No czwartek to był naprawdę szalony dzień, ale taki, że nie miałem czasu na chwile wytchnienia. Od rana razem z Fuksją zapewnialiśmy Borowskim rozrywkę, próbując ich obudzić a nawet zepchnąć i wygonić z łóżka. Dość szybko się nam to udało
ja tu tylko tak leżę, ale może się przesuniesz bo mi ciasno.
no wstawać!!!
Szybciutko wszystko załatwiliśmy i ruszyliśmy do czekającej na nas w pełnej gotowości LaBuni. Silnik zafurkotał i ruszyliśmy. Najpierw odwieźliśmy Panią i chwilę tam posiedzieliśmy i potem z Panią wyskoczyliśmy na chwilę na zakupy. Byłem w szoku, że takie rzeczy dzieją, ale z wielką radością pojechałem. Pani skoczyła na zakupy a my spokojnie sobie poczekaliśmy koło autka. Było tak jakoś fajnie. Słoneczko i ogólnie rozrywki w słońcu
czekamy na Panią.
W końcu jednak się skończyło i musieliśmy wrócić i zostawić Panią przy jej biurku i komputerze. Byłem smutny ale na szczęście na pocieszenie dostałem paczuszkę od Pani. No i ruszyliśmy załatwiać kolejne sprawy. Trzeba było wymienić oponki w LaBuni, Te przednie już nadawały się jedynie na gryzaki. No a, że jechaliśmy niedaleko remontowanego mieszkanka to postanowiliśmy tam na chwilkę wpaść. Oczywiście przywitałem się dałem pogłaskać, poleżałem i w dalszą drogę. Zabraliśmy ze sobą jeszcze pazury orła, ale jakieś takie niewędzone czy coś bo bardzo miękkie i tak dziwnie pachniały. Wiedziałem, że zjem sobie je później więc wylądowały w bagażniku. Po wizycie w Bojkowie wylądowała tam też oponka zimowa z wkręconą śrubą. Mój Pan stara się załatwiać wszystko raz ale porządnie. Tak więc wystając przez okienko jechaliśmy ulicami między łąkami. Mijaliśmy kolejne miasteczka i w końcu dotarliśmy na miejsce. Tam znany mi miły Pan zabrał się za zdejmowanie kół i robienie tych wszystkich rzeczy, które robić musiał aby zmienić nam oponki. W między czasie pogawędził z Borowskim. Ja siedziałem w autku i czekałem aż całość się zakończy. W końcu po kilku dłuższych minutach LaBunia stała w nowych przednich bucikach.
oponki wymienione a więc do domku!
No niestety tak łatwo nie było, do domku nie pojechaliśmy, ale i tak było fajnie. Bo w drodze zatrzymaliśmy się na parkingu, koło zamku. Szybciutko wysiedliśmy i zamek był imponujący i piękny, ale okazał się być raczej ruinami.Mimo wszystko był ładny i imponujący a wokół niego było wiele ciekawych rzeczy i istot do oglądania. Mijało nas wiele osób i wszystkie bardzo interesowały się moimi uszami i łapkami a niektóre z nich nawet mnie pogłaskały i się ze mną przywitały. Na małym spacerku nim jeszcze obszedłem zamek zobaczyłem trzy dziwne psiaki. Dwa z nich były bardzo duże a jedne trochę tak jakby mniejszy. Niestety one całkowicie mnie ignorowały i to mimo, ze zachęcałem je do zabawy trochę szczekając. No niestety tylko się patrzyły na mnie z politowaniem i kontynuowały jedzenie trawki.\
hej!!!!! ja tu jestem!!
haloooooooooooo!
No niestety zawiedziony ruszyłem dalej i spotkałem znowu jakieś takie dziwne pieski. Te były zdecydowanie mniejszych rozmiarów. Były również bardzo mną zainteresowane. Tak jak ja nimi. Dodatkowo były bardzo zwinne bo chodziły po drzewach jakby to była jakaś najnormalniejsza czynność na świecie. Oczywiście podchodziłem do nich z wielką obawą, ale dzielnie do przodu. Tak sobie oglądaliśmy siebie z bezpiecznego dystansu. W zasadzie to prawie czuliśmy swoje oddechy, ale pojawił się Pan który dał im jakieś jedzenie i mnie zupełnie olały. Chciałem tam lecieć, ale mój Borowski zaciągnął mnie pod zamek.
hej!
co ci się wbiło w głowę?
No i poszliśmy pod ten zamek, obejrzeć go z mniejszej odległości. No i powiem, że był fajny, ale bardziej zaciekawiło mnie to co było po drugiej stronie małej łączki. To były ule. Każdy z nich był inny a wszystkie piękne. Dodatkowo dzięki szybce można było zajrzeć do jego wnętrza. Obejrzeliśmy jeszcze drewniane rzeźb różnych straszydeł i wróciliśmy pod zamek, gdzie chwilę pobawiłem się sznurem.
Ule, a wyglądają jak domku do pszczół
Po zamkiem chwilę się siłowałem z Panem potem ładnie aportowałem za sznurem. No ogólnie był to bardzo dobrze spędzony czas, choć bardzo męczący. Tak sobie aportowałem, gdy nagle się zorientowałem, że ten zamek jest coś bardzo zniszczony i obawiałem się, że to była moja wina, więc postanowiłem szybko się stamtąd ewakuować.
uciekajmy!
Tak więc jak odwiedzicie zamek w Chudowie i będzie się wam wydawał popsuty to was przepraszam, a jak nikt nic nie zauważy to super. Ewakuowaliśmy się do autka i już tylko do domku. Postanowiliśmy, że za jakiś czas wrócimy aby ostatecznie zdobyć to zamczysko, ale weźmiemy całą paczkę.
chodu!
jedziemy do domku?
Do domku to ledwo się zabraliśmy. Kilka rzeczy trzeba było zabrać. Ja byłem tak zmęczony, że nic nie wziąłem na siebie, zresztą ledwo wszedłem. W domku już miałem kłaść się spać aby odsapnąć, ale najpierw zjadłem a potem zabraliśmy się za otwieranie paczki, która nawet Fuksja była bardzo zainteresowana. Nawet sprzeczaliśmy się czyja to paczka a potem co w niej może być. Na szczęście nie były to zbyt ostre kłótnie i już po chwili pogodził nas Pan otwierając toto.
moja to paczka
no raczej moja!
otwarta paczka!!
Jak się okazało po chwili, paczka była nasza. W zasadzie to głównie Fuksji, bo we wnętrzu paczki była karma dla tej małpki i to zarówno sucha jak i morka, ale jakoś tak bardzo mało tej karmy. Na moje oko było jej może na jeden góra dwa dni. No i było coś dla mnie. Kaganiec, który po wstępnych przymiarkach okazał się być w sam raz. Mimo iż kupiony był za duży, to okazało się, że nie nadaje się na spacerowanie po straganach bo mam problem z uchyleniem w nim mordki. No nic trzeba będzie napisać do Zooplus. Na pewno będziemy zabiegać o taki sam tylko większy, bo jest fajnie zrobiony i porządnie się go zakłada. Można też go formować pod wpływem temperatury. Jakby ktoś był zainteresowany takim kagańcem to można go nabyć Tutaj,
wszystkie zakupy
w nowym kagańcu, nie da się go zdjąć!
Fuksja smutna, bo nie ma swojego kagańca.
W tym kagańcu pojadłem trochę smakołyczków, a gdy tylko Borowski mi go zdjął to położyłem się spać. Była chwila by wypocząć, by powygrzewać się w słońcu. Fuksja jeszcze była trochę niezadowolona z powodu swojego kubraczka, ale już cieszyła się bardzo, bo wieczorkiem miała się go pozbyć na dobre. Miał zniknąć tej uprzykrzający jej życie element garderoby. Czekała już zniecierpliwością
na podusi
wspólna drzemka w słońcu
W czasie gdy ja drzemałem Pan zabrał się za przyrządzenie orlich łapek. Wylądowały one w wodzie i po długotrwałym gotowaniu zostały obrane a po ostudzeniu przelało się wszystko do pojemniczków. Powiadają, że taka magiczna mikstura jest bardzo zdrowa na stawy i to nie tylko psiaków. Pan chyba jednak przesadził z ilością wody i coś mi się wydaje, że galaretka to się raczej nie zrobi.
się gotuje
apetycznie wygląda
Jednak nie mogłem przesiedzieć cały dzień w kuchni patrząc jak tężeje lub nie ta galaretka. Musiałem iść do sklepu, do apteki po zamówione przez Panią jakieś rzeczy. Spacer w taki upał był bardzo męczący i bardzo się w jego trakcie umordowałem. Na szczęście Pan był wyrozumiały i co jakiś czas mnie głaskał, dawał łyka wody a przed wszystkim bawił się ze mną sznurem. W zamian postanowiłem obślinić mu całe nogawki i troszkę poszarpać go za buty. To takie moje kocham cię!
no weź mnie pogłaszcz
Po powrocie do domku już całe emocje się skończyły. Mogłem poleniuchować i odespać całą tą gonitwę tego dnia. Do ugryzienia!
Fajnie spędzacie dzień. Furiat pewnie jest bardzo zadowolony :)
OdpowiedzUsuń