Na sobotę cieszyłem się od dłuższego czasu. Miałem nadzieję, że nie będę musiał iść z samego rana na spacerek, miałem nadzieję, że sobie pośpię. Nie było jednak tak różowo. Udaliśmy się na spacerek tak jak każdego dnia w tygodniu. Na szczęście bardzo szybko wróciłem do domku po tej morderczej wyprawie z promieniach słonecznych, które niczym laser wypalały każdy skrawek skóry czy trawy. Po prostu z nieba to chyba ktoś wylewał lawę, albo coś takiego!
wracajmy
W domku na szczęście było trochę chłodu a co najważniejsze nie musiałem chodzić i mogłem tylko leżeć i nic nie robić. Fuksja ciągle łaziła w swoim kubraczku i coraz mniej jej się to podobało. Coraz mniej się ruszała i coraz mnie jej się chciało robić cokolwiek. Wcale jej się nie dziwie. Ma futerko i na to jeszcze kubraczek a do tego wszystkiego jeszcze ten upał. Zdjęcie kubraczka trochę jej pomagało, ale niestety ta małpa się wtedy tylko wylizywała. No i szybko wylądowała w swoim kubraczku i bardzo szybko szukała najodpowiedniejszego miejsca na sen. Bardzo niefortunnie zasnęła na oparciu kanapy z którego się najnormalniej w świecie zsuwała. Jednak ona się łatwo nie poddała i zapierała się oraz ratowała pazurami.
śpię i jest mi tu wygodnie
Nasze lenistwo jednak musiało się skończyć. Czekała nas wielka i ciężka praca. Po pierwsze pojechaliśmy do weta. Oczywiście ze mną było wszystko w porządku, ale Fuksja musiała pojechać na zastrzyki. W rozgrzanym niemal do czerwoności autku pojechaliśmy. Na szczęście na miejscu zbyt długo nie musieliśmy poczekać. W dodatku spotkaliśmy tam małego fajnego szczeniaczka. Byliśmy sobą bardzo zafascynowani i nawet trochę się pobawiliśmy. Fuksja tymczasem siedziała w otwartym transporterku i nigdzie nie zamierzała uciekać!
Fuksja czeka na wizytę.
Małą chwilkę później byliśmy już we wnętrzu gabinetu. Fuksja trochę zdenerwowana przyjmowała to co ją czekało. Przyjęła w tyłek dwa zastrzyki. Nawet nie syczała za bardzo i nie straszyła. Po prostu spokojnie przyjęła swój los. Chyba nawet trochę się ucieszyła z faktu zdjęcia kubraczka.
no w końcu
Po załatwieniu wszystkich tych strasznych rzeczy szybciutko wgramoliliśmy się do autka. Tylko Pani gdzieś jeszcze poszła, ale na szczęście szybko wróciła. Mogliśmy ruszać w dalszą drogę. Dobrze, bo było tak gorąco i to mimo chodzącej klimatyzacji w autku. No po prostu się rozpuszczałem.
no jedźmy już!
No i zajechaliśmy pod sklep. Gdzie Pani poszła po zakupy a nasza paczuszka czekała przy autku i sobie chodziliśmy. Na szczęście udało nam się zaparkować w cieniu i mogliśmy przewietrzyć autko. W dodatku Pan podzielił się ze mną piciem - zimnym piciem, które wcześniej kupiła Pani. Nazywa się to granita i było pysznie zimne.
ale smaczne
Po wyciu tak pysznego napoju, w takich warunkach jak wtedy panowały, nazwał bym go napojem bogów miałem dziwne wrażenie, że z moim językiem jest coś nie tak. Utwierdziły mnie w tym śmiechy Borowskiego.
czy ja mam fioletowy język?
Po takiej dawce chłodu miałem siły aby pospacerować. Wzbudziłem wiele uśmiechów wśród osób mijających nach. Nie jedna osoba zagadała i chciała mnie pogłaskać, co oczywiście uwielbiam. Tak sobie krążąc wokół autka nie mogłem nie skorzystać z możliwości obwąchania wszystkiego.
wącham
Kotka w tym czasie siedziała w transporterze w autku na przednim fotelu i delektowała się lekkim powiewem chłodnego powietrza z nawiewów. Nagle otrzymaliśmy telefon i ruszyliśmy po Panią. Ta akurat wychodził, więc zapakowaliśmy zakupy do autka i w drogę. Nie myślcie sobie, że to już koniec. O co to to nie. Pojechaliśmy dalej. Pojechaliśmy do Bojkowa. Tam byli niemal wszyscy a po chwili ta ilość się zwiększyła o opiekuna Franka. A no i nie było Milki i Wiki. Tak w sumie to wszystkich nie było, ale najważniejsze, że był Fred. Ze wszystkimi się przywitałem i dzięki opiekunowi Freda trafiłem pod prysznic, co pozwoliło mi na chwilę wytchnienia. Potem poleżeliśmy na kocyku poczytaliśmy książki i ogólnie się relaksowaliśmy. Trochę sobie pojadłem porzeczek, trochę się siłowałem z Panem, tak na dobrą zabawę. Przyjechał w końcu nawet Franek. On początkowo zainteresował się śpiąca w przenośnym domku Fuksją. Ta jedna początkowo go ignorowała, choć z czasem postraszyła go syczeniem i się schowała całkowicie w domku. Fuksja w ogóle dziwnie się zachowywała. Początkowo siedziała w otwartym domku i mogła sobie pochodzić do woli, jednak nigdzie oddalała się na więcej niż kilka kroków. Potem już ze złożonym domkiem to sobie po prostu spała, ale nie tak normalnie, zwyczajnie. Prawie nie dało się jej dobudzić. Pewnie na to złożyło się wiele czynników - upał, operacja i zastrzyki oraz nieszczęsny kubraczek. Na szczęście Borowscy o wszystkim pomyśleli i dali jej wodę w miseczce pod nosek i do tego jeszcze z ręki karmili ją jej jedzonkiem. Cały ten nasz relaks dążył do jedzonka z grilla. Aromat pieczonych kiełbasek, kaszanek i karkówki rozchodził się po całym podwórku. Mało miałem okazję spróbować gotowych wyrobów. Zresztą wszystkie psiaki miały, a była nas cała trójka. Tylko Fuksja nic nie dostała bo spała jak kamyk.
Fuksja zasypia w domku
wysycham po kąpieli
czytam!
a może by tak pokosić!
ale jak to przespałam grilla?
Po jedzonku i przetrawieniu wszystkiego pożegnaliśmy się ze wszystkimi. To był dobry dzień na działce, to był dobry grillowy dzień. Jeszcze jednak dużo wrażeń przed nami. Pojechaliśmy odwiedzić jeszcze remontowane mieszkanie - mieliśmy przeprowadzić inspekcje. Całą rodzinką się przedarliśmy do środka i pooglądaliśmy to wszystko co już zostało zrobione od ostatniej wizyty i jakie są plany. Nie miałem siły podziwiać całej tej pracy, podobnie zresztą jak Fuksja która od razu schowała się w domku.
ale się zmęczyłem
Nie wiem ile czasu spędziliśmy na inspekcji, bo obudziłem się jak wychodziliśmy. Nie pojechaliśmy jednak do domku a jeszcze do jednego sklepu. Tam znowu zaparkowaliśmy samochód, Pani poszła na zakupy a Fuksja i Ja zostaliśmy z Panem. Oczywiście od wysiadki Pani ja głośno szczekałem do czasu aż wyszedłem. Gdy sobie tak chodziłem z Panem wokoło wietrzącego się autka z Fuksją przy nawiewie podjechali do nas strażnicy miejscy bardzo zainteresowani tym, czy ja przypadkiem nie siedziałem sam w rozgrzanym samochodzie. To była nie prawda, ale oni jakoś nie wyglądali na przekonanych. W każdym razie chwilę jeszcze pogadali i pojechali obejrzeć resztę samochodów. Cudowna akcja ratująca życie pieską zamkniętym w aucie przez zapominalskiego lub nieodpowiedzialnego właściciela. Tymczasem Fuksja zażądała wyjścia z transporterka. Była to okazja do uzupełnienia płynów. Podzieliliśmy się między sobą resztką wody i trochę pokręciliśmy się wokoło autka. Jednak koniec końców zarówno Fuksja jak i ja wskoczyliśmy do autka aby poleżeć i poczekać na powrót Pani z zakupami. Przy okazji czekaliśmy na wodę, która się nam skończyła.
ja posiedzę
a jednak pozwiedzamy
no gdzie ta Pani?
jak to woda się skończyła?
W końcu wieczorkiem wróciliśmy do domku, zmęczeni i wykończeni. Marzyliśmy tylko o spaniu. Znaczy ja i Fuksja o tym marzyliśmy. Szybko coś zjedliśmy, szybko napiliśmy się i nas ścięło. Do ugryzienia!
Fuksja zasnęła jak żaba
ja na chłodnej podłodze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz