niedziela, 24 kwietnia 2016

wybieg na zamek

We środę, skoro świt, czyli w okolicach 10 ruszyliśmy do Parku Ślaskiego. Mieliśmy sobie pospacerować po Parku korzystając mam nadzieję ze słońca. Zapowiadali deszcz, ale postanowiliśmy zaryzykować. Z auta szybciutko wyskoczyliśmy i w te pędy udaliśmy się przez tunel. Pierwsze kroki postanowiliśmy skierować na wybieg dla psów. Postanowiliśmy go sprawdzić, ale jakby nie było znajomych to mieliśmy ruszyć na spacerek. Podchodząc pod wybieg miałem wrażenie, że będzie pusty. Nikogo nie widziałem i nie czułem, ale bardzo się myliłem. Na wybiegu był Foxik. Takiej okazji nie mogłem przepuścić.
o jacie tam jest Fox
Tyle musimy kilometrów przejechać by się spotkać, choć mieszkamy kilka bloków od siebie. W każdym razie odeszło to w niepamięć i ruszyliśmy w objęcia dzikiej zabawy. Biegaliśmy za sobą i nawet się trochę siłowaliśmy. Pańcia Foxa mnie rozpieszczała, bardzo, ale to bardzo mocno. Głaskała i przytulała a przede wszystkim dawała przekąski. Nasze siłowanie przerwało pojawienie się Koko.
ej no poczekaj, zaraz cię dogonię

a zresztą nie ważne - tu są przekąski

o tak miziaj mnie

siłowanie

a kogo ja tam widzę

Oczywiście cierpliwa Koko znosiła nasze zaczepki i tarzała się z nami na ziemia a po chwili pojawiły się bassecie dziewczyny, czyli Figa i Gabi. Nasze zabawy były bardzo statyczne, tylko Gabi i Foxik biegali i szczekali. Ech uwielbiam takie leżące chwile i takie leniwe a przy okazji pełne zabawy i pozytywnych uczuć. W końcu na wybiegu pojawiały się kolejne pieski zwłaszcza wesoły bokserek. Towarzystwo się rozruszało i trochę poszaleliśmy. 
cierpliwa, można by powiedzieć święta Koko

gleba

powitanie nowego

Piesków ze względu na porę dnia nie było zbyt wiele. Ja skupiałem się przede wszystkim na zabawach z Figą, bo Koko już sobie poszła. W każdym razie czule się z nią bawiłem, tak jak to tylko bassety potrafią. Z zewnątrz to na pewno wyglądało jak brutalne ataki i krwawa jatka, ale bez krwi. Tym czasem na wybiegu pojawił się doberman. Troszkę taki narwany i od razu musiałem go ustawić, porządnym burknięciem. Trochę atmosfera się popsuła, zwłaszcza gdy łobuz obszczekał przechodzącego psiaka i robiąc sobie dziurę wylazł przez płot. Ale się szczekało. No mówię Wam były emocje, prawie takie jak na wyścigach ślimaków. Piesio szybko wrócił do swojej Pańci a chwilę później się zmyli. Nasza ekipa naprawiła awarię płotu i wróciła do zabawy.
cześć bokserze

zabawy z Figą

chwila na trawce

no tak się bawimy

a co to za figle

Powoli dziewczyny się zebrały, akurat wtedy gdy na wybiegu pojawiły się kolejne dwa boksery. W ogóle środowy poranek to chyba jakiś dzień boksera na wybiegu. W każdym razie pojawiły się siostry. Obie znałem, jedna to dość częsty gość na wybiegu, ale imienia jak zwykle nie pamiętam. Druga to Gienia, czyli bokserka z  Gliwic, którą poznałem na swoim pierwszym wielorasowym spacerku. Dreptała razem z nią i Gają. Musze przyznać, że bardzo się zmieniała. Wyrosła i poznałem ją dopiero na zdjęciach. Po wypiciu całej ich wody szybko zebrałem się i szybko żegnając się uciekłem. Zmęczony i zadowolony wróciłem do domku. Spać 
cześć Gienia

ech i nici z naszego pozowania

We czwartek pojechaliśmy do Będzina. Nie zrobiliśmy tego z samego rana a popołudniu. Droga była bardzo powolna bo na trasie zrobił się wielki korek spowodowany wypadkiem - co się później okazało. Całe szczęście, bo bardzo powolutku się toczyliśmy i mogłem wyglądać przez okno i podziwiać okoliczne samochody i cieszyć się słoneczkiem. Było bardzo ciepło i cały ten korek wykorzystałem bardzo dobrze wzbudzając tym samym uśmiech mijających nas samochodów. Jakoś tak nas pas poruszał się najwolniej, ale nie przeszkadzało mi to w ogóle. Zatrzymaliśmy się w jakimś dziwnym miejscu szybko poszliśmy na spacerek wcześniej odprowadzając Pańcie. No nic, zdążyłem się już przyzwyczaić, że spaceruję z Pańciem. Wszystkie miejsca były dla mnie nowością i wszystkimi starałem się delektować. Dodatkowo w ogóle nie chciało mi się nigdzie iść. Tak więc od czasu do czasu się wylegiwałem na zielonej świeżej trawce wśród żółtych kwiatków. Dobrze, że Pańcio miał dla mnie butelkę wody, choć zapomniał miseczki dla mnie. Jakoś sobie dawałem radę, ale to takie męczące picie. No w każdym razie Pańcio wyraźnie gdzieś nas prowadził.
gdzie idziemy?

chwila przerwy

no już idę 

Co się okazało. Naszym oczom ukazał się piękny zamek. Niestety był na szczycie niewielkiej górki na którą się wdrapaliśmy. Oczywiście nie omieszkałem przyjrzeć się temu z bardzo bliska. Piękny Będziński zamek pięknie góruje nad miastem. My jednak nie wchodziliśmy do środka, bo był już zamknięty. Poszliśmy jeszcze wyżej, do pobliskiego parku. Roboczo nazwijmy go parkiem zamkowym. Tam pokrążyliśmy po alejkach i schodkach, robiąc przy tym kilka zdjęć. 

to chyba zamek

halo jestem

długa mam tak jeszcze stać, czy idziemy?

na drewniany podeście

to co wracamy już?

Nie myliłem się, wracaliśmy. Nie było jednak tak łatwo. Musieliśmy przejść obok zamku a więc po raz kolejny wykorzystałem ten czas na podziwianie i pozowanie do zdjęć. Ledwo udało mi się zdrapać ze schodów. Na szczęście, na ławce u podnóży murów zamku zasiedliśmy i chwilę odpoczęliśmy przy butelce wody.
aaaaaaaaaaale ten zamek świetny

no a jakie cudne widoki

W trakcie picia wody rozumnie zauważyłem, że na całej swojej trasie widziałem całkiem sporo śmietników na psie kupki i jakby tego było mało, z workami na te kupy. No kto by pomyślał jak może być ładnie i kulturalnie w mieście. Za tą inicjatywę Będzin ma ode mnie wielkiego plusika. Droga powrotna była oczywiście niemal identyczna jak ta którą przyszliśmy, czyli tunelem, potem przez park, wzdłuż ulicy pod górkę. Przez garaże i już jesteśmy na miejscu i czekamy na naszą Pańcię i naszej LaBuni. Po chwili wracamy do domku.
no trochę nie rozumie tej sztuki współczesnej

trochę cienia w drodze pod górę

Całą powrotną drogę przespałem i obudziłem się tylko, gdy Borowscy dostarczyli mi pysznego pysznego hotdoga z Ikei. W domku, do którego ostatkiem sił się wdrapałem, nie mogłem się doczekać aż wszyscy siądą na swoich miejscach abym spokojnie mógł pójść spać. Jeszcze przed tym wszystkim Fuksja postanowiła sprawdzić, czy wszystkie elementy fotograficzne są na swoim miejscu. Po tym przywitała się ze wszystkimi i w końcu mogliśmy spokojnie dotrwać do nocy. W między czasie były jeszcze krótkie spacerki. Tak się skończył ten aktywny dzień. Do ugryzienia!
no jest wszystko

możemy iść spać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz