Pomimo nie ładnej pogody z rana udaliśmy się na spacerek, bo przecież "nie ma lipy" Aura bardzo zniechęcała do spacerków, ale mimo wszystko zrobiliśmy dwa porządne kółeczka wokoło jeziorka n "skałce" W ogóle to zauważyłem pewną prawidłowość. Im pogoda jest bardziej domowa tym więcej wędkarzy siedzi nad jeziorkiem i łowi ryby. Czy istnieje aby jakieś połączenie między pogodą a łatwością łowienia ryb?!
Ja w każdym razie będą w pobliżu wody postanowiłem sam spróbować coś złapać. Tak więc udałem się nad brzeg i dłuższą chwile obserwowałem co tam dzieje się pod powierzchnią wody. Czekałem kilka chwil, nawet się zamoczyłem łapki, ale nic to nie dało. Ostatecznie trochę zrezygnowany postanowiłem po prostu się napić. Niech niedające się złapać ryby mają mniej wody. A co! kara musi być!
nie ma ryb, nie ma ich!
Trochę smutny, trochę zawiedziony i rozczarowany wróciłem do autka. Powolutku robiło się cieplej i jakoś tak się wypogadzało. W zasadzie czułem, że zapowiadał się już wspaniały dzień. Czułem, że będzie pogoda i to wspaniała pogoda.
wracamy do autka
W domku usnąłem niemal od razu, bo przecież byłem bardzo zmęczony po spacerku. Kolejne kilometry w nogach to wielkie zadowolenie jednak i wielkie zmęczenie.
Gdy tylko się obudziłem to spostrzegłem, że słoneczko już powoli wyszło. Tak więc moje przewidywania się potwierdziły. Dziarsko zjadłem i już po chwili byłem na spacerku. Przeszliśmy małą ścieżką na ukrytą łąkę, a tam niemal jak okiem sięgnąć wszystko spalone. Ech ktoś wypalał trawę i to pewnie dlatego ostatnio słyszeliśmy syreny i jakby gotujący się olej. Ech po co? na co?
i po co to wypalone zostało?
Ech trochę smutny i zaskoczony wróciłem do autka po Panią i w drogę. Robiło się coraz cieplej i cieplej. Po dłuższej drodze zatrzymaliśmy się i już wiedziałem gdzie jesteśmy, przed wejściem do Franka jeszcze się trochę podrapałem i byłem gotowy do wejścia. W te pędy wbiegłem przez drzwi i po chwili dopadłem do misek. Franka nie było więc się trochę zasmuciłem. Spokojnie dopiłem wodę i położyłem się u Pana w nogach. Było gorąco i duszno więc od razu wiedziałem, że długo nie posiedzimy. Nagle pojawił się Franek i zaczęła się zabawa na całego. Szczekanie, bieganie i latanie. Wszędzie było nas pełno. Oboje szybko się zmęczyliśmy, ale naszej zabawie nie było końca i nic nam nie przeszkadzało, że byłem na smyczy.
drapanko
z Frankiem
Nasze zabawy niestety się skończyły bo pożegnaliśmy się i wróciliśmy do LaBuni a potem do domku, gdzie znowu zabawa z Fuksja i wieczorny spacerek. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz