poniedziałek, 14 marca 2016

Deszczowniowo

Sobota od rana była płacząca. Nie mam pojęcia czemu tak płakała. Może nie była w humorze, albo coś. My w każdym razie z Pańciem szybciutko zebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę. LaBunia zabrała nas w wiadome miejsce, zabrała nas na Wybieg dla Psów. No dobrze do wejścia na wybieg dzieliło nas kilkaset metrów. Tą droge jednak szybko pokonałem, ale już przez płot widziałem pustkę. Nie było dobrze, 
gdzie się wszyscy podziali?
Na wybiegu absolutna cisza i spokój. Nie było nikogo. Sam jak palec chodziłem za Pańciem i starałem się znaleźć sobie coś do roboty. A to wąchałem krzaczki a to szczekałem na zajmujące się swoimi sprawami ptaszki. Ech te krzątały się za płotem a ja je wołałem do siebie. Chciałem się z nimi poganiać. One jednak niewzruszone zostały na swoim.Nagle z drzew dobiegły do nas wielkie hałasy. Okazało się, że to były dwie malutkie wiewiórki. Miały w sobie tyle energii, ze mało nie rozsadziły drzewa po którym biegały. Rabanu robiły co najmniej tak wielkiego jak walec drogowy.

ale pusto i smutno

ale rudzielce hałasują

Już się powolutku zbieraliśmy. Jeszcze tylko nie chciał się doczepić do smyczy. W każdym razie już byliśmy za bramą gdy na drodze pojawiła się Figa z opekunką. No i jeszcze postanowiliśmy wrócić na kilka chwil i pobiegać. Pańcia od Figi niosła interesując torbę, którą położyła na ławce. My z Figą zajęliśmy się sobą, ale nie na długo, bo przecież tam była ta torba. I akurat kiedy Pańca Figi powiedziała, że się cieszy, że psy zajęły się sobą a nie jej torbą z pieczywem ja byłem przy rzeczonej torbie. Niestety nie zdążyłem nic spróbować. Torba wylądowała za płotem. Bassecia brać wróciła do zabawy i to nie byle jakiej zabawy. Wszystko było dostojne i jak na bassety przystało zabawne. Krążyłem za Figą, czasami się oddalałem bo od czasu do czasu ona potrzebowała chwili w samotności. No na szczęście nie były to długie chwile  mogłem znowu za nią biegać i szaleć z nią aż do czasu, gdy nas czas się skończył - w kieszeni Pańcia rozległ się wielki hałas, rozległ się budzik. Czas był na nas. Figa odprowadziła nas do autka i się pożegnaliśmy - ze smutkiem.
za Figą

pokazała język

zabawy

no ale nie w szczepionkę!

Zapakowaliśmy się do autka, ale nie wracaliśmy do domku, o nie. Jechaliśmy do centrum Katowic. W zasadzie to nawet to centrum minęliśmy. W między czasie nawigacja się nam zgubiła a my zabłądziliśmy. Ostatecznie zaparkowaliśmy i szybciutko popędziliśmy w stronę parku. Pańcio mi nie mówił, ale byliśmy umówieni na spacer z człowiekami i psami ze społeczności Everest. Ucieszyłem się, bo liczyłem, że spotkam moją behawiorystkę, która raz kiedyś tam bardzo dawno temu mnie próbowała szkolić i doradzała moim Borowskim. W końcu znaleźliśmy grupę psiaków w środku Parku. Swoją drogą szkoda wielka, że było mokro i ciągle kropił deszcz, bo odechciewało się podziwiana całego parku a naprawdę było co podziwiać. Może kiedyś tam jeszcze wpadniemy. W każdym razie wracając do grupy spacerowej okazało się, że behawiorystki nie było. Było za to kilka fajnych i wesołych piesków. Duże i małe, głośne  ciche. Niektóre z nich już znałem - dokładnie jednego. W każdym razie spacerowało się fajnie, nawet na chwilę puścili mnie ze smyczy. Po około godzinie spacer się zakończył i wróciliśmy do LaBuni a w  końcu do domku.
człowieki z grupy

ja szalejący bez smyczy

zabawy z psiakami

prawie wszystkie duże psy (foto z internetu)

malutki przyjemniaczek (foto z internetu)


Po powrocie do domku reszta dna leciała nam bardzo powolutku i bardzo spokojnie. Większą część tego dnia przespałem. W końcu przecież nie ma co męczyć się w taki ponury i deszczowy dzień. Miałem nadzieję, że niedziela będzie lepsza, będzie weselsza. No i się zawiodłem. Całe szczęście, że kot miał o wiele weselszy dzień. Ja po porannym spacerku nie odstępowałem Borowskich ani na krok. To chciałem, żeby mnie głaskali a to po prostu patrzyłem.  
no weź mnie głaskaj człowieku

Popołudniowy spacerek przyniósł jedynie ulgę fizyczną, ale psychicznie jakoś ciągle było mi tak nijak. Czekałem na porządne słoneczko. Zresztą każdy spacerek był tylko szybki bo w ogóle nie chciało mi się wychodzić, w ogóle nie chciało mi się iść tam.
ale nudy na tym spacerku

W domku, gdy ja spałem to Fuksja najnormalniej w świecie bawiła się z Pańcią w odbijanie papierków. Oczywiście gdy tylko włączyła się "kamera" to Fuksja przestała się prawie zupełnie bawić. Ech ja nie wiem czemu ona jest taka wstydliwa. Ponieważ taka zabawa jest męcząca, to Fuksja postanowiła odzyskać siły pałaszują kokos z cukierków. W zasadzie to znam tylko jednego kota - Fuksje, no i w zasadzie trochę Milkę. Powiedźcie mi, czy wszystkie koty są takimi amatorami słodkości, czy tylko ta moja siostra. Może to po trochu moja wina, bo nauczyła się obycia i myślenia jak zwykły najzwyklejszy bassecik. Może wychowałem potwora. Do ugryzienia!

skaczę


masz cukierki?

to ja zjem kokos

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz