poszedłem spać i obudziłem się dopiero na człowieków jedzenie, ale przecież znowu nic nie skapnęło. Ten czwartek był bardzo leniwy i przede wszystkim najgorsze było to, że popołudniu pogoda się bardzo popsuła a po nocnym spacerku to już byłem całkiem mokry, choć na dworze byłem może dwie minuty. Oj po powrocie do domku, to bardzo mocno musiałem się posprzątać i powycierać. No dobra Pańcio mnie powycierał. Zresztą sami wiecie, że tego wycierania jest sporo. Na całe szczęście mój człowiek jest bardzo cierpliwy i odporny na moje wygłupy. Suchy i wytarty znowu byłem piękny i wspaniały a Fuksja wylegując się na swoim legowisku, znaczy się dekoderze nie była w stanie zrozumieć co się dzieje. Jak to się stało, że zmoczony brzydal zamienił się w pięknego basseta. Taki piękny i lśniący mogłem iść spać i czekać na piąteczek, który nieuchronnie się zbliżał. 
ale jestem czyściutki

co tu się wyrabia?

Piątek, czyli najprawdziwsze przygotowanie do weekendu. Mieliśmy odpoczywać i relaksować się, a tymczasem było bardzo dużo pracy i bardzo dużo sprzątania. Rano po szybkim spacerku Pańcio sam pojechał na zakupy. Ja miałem pilnować dziewczyn. Oczywiście nie obyło się bez jakiś wygibasów. LaBunia musiała kaprysić, bo deszcz padał i nigdzie jej się jechać nie chciało. Trochę czasu upłynęło nim Pańcio wrócił z pełnymi torbami. Oczywiście pomagaliśmy wypakowywać, no dobra sprawdzaliśmy, czy jest tam dla nas coś smacznego. Były jakieś mięska i szyneczki, ale nie dla nas. To podobno na sobotę. Coś czuję, że jakaś impreza się zbliża. Tym czasem wróciliśmy do odpoczywania a sprzątanie zostawiliśmy sobie na później, dużo później. Popołudniowy spacerek podobnie jak i poranny  był szybki i odwiedziliśmy jedynie Górę Hugona W drodze powrotnej znalazłem coś bardzo pysznego, ale naprawdę bardzo pysznego i nie miałem zamiaru mówić co to jest. Pańcio był dla mnie jakoś wyjątkowo wyrozumiały i pozwolił mi skończyć. Po powrocie do domku okazało się, że przed nami jest ciężka praca - przed nami jest sprzątanie
no idziemy i idziemy

to co wracamy?

znalezione do zjedzenia.

W trakcie sprzątania, które trwały praktycznie do późnego wieczora. My z Fuksją najbardziej przykładaliśmy się do porządkowania segregatorów. Oczywiście to było najfajniejsze oprócz pilnowania postępu prac kulinarnych. To w tak zwanym międzyczasie miało się najlepiej w kuchni.  No i nawet się nie zorientowałem jak cały dzień nam zleciał. Powiem szczerze, że takie wspólne porządki bardzo zbliżają. Ciekawe tylko kto odwiedzi nas w sobotę? Do ugryzienia

my tu tylko sprzątamy

sprzątanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz