środa, 16 marca 2016

Kocioł

W poniedziałek z samego rana, tuż po odwiezieniu Pańci ruszyliśmy z Borowskim w daleką drogę do Gliwic. Nie pojechaliśmy jednak odwiedzić żadnego z mieszkań. Autko zaparkowaliśmy i poszliśmy nad jeziorka. Piękna słoneczna pogoda nakłaniała do spacerowania. Robiliśmy kółeczko wokół jednego z dwóch jeziorek. Z wielkim podziwem obserwowaliśmy dostojne, wielkie i białe ptaki, które pływając zajmowały się swoimi sprawami.
ale one są ładne
No jednak ile można obserwować ptaki, zwłaszcza takie nieme. W każdym razie nastał czas aby ruszyć dalej. Nastał czas by odejść trochę od jeziorka, ale w planach było tylko na chwile, bo chcieliśmy okrążyć też i drugie jeziorko. No i przecież trzeba się porządnie przygotować do takiego spacerku, napić i przede wszystkim podrapać.
drapanie

Nagle po minięciu kilku drzew i po nieudanych próbach przejścia pod wielką drogą zauważyliśmy kręcące się w pobliżu psiaki. Grupa psiaków wyglądała na przyjazną więc się cichutko do nich dołączyliśmy. No i się działo. Pańcio puścił mnie ze smyczą i się zaczęło. Biegałem z dwoma szalonymi beagleam. Jeden z nich był bardziej skory do zabawy niż drugi, ale to mi nie przeszkadzało poszaleć z oboma. Natomiast czarny cocker spaniel trzymał się na uboczu, był taki wycofany. Wszyscy byli zachwyceni moim bieganiem i szczekaniem. Można lubić moje malutkie i delikatne szczekanie - Pańcio tego nie lubi. W każdym razie szaleliśmy jak dzikusy i nawet nie myślałem aby się oddzielać od grupy i zajmować swoimi sprawami. Trzeba było się bawić, trzeba było biegać.
no psiaku szalejemy?

chwila przywitania

to co biegamy?

biegamy!!

chwila odpoczynku

rozmowa

W końcu jednak w naszej grupie stworzył się rozdział. Część została bawiąc się z nowo przybyłym psiakiem a część w której byłem ja i murzynek i dostojniejszy  beagle. No w każdym razie ruszyliśmy w wielką wyprawę. Dreptaliśmy przez łąki, minęliśmy schronisko i ruszyliśmy pod górkę po na tory prowadzące do kopalni. Dzięki nim przeszliśmy nad rzeką, za którą zaraz zeszliśmy. Ja dreptałem  cały czas na smyczy, ale i tak z wielką przyjemnością niuchałem  i podziwiałem cały świat.
no już pędzę!

Gdy wyszliśmy na bardziej otwarty teren to Pańcio mnie puścił abym pobiegał trochę z czarnym. Oj szaleliśmy bardzo. W końcu ten psiaku pokazał swoją prawdziwą naturę szalonego i wielkiego dzika. Pobiegaliśmy jak wariaci aż mało nie padłem ze zmęczenia. No w każdym razie okazało się całkiem nagle, że jesteśmy prawie pod pod mieszkankiem z kafelkami.
biegamy

Mieliśmy wielką robotę przed sobą, więc tylko chwilę posiedzieliśmy i odpoczywaliśmy. Ruszyliśmy dalej. Oj pojechaliśmy do Katowic i znowu wróciliśmy do Gliwic i po załatwieniu wszystkie w końcu wróciliśmy do Świętochłowic. Była już taka godzina, że podjechaliśmy po Panią ale chwile musieliśmy na nią poczekać. Ten czas wykorzystałem na spacerowanie po parkingu. Oj nie nudziłem się wcale. Nic a nic. Znalazłem sobie patyczka, obwąchałem sporo ciekawych miejsc. Dowiedziałem się kilku nowych ciekawostek. Pańcio nawet poczęstował mnie bułeczką tak na pierwszy głód. Bo muszę powiedzieć, że to była pora mojego obiadku. Pańcia w końcu dała znać, że jest gotowa i mogliśmy ją odebrać i wrócić do domku, gdzie padłem i do końca dnia byłem tylko budzony by zjeść  wyjść na spacer.
mam patyczek

oj patyczek mam

Wtorkowe poranne wyjście chyba wszystkich nas zamurowało. Po otwarciu drzwi od klatki schodowej przed naszymi oczami ukazał się śnieg. Jeden wielki śnieg. Cały świat, jak okiem sięgnąć był biały. Śnieg zasypał wszystko. LaBunie trzeba było odśnieżać. Trochę nam to zajęło, ale w końcu się udało i ruszyliśmy w drogę. Po odwiezieniu Pańci udaliśmy się na północ naszego miasta. Udaliśmy się w okolicę stawa Ajska. Wszystko było w śniegu. Musieliśmy się przedrzeć, przez wielkie błota. Przez obecność śniegu wszystko było trudniejsze. Nic nie było widać i co chwila brudziłem sobie łapki. Droga nie była łatwa i prosta. Co chwile wchodziliśmy pod góry strome i schodziliśmy z jeszcze bardziej stromych. Co kroku Pańcio się ślizgał i musiałem go ratować.
no wchodzisz?

teraz tam idziemy?

Nasze górki i doliny się skończyły i wyszliśmy na pola w pobliżu bunkrów. Tereny już dobrze znane, jednak my nie udaliśmy się do bunkrów jednak wkroczyliśmy do lasu. Szkoda, że nie zobaczyliśmy bunkrów, ale i tak było bardzo fajnie, bo między drzewami udało mi się wywąchać wiele ciekawych rzeczy. Nawet raz czy dwa razy poszliśmy nie w tą stronę gdzie trzeba. Dzięki temu trafiliśmy w tajemnicze miejsce. droga skończyła się polaną otoczoną niemal z każdej strony wysokimi ścianami hałdy. Od razu z Pańciem pomyśleliśmy, że jest to świetne miejsce na wybieg dla psów. No i tak nasza wędrówka powoli zatoczyła wielkie koło. Dotarliśmy nad jezioro a z niego to już tylko rzut beretem i jesteśmy przy autku. 

czemu nie idziemy do bunkrów

już prawie pod autkiem

Ten dzień był zaskoczeniem. Kto to widział, aby w ciągu kilkunastu godzin pogoda tak drastycznie się zmieniała. W zasadzie można powiedzieć, że w jednej chwili wiosna a w drugiej zima. No i powiedźcie mi jak tu nie zrzucać co chwila sierści z letniej na zimową i odwrotnie? Jak ja mam się zdecydować na ubranko, skoro nawet natura nie potrafi się na nic zdecydować. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz