Na poranny spacerek to ja musiałem budzić Pana. Co prawda trochę niechętnie, ale jednak udaliśmy się na spacerek. Gdy tylko wyszliśmy na dworek to Pan się rozbudził i znowu dodaliśmy kolejne kilometry do naszego wyzwania. Od razu na spacerku się dowiedziałem, że pojedziemy do Freda bo Borowscy muszą zagłosować w wyborach prezydenckich.
Tak więc po powrocie do domku i zjedzeniu śniadania położyłem się spać próbując przetrawić to co do mnie dotarło na spacerku. Postanowiłem, że doradzę Borowskim w wyborze, ale wcześniej musiałem zapoznać się z programem kandydatów i znaleźć odpowiedzi na pytania takie jak: czy obiecują przysmaki dla każdego psa?; czy miziają pod brodą? i inne tym podobne.
W każdym razie zostałem obudzony, ubrałem się w szelki, pożegnałem z Fuksją i ruszyliśmy z Borowskimi do LaBuni. Oczywiście zapakowałem się do bagażnika i obserwowałem świat przez szybkę. Widoki zmieniały się szybko i dotarliśmy na wielki parking pod sklepem. Tam chwilę przechadzki w oczekiwaniu na powrót Pani z zakupów. Ten czas wspominam bardzo miło, bo wzbudziłem wielkie zainteresowanie wśród ludzi.
pod sklepem zaznaczam swój teren
Stamtąd ruszyliśmy pod domek Freda. Szybciutko tam dotarliśmy i korzystając z chwili czasu Pani poszła szybciutko zagłosować do swojego miejsca głosowania. Ze względu na jakieś papierkowe zawieruszenie Pan musi głosować gdzieś indziej. Na niego przyszedł czas po obiadku, który zjedliśmy u Freda. Nie trwało to zbyt długo, ale było smacznie przynajmniej tak czułem.
W każdym razie z Panią poczekaliśmy chwilę na Pana który poszedł zagłosować. Ten czas spędziłem na obwąchiwaniu stojaka na flagi. Pan o dziwo szybko się wyrobił i poszliśmy odwiedzić mieszkanie z kafelkami, gdzie dłuższą chwilę siedzieliśmy. Potem do domku.
Od razu zapomniałem wam powiedzieć, że Fuksja jakoś dziwacznie się od rana zachowywała. Tak się wykręcała i wyginała oraz wydawała jakieś dziwaczne dźwięki i była dziwnie tulaśna. Hmmm cieszyłem się, że trochę czasu nas nie było, bo miałem nadzieję, że po powrocie Fuksja będzie jak stara. Niestety po wejściu do domku było dokładnie tak jak rano. Nie żeby mi się to nie podobało, ale byłem jakiś taki speszony i zaskoczony. Przywitałem się z nią od razu a ta głośno mruczała i czasami syczała. Jednak zmęczenie dało mi o sobie znać i poszedłem spać. Fuksja również poszła wcześniej się trochę o mnie ocierając. Od Borowskich dowiedziałem się, że ma ruje i przez to tak a nie inaczej się zachowuje. Fuksja stała się już dużym kotkiem i tyle.
zabawa
zabawa ciąg dalszy
"przytulanie"
Gdy się trochę wyspałem to ruszyłem z Panem na spacerek. W końcu musieliśmy nadrobić te kilometry z popołudniowego spacerowania. Szybciutko więc ruszyliśmy zostawiając za sobą miasto i światła blokowisk - udaliśmy się w dzikie ostępy naszego miasteczka. Dreptaliśmy ubitą drogą, pełną dziur i zakurzoną. Towarzyszył nam tylko śpiew ptaków i kumkanie żab. Mijaliśmy jeziorka i to w zasadzie kilka tych jeziorek. W końcu dotarliśmy do końca, wielkiej bramy przez którą musieliśmy zawrócić! Droga powrotna do domku była zdecydowanie inna i jakaś taka spokojniejsza, mniej dziurawa. W każdym razie doprowadziła nas niemal pod sam domek. Po drodze natrafiliśmy na jakieś ognisko nad jeziorkiem. Coś mi się wydaje, że nie rozpaliło się samo i spowodowało sporo szkód przez zniszczenie wielkiego kawałka trawy.
pożar?
Powrót do domku nie był bardzo szybki, bo jeszcze zwiedziliśmy nasze osiedle. Tak w ramach nabijania kilometrów i w końcu zmęczony mogłem położyć się w swoim pontoniku. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz