Ech i po co w sobotę się wcześnie wstaje? A no po to, żeby sobie rozprostować łapki na porannym spacerku i zjeść śniadanko. Potem znowu można położyć się spać i to na dość długo. Przynajmniej do czasu aż cię nie obudzi jakiś smakołyk, albo jakieś domowe zamieszanie. Fuksja ten czas wykorzystała na leniuchowanie wtulona w Panią lub Pana.
Pani tuli
Tulenie z Panem
W końcu jakaś dobra chwila dotarła i do mnie. Dostałem duży kawałek skórki z boczku. Niezbyt długo się z nim męczyłem. Mimo wszystko było co ciamkać przez kilka minut. Oczywiście było by lepsze, gdyby Pan mi trzymał ten kawałek skóry, ale i bez tego dałem sobie radę. Jak się chwilę później okazało to była przygrywka do wyjścia na spacer i to długi spacer!
ale pyszny boczuś
Gdy słońce było niemal w najwyższym punkcie na nieboskłonie, w tak zwanym zenicie, to ja i Pan zebraliśmy się na dworek. Plecak na grzbiecie Pana oznaczał tylko jedno - szliśmy na dłuższy spacer. Dobrze, że zabraliśmy zapas wody, bo było gorąco. Nasz spacerek nie był byle jakim spacerkiem i trwał dobre dwie godziny. Mało tego nie było to takie zwykłe oglądanie okolicy, szliśmy mając cel przed sobą. Szliśmy do sklepu po trzecią zasłonkę. Czemu jej nie kupili od razu?
W każdym razie szliśmy sobie miastem. W trakcie naszej wyprawy odwiedziliśmy pomniki upamiętniające ofiary nazizmu. Bardzo dużo takich miejsc znajduje się w naszych okolicach i są to miejsca w których czuć wielki ból i cierpienie. No ale odwiedzamy aby uczcić pamięć zmarłych ludzi oraz przy okazji aby czytający nas też o tym pamiętali. Może Was też najdzie chwila refleksji i zadumy. No dobrze, ale nie tylko takimi miejscami piesek żyje. Mniej więcej w połowie naszej drogi odwiedziliśmy jeszcze fontannę. Bardzo rozbudowana fontanna znajduje się przed urzędem miejskim Rudy Śląskiej. W jeden jej części pluskała się zgraja dzieciaków i ja nie chcąc im przeszkadzać a chcąc uzupełnić mój zbiorniczek z woda postanowiłem udać się do tej bezdzietnej części. Tam jednak było bardzo ciężko się napić i ostatecznie zrezygnowałem. Dobrze, że woda tryskała na około to choć troszkę jęzor zmoczyłem. Kto, powiedzcie mi no kto projektuje tak fontannę, że takie pieski jak ja nie są w stanie się z niej napić? No na szczęście mieliśmy ze sobą butelkę wody, niewielką, ale jednak. Powolutku popijałem sobie w trakcie dreptania. Miałem ochotę na więcej, ale Pan mi wodę reglamentował.
idziemy przed siebie, nóżka za nóżką
Pomnik ofiar przymusowych obozów pracy
pomnik Jadwigi Markowej
fontanna z której pieski pić nie mogą!
może jednak? No niestety!
Nim dotarliśmy do sklepu to przeszliśmy niedaleko centrali Straży Miejskiej. Znalazłem tam doskonałej jakości patyczek, z którym sobie dreptałem sobie dobre kilka minut. Przynajmniej do póki nie dotarliśmy do głównej ulicy przy której leżał nasz sklep - cel.
z patyczkiem!
nikomu nie oddam
Pod sklepem Pan mnie przyczepił do ogrodzenia i zniknął dosłownie na 30 sekund. Nim zdążyłem mrugnąć już pojawił się z powrotem. Zapakował zakup do plecaka napoił mnie, pogłaskał i ruszyliśmy w drogę powrotną do domku.
już wracamy?
Nie było jednak tak łatwo, bo poszliśmy inną droga, oczywiście bardziej okrężną i przy najmniej na początku mniej zurbanizowaną. Wszędzie były łąki jak okiem mogłem sięgnąć, choć to w zasadzie daleko nie jest. Nagle nim się zdążyłem nacieszyć kwiatkami wylądowaliśmy miedzy blokami. Ech droga powrotna nie była jeszcze taka łatwa, bo musiałem na Pana poczekać, gdy poszedł do sklepu. Dokupił tam wodę i w końcu szliśmy do domku. Drogę tą już trochę znałem i dreptałem sobie spokojnie, co jakiś czas zatrzymując się na uzupełnianie płynów. W końcu zabrałem się za patyczek, który zadowolił mnie na chwile. Zapomniałem o nim, gdy znalazłem pojemnik po serku. Do domku mieliśmy jeszcze jakieś 30 minut drogi, ale pojemnik niosłem już cały czas i zostawiłem dopiero pod naszym śmietnikiem. I to nie z byle powodu, bo były tam pieski z którymi się musiałem przywitać. To mi kumple z którymi już nie raz się obwąchiwałem.
jak to łąki się skończyły - kiedy?
to nie jest łąka, to jakiś skrawek zieleni!
wracam z tym patykiem do domku!
no dobra jednak wracam z tym serkiem
cześć, nie uciekaj!
W końcu po ponad 10 kilometrach dotarliśmy do domku. Jedyne o czym marzyłem to sen, to też uczyniłem. W czasie gdy padłem na podłodze Pan zniknął na na chwilę, ale szybko wrócił i miał ze sobą największy skarb miał ze sobą lody. Oczywiście podzieliliśmy się z Fuksją swoim malutkim lodem. Fuksja swój lizała całą wieczność, ja natomiast nie bawiłem się w męczenie i nim Pan zdążył włączyć aparat to po lodzie pozostało wspomnienie. Pozostało mi tylko patrzeć jak Borowscy jedzą swoje i prosić ich ładnie o udostępnienie jeszcze kawałka - nie udało się.
padam z nóg!
jakie lody?
apetyczne lody!
no daj gryza!
Do końca dnia marzyłem tylko by spać, ale niestety wzywały mnie jeszcze potrzeby. Natury nie jestem w stanie oszukać i musiałem iść jeszcze raz na krótki spacerek, bardzo krótki, ale za to bardzo owocny. Szybko jednak miałem ochotę wracać i położyć się ponownie spać. Oczywiście w domku jeszcze trochę łobuzowałem, ale nic wielkiego.
na spacer, a po co!
W domku gdy zasypiałem na foteliku, to Fuksja chciała być w centrum zainteresowania, zwłaszcza zainteresowania Pani. Przez tą małą czteronożną kulkę futra Pani nie była w stanie czytać. Fuksja nie cycka się w delikatność, gdy chodzi o jej potrzeby. No taki jej urok. Do ugryzienia!
nie ma czytania - jest Fuksja!
Fuksja zasypia
a ja śpię
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz