środa, 9 marca 2016

No i gdzie ta wiosna

Od pierwszego marca jest już kalendarzowa wiosna i ja się pytam więc, gdzie ona jest, gdzie to słońce, ciepło i budząca się do życia przyroda z szaloną grą zapachów i kolorów. No dobra może ta przyroda się budzi do życia, bo pąki i zalążki liści już widać, jednak reszta? No dobrze, jeszcze wszechobecny świergot pataków. Wszystko fajnie, ale przecież czekam na słoneczko i ciepełko, nawet ciepły wiosenny deszczyk byłbym w stanie zaakceptować. Poranny spacer odbyliśmy w Parku mieszkańców Heiloo. Szukaliśmy tej kalendarzowej wiosny. 
rozglądam się i jestem rozczarowany
Na spacerku ja rozglądałem się za wiosną, za jej zapachami i za wszystkim co może kojarzyć się z tą kapryśną Panią. Powoli zaczynam dochodzić do wniosku, że nasza LaBunia to taka wiosna. Niby jest, ale jakoś tak nie do końca. Gdy ja wąchałem, to Pańcio chodził od drzewa do drzewa i cykał fotki drzew i ptaków skaczący po nich. Ech całe szczęście, że mogliśmy tak się pokręcić. Każdy z nas zajęty swoimi sprawami. Tylko jedno zaburzyło ten przyjemny spacer. Przez sam środek parku przechodził bardzo hałaśliwy wąż dzieci. Z jednej strony bałem się ich hałasów, ale z drugiej strony fanie było posłuchać tego jak mówiły o moich uszach i łapkach. Na szczęście ten marsz skończył się tak szybko jak się zaczął. Koniec końców nasz spacer po wymyślonym przez nas labiryncie w parku powoli dobiegał końca i wróciliśmy do domku. Wróciliśmy na pontonik aby odpocząć. 
a co to tam za hałasy

to co wracamy?

Popołudniu odwiedziliśmy na chwilkę Panią a chwilę później pojechaliśmy na Wybieg dla psów w Rudzie Śląskiej. Tym razem okazało się, że były tam dwa psiaki. Jedne z nich był przez płot bardzo zaczepny i hałaśliwy. Jednak gdy przekroczyłem podwójną furtkę to sytuacja zdecydowanie się zmieniła. To ja biegałem za nim. Biegaliśmy jak wariaci. Drugi piesio to beagle o imieniu Baster. Był bardzo przestraszony i siedział głównie ze swoją Pańcią, albo się chował przed naszym szaleńczym bieganiem. Zmęczyłem się bardzo i w zasadzie nie miałem siły i całe szczęście, że ten piesio się z nami żegnał. W zasadzie wyszło fajnie, bo beagle się otworzył i dość długo biegaliśmy oraz bawiliśmy. Co chwilę, któryś z nas leżał. Ostatecznie bieganina się skończyła i piesio sobie poszedł. Bardzo ciężko było nam się rozstać.i długo żegnaliśmy się przez płot. Piesio w końcu zniknął a mi pozostała zabawa w samotności. Pospacerowałem za Pańciem i w końcu udało mi się odpocząć. W sam raz na to aby wskoczyć do autka i pojechać po Pańcię. Chwilę na nią poczekaliśmy, ale w końcu szczęśliwie wróciliśmy wszyscy do domku. Ten dzień kończył się szybko.
no gdzie ta Pańcia?

kiedy ona się pojawi?

Dnia następnego skoro świt ruszyliśmy w drogę. Jednak jechaliśmy w inne miejsce niż zwykle o poranku. Jednak i tam Pańcie zostawiliśmy i pojechaliśmy dalej. Nagle szybkie zakupy i Pańcio wrócił z dużą ilością kwiatków. Oj była ona bardzo duża, ledwo mieściła się na fotelu pasażera z przodu. Nie tracąc czasu pojechaliśmy. Dobrze, że zdążyłem na chwilę wyskoczyć i zrobić siusiu. Bo potem to już praktycznie nie było czasu. Oj gdzie to my nie byliśmy, gdzie to my nie jechaliśmy. Wszystkie miejsca przez nas odwiedzane dobrze znałem i wiedziałem, że byłem w nich już dużo wcześniej. Nie wysiadałem nawet z auta bo nam się bardzo śpieszyło. W czasie jak Pańcio znikał i się pojawiał ja dopiero bym zdążył się wygramolić z auta. Powoli kwiatków ubywało a dzień nam mijał powolutku. Gdy kwiatki z auta się skończyły to wróciliśmy do miejsca, gdzie zostawiliśmy Pańcię. Nasza robota była zrobiona a Pańcia odebrana i odwieziona na właściwe miejsce. Tak zleciała nam połowa dnia. Wróciliśmy do domku, tylko po to aby mieć znowu robotę. Z wielką ochotą zabraliśmy się za sprzątanie mieszkanka. Ech wszystko było w użyciu i na szczęście szybciutko się z tym uporaliśmy. Oj było roboty, ale przecież kiedyś sprzątać trzeba i ktoś to zrobić musi. Nie mogliśmy dopuścić do tego aby w dzień Święta Kobiet, Pańcia musiała sprzątać, albo się denerwować. Ech ten dzień musiał być zdecydowanie inny.
t
to co bierzemy się za robotę?

to ja wcieram kurze

a ty może sprzątaj

Po tym wszystkim w końcu przyszedł czas na odpoczynek. Oj bardzo mi się należał, bo byłem bardzo zmęczony i to nie tylko z powodu sprzątania, ale również przez wcześniejsze jeżdżenie. No po prostu padłem jak kawka. No i spałem tak długo aż musiałem iść po Pańcię. Z wielką ochotą udałem się na ratunek Pańci. Trochę czasu minęło nam na spacerowaniu. Szedłem, ale naprawdę powolutku. Jakoś tak nie miałem siły przebierać łapkami, choć woli miałem dużo. 
nos mi podpowiada, że już niedaleko

Po odebraniu Pańci szybciutko wróciliśmy do domku i  już marzyłem o spaniu, ale po drodze jeszcze odebraliśmy pocztę. I Już wiedziałem, że szybko nie zasnę. Okazało się, że przyszła do mnie poczta. Tak taka normalna poczta - do mnie. W domku po obiadku człowieków, szybko otworzyliśmy przesyłkę i się okazało, że to nagroda za konkurs w którym mojej zdjęcie zostało docenione. No dobra było jednym z czterech zwycięzców i w zasadzie to zająłem drugie miejsce. Oj cieszyłem się bardzo, że organizator konkursu Świat z 4 przysłał mi nie tylko nagrodę, ale także magnesik na lodówkę i króciutki liścik. Wam moi mili też bardzo dziękuję za oddane na moje zdjęcie głosy.
wygraliśmy!!!!

Gdy poznałem zawartość tajemniczej koperty to mogłem spokojnie położyć się spać. Spokojnie mogłem wypocząć. W dalszym ciągu miałem sporo do nadrobienia w kwestii odpoczywania. Straciłem zupełnie poczucie czasu. Nie zdawałem sobie sprawy, że tak długo spałem. Bardzo się zdziwiłem jak Pańcio wyciągał mnie na nocny szybki spacerek. Ech bardzo mi się nie chciało wstawać, ale ostatecznie przecież pełny brzuszek przed snem trzeba lekko opróżnić. Tak wiec ostatecznie poszedłem a po powrocie jak jakiś robot udałem się do legowiska w sypialni i zasnąłem. Do ugryzienia!









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz