piątek, 29 kwietnia 2016

a po lesie deszcz

Poniedziałek postanowiliśmy rozpocząć z wielkim przytupem, ale takim na 10000%. Pojechaliśmy na spacerek do Lasu Kochłowickiego. Zatrzymaliśmy się na parkingu nieopodal jeziorek. To ta strona na prawo od drogi. W blasku słońca wszystko wydawało się piękniejsze i otrzymaliśmy wielki zastrzyk pozytywnej energii. Spacer na długiej smyczy był świetny, ale i obarczony wielkim ryzykiem, kleszczowym ryzykiem.
zaplątałem się
Po rozwiązaniu przejściowych problemów z zaplątywaniem się dziarsko wędrowaliśmy lasem, znaczy ja wędrowałem wiedziony swoim nosem, a Pańcio jak zwykle patrzył w niebo a raczej na drzewa wypatrując jakiś ptaków czy czegoś i robił zdjęcia. Ech gdyby nie ja to pewnie by sto razy się zgubił i dwieście razy upadł potykając się o korzeń, albo coś takiego.  


wiedziony zapaszkiem

Początkowo robiliśmy rundkę, wokół dobrze znanego jeziorka a w zasadzie to bardzo daleko od tego jeziorka. No przecież kilometry same się nie nabiją a powoli trzeba szykować formę na sobotnią wyprawę organizowaną przez W Górę Bulle. No w każdym razie naszej leśnej wędrówce towarzyszyły wspaniałe śpiewy ptaków. Po prostu żyć nie umierać. Całe szczęście, że jakoś czyściej zrobiło się w lesie. Znaleźliśmy tylko kilka śmieci oraz jedną ich kupkę. No kto wie, może świadomość człowieków się zmienia, a może to tylko wiosna. W trakcie części spacerku oddalonego od jeziorek nie spotkałem na swojej drodze ani żywej duszy, co było bardzo dziwne. Czemu człowieki nie korzystają z tak wspaniałych okoliczności przyrody? 

a gdzie człowieki?

tak ładnie

Gdy wróciliśmy w pobliże jeziorka to postanowiliśmy podreptać wzdłuż wody. Cieszył mnie fakt, że znacznie zwiększył się w nim poziom wody. Choć z drugiej strony wiem, skąd to się wzięło i wiem, że to przez deszcze, których nie lubię.  W każdym razie była to dla mnie doskonała okazja na uzupełnienie płynów i na wariowanie i szczekanie. Oj szczekałem sporo, aż będący po przeciwnej stronie jeziorka wędkarze podskakiwali. W końcu jednak mijając "przystań" udaliśmy się przez iglasty zakątek i parking w las. Mijając ścieżką zagłębienie w ziemi, które do tej pory jawiło się jako polana teraz było całkiem pięknym i urokliwym jeziorkiem. Oczywiście cały ten nasz spacerek był dość powolny, bo co chwilę zbaczałem z drogi i obwąchiwałem całą okolice. Całkowicie nie rozumie, czemu człowieki tak nie robią. Jak można spacerować i nie wąchać drzewek, albo przynajmniej nie obgryzać patyczków, no albo chociaż obsikiwać drzew? W każdym razie jak się okazuje, nasz spacerek przeistoczył się wyprawę w krainie wielu jezior. Bo po chwili trafiliśmy na kolejne. 
uzupełnianie

chwila na patyczek


a tam było ściernisko a teraz jest jeziorko

no weź choć te obsikaj!

o jacie kolejne jeziorko?

Nad jeziorkiem postanowiłem sobie pospacerować po pomostach. W pobliżu jednego znalazłem bardzo fajnie przyszykowany kosz na śmieci. Wesoły piesek na nim aż zachęcał do wrzucania śmieci do środka. Może właśnie to jest ten powód, że w lesie jest o wiele mniej śmieci. Kto wie. W każdym razie po chwili kontemplacji nad losem świata postanowiłem wrócić do domku i odpocząć. To był cały mój męczący spacerek i kilka kilometrów w nogach.
o jakie fajne

dobra wracamy do LaBuni

trasa

W domku byłem zmęczony i po prostu poszedłem spać. Nawet nie kłopotałem się w jakieś tam pomaganie w sprzątaniu, albo coś takiego. Nawet nie miałem ochoty na mycie uszy. Ten co dwutygodniowy rytuał nie bardzo przypada mi do gustu. Znaczy nie lubię momentu nalewania czyścidełka do ucha, bo potem to już jest sama przyjemność. No w każdym razie zazwyczaj trzeba mnie do tego trochę nakłaniać, zwykle jakimiś przekąskami, albo czymś takim.
no nie wiem, czy chcę

We wtorek postanowiliśmy iść za ciosem. Pojechaliśmy do lasu, niemal w to samo miejsce, ale po lewej stronie drogi. Tam zaparkowaliśmy koło domku wędkarzy i piesków i kotków oraz różnych ptaszków oraz kózek. Tuż nad jeziorkiem. No i ruszyliśmy. Pańcio postanowił sobie za cel, obejść Czarny Staw. Okazało się, że to całkiem spora wyprawa a do tego jeziorka jeszcze trzeba było dojść i wcale nie było tak blisko.
to co ruszamy?

pierwszy krok 

Idąc główną ścieżką w lesie w końcu dotarliśmy do celu. No i teraz zaczęło się nasze poszukiwanie drogi na około jeziorka. Musiało nam się udać, bo po przeciwnej stronie byli ludzie. Na nieszczęście aby tam trafić i nie przedzierać się przez zarośla pełne kleszczy musieliśmy trochę odejść od jeziorka. Wędrując droga ciągle szukaliśmy miejsca, gdzie można skręcić i raz tak weszliśmy i nagle z krzaków dobiegł do nas wielki hałas. Nawet nie zdążyłem zareagować, jak z krzaków wyskoczyły dwa dziki i popędziły jak najdalej w ciemny las. Całe szczęście, że poleciały a nie zaatakowały, bo bym musiał przerobić je na mielonkę. W każdym razie postanowiliśmy nie zbaczać więcej z główniejszych dróg. W końcu jednak droga się rozwidliła i skręciliśmy w stronę jeziorka. Czułem, że byliśmy coraz bliżej. 
no i gdzie to jeziorko?

lepiej już nie wchodźmy w las!

o tak jesteśmy prawie nad jeziorkiem

Okazało się, że doszliśmy, ale nad inne jeziorko. Byliśmy bardzo zaskoczeni tym faktem. Małe jeziorko było bardzo malownicze i było tam kilku rybaków. Miało też bardzo utrudnione zejście, bo otaczał je stromy wał. Na szczęście udało mi się spróbować wody i z tego. Pewnie wędkarze nie byli zadowoleni bo płoszyłem im ryby. Jak się okazało prze przejściu prawie połowy jeziorka okazało się kilkanaście metrów od nad i kilka metrów niżej, jest nasz Czarny Staw. Tak więc szybciutko tam popędziliśmy   
inne jeziorko?

Udało nam się zbliżyć bardzo do wody. Praktycznie dreptaliśmy po linii brzegowej. Napawaliśmy się zwycięstwem i delektowaliśmy widokami. Aż żałowałem, że nie znajdujemy się tutaj o zachodzie słońca, bo widok byłby urzekający. Jednak i teraz było niczego sobie. Nie chcąc się przedzierać przez podmokłe tereny wróciliśmy na główną droga. Co nas po drodze zdziwiło, to to, że w środku lasu ktoś robił coś na kształt małego pustego baseniku. No niestety był pusty. Drugie zaskoczenie pojawiło się kilka kroków za owym basenem. Kilka kroków od nas stała sarna. Zamurowało ją i była we mnie wpatrzona. Ja zresztą nie pozostawałem jej dłużny. Nikt z nas nie chciał wykonać, żadnego ruchy. Delektowaliśmy się widokiem i coś mi mówiło, że właśnie przerwaliśmy jej w obiedzie, bo z pyszczka wystawała jej trwa. Ten ułamek sekundy był magiczny i gdy sarna skoczyła w krzaki wielkim susem oddalając się od nas, kątem oka widziałem, że Pańcio nie zdążył zrobić zdjęcia. Zresztą też był pod wrażeniem tego co się stało. Drugie takie spotkanie tego dnia. Tyle szczęścia. Wyszliśmy na główną drogę i szybciutko do LaBuni jeszcze zahaczając o jeziorka po drodze. Cała nasza droga nie była długa, ale była przyjemna i dość zróżnicowana. Tak to jest jak natura walczy z cywilizacją to powstają takie piękne miejsca.
bunkrów nie ma, ale i tak jest...

podoba mi się tu

po wrażeniach z sarną czas na łyczka

trasa spacerku

W domku zabrałem się za leniuchowanie. Znaczy się Pańcio coś tam robił z książkami i ja moment jego nieuwagi postanowiłem rozgościć się na kanapie. O tak odpoczynek przy dobrej książce jest bezcenny. Oczywiście dobra książka to taka, gdzie jest o jedzeniu, a te były jakieś inne i takie nudnawe, więc po kilku słowach zaraz usnąłem. Śniąc o jedzeniu też można się relaksować, a na zakazanej kanapie jest to wręcz błogie uczucie.
ale czy to jest coś o jedzeniu?

aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa jestem senny

Obudził mnie Pańcio. Nie był ani zły ani nic. Co było nieco dziwne. No ale szybko odkurzył całe mieszkanko i udaliśmy się na spacerek. W zasadzie to udaliśmy się do LaBuni i po Pańcie a potem szybciutko gdzieś. No właśnie gdzie. Pojechaliśmy do centrum miasta. Kiedyś dawno temu spacerowałem po centrum Katowic, ale jakoś wtedy więcej było robotników, dziur i płotów. Teraz jest ładniej, trochę betonowo, ale ładniej. Trochę pochodziliśmy, bo Pańcia gdzieś polazła. Oczywiście każdą wodę jaką miałem w zasięgu wzroku musiałem spróbować. Odwiedziliśmy rynek, gdzie zaczepiło mnie kilka osób. Każda z nich oczywiście zachwycała się moimi uszami i mnie głaskała. Oczywiście po wcześniejszym zapytaniu Pańcia czy mogą. W zasadzie to zawsze mogą mnie głaskać wszyscy, bo to uwielbiam, ale nie każdy piesek jest taki jak ja. Inne mogą się bać, albo być bardzo agresywne. No w każdym razie udaliśmy się pod Powstańców i zahaczyliśmy o fontannę na rondzie. Główne rondo to mały labirynt podziemnych przejść i schodów, ale zawsze dobrze wiem jak trafić do fontanny. Tam pyszna woda, do której próbowałem się dostać w każdej strony. Wskakiwałem aż w końcu się udało i mogłem pić do wody. Przeszkadzały mi jedynie te wielkie strumienie wodne, które atakowały moje uszy. Ech wtedy właśnie zadzwoniła Pańcia, że na nas czeka i przyszedł czas do powrotu, do domku, do tęskniącej za nami Fuksji.
no jasne, że możesz mnie pogłaskąć

mam patyczek

no jak mam się napić, jak nie mogę wskoczyć

jednak się udało

ale pyszna woda

Środa to bardzo deszczowy dzień, Rano tylko pozałatwiałem wszystko jak najszybciej i do domku. Zastanawiałem się jak ta pogoda może być tak zmienna. Jednego dnia słońce innego deszcz. Co jeszcze nas czeka? Rano śnieg, a wieczorem upał? Miałem ochotę tylko wrócić do domku i spać. Nawet nie kombinowałem i od razu położyłem się do swojego pontoniku pod stołem i zasnąłem jak kamień. Pańcio mnie ledwo zbudził, gdy musieliśmy iść po Pańcię. Oczywiście iść chciałem, ale nie chciało mi się wstawać. W każdym razie szybciutko szliśmy, bo po drodze tylko trzy razy się zatrzymywałem na siku, pięć razy na wąchanie i niezliczoną ilość razy przegryzienie trawki. Do Pańci dotarliśmy szybko, za szybko, więc musieliśmy na nią czekać. Tak więc mogliśmy poszliśmy odwiedzić psa pracującego. Poszliśmy odwiedzić Rolasa.
skubnę sobie

Rolas akurat miał przerwę i odpoczywał, ale oczywiście wyszedł ze spania i się przywitał. Trochę mu zazdrościłem tej budy, bo wypchana była słomą i wyglądała na bardzo, ale to bardzo wygodną. W każdym razie po obwąchaniu się i obserwowaniu jak fajnie ziewa, postanowiłem mu nie przeszkadzać i powolutku iść sprawdzić, czy Pańcia już jest gotowa. Pożegnałem się i w zamian otrzymałem wielki ziew zakończony zawyciem. Takie wesołe to zawycie. Oczywiście Pańcia była gotowa i wróciliśmy do domku. Nie pytajcie mnie jednak co się tam znowu działo, bo po prostu zasnąłem a po ostatnim nocnym spacerku szybko udałem się do legowiska, do sypialni. Pogrzebałem, potarłem i zasnąłem. Do ugryzienia! 

cześć Rolas

ale fajnie ziewasz

Pańca już gotowa?

co się śmiejesz?

dobranoc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz