sobota, 30 maja 2015

Po drzwi

Jako bardzo zmęczony psiak nie miałem siły wstawać. Naprawdę liczyłem, ba miałem nadzieję, że zostaniem w domku. A tu masz ci los. Budzi nas słoneczko. Ja mimo wszystko z radością otwieram oczka i rozpoczynam nowy dzień. Od dłuższego czasu marzyło mi się słoneczko o poranku i w końcu się udało. W końcu jest. Takiej okazji nie można zmarnować. 
Ruszyliśmy w drogę. Odwieźliśmy Panią i na miejscu okazało się, że drzwi które w dniu wczorajszym do domku z kafelkami nie dotarły, dziś będą i nasza LaBunia będzie je zawozić. No więc musieliśmy poczeka. Nie zmarnowaliśmy jednak tego czasu, bo najnormalniej w świecie poszliśmy na dłuższy spacerek. Dłuższy radosny spacerek poranny.
w drodze

Tak się kręciliśmy po okolicy i chodziliśmy i wąchaliśmy najróżniejsze rzeczy. W zasadzie cały spacerek czułem oczekiwanie. Zresztą sam byłem podekscytowany możliwością wiezienia drzwi i ciekawością jak one się zmieszczą. Po długim chodzeniu i lekko zmęczony wróciłem razem z Panem i okazało się, że nasze drzwi już na nas czekają. Ja więc zasiadłem w autku na przednim fotelu pasażera i obserwowałem ze spokojem co się dzieje. Grała cicha muzyczka a Pan gimnastykował się z drzwiami. ustawiał w różne strony i kierunki i w końcu się udało. Potem jeszcze przypięcie linkami i chwila rozmowy z magazynierami. Oczywiście z ust Pana padła propozycja transportowa na drzwi 70. No i w końcu ruszyliśmy w drogę. Wybraliśmy najprostszą drogę jaką się dało, bo drzwi trochę ograniczały widok w lusterkach. Jechaliśmy autostradą i powiem, że z przedniego fotela wygląda to wszystko zdecydowanie inaczej niż z bagażnika. Prędkość robi piorunujące wrażenie. Tylko zerkałem na licznik a tam chyba coś ponad 140. No ale miałem wrażenie, że zaraz przekroczymy barierę dźwięku. Choć w aucie było zadziwiająco cichutko.
Dojechaliśmy na miejsce, czyli pod domek z kafelkami i po chwili przy nas pojawił się Pan z Fajką. Podczas wyciągania drzwi ja zostałem wypięty i sobie spokojnie dreptałem bez smyczy wokoło autka. Gdy drzwi na rękach człowieków wędrowały do domku a ja za nimi leciałem jak szalony, próbując nie zgubić ich z oczu i jednocześnie obwąchać wszystko po drodze. Zgrzyt zaczął się pod drzwiami pod klatką schodową. Jakoś tak bez smyczy boję się przechodzić przez otwarte drzwi. Przecież one w każdej chwili mogą się zamknąć i mnie przycisnąć. Tak więc musiałem zostać przypięty do smyczy i ruszyliśmy po klatce schodowej z drzwiami do mieszkanka z kafelkami. 
Tam nie byliśmy długo. Oglądaliśmy końcowy proces montażu framugi drzwiowej. I podziwialiśmy wszystkie drzwi jeszcze w kartonach. Ogólnie było bardzo przyjemnie i uzupełniłem wszystkie braki w poziomie wody. Tam od razu położyłem się spać, jakoś tak oczka same mi się kleiły. Niestety długo nie pospałem, bo pożegnaliśmy się i w drogę. Po drodze odwiedziliśmy sklep, znaczy ja pilnowałem autka.
tam daleko to ja pilnuje LaBuni!

Wróciliśmy do domku, gdzie chwilę odpoczęliśmy, ale nie za długo bo zaraz musieliśmy pojechać po Panią i gdzieś dalej. Wcześniej odbyłem malutki spacerek i w drogę, po panią. Tam chwilę z Panem pochodziłem gdzie usłyszałem od jakiegoś przechodnia wracającego z zakupów, że nie dostanę od niego kiełbaski z reklamówki bo jestem gruby. Ech nie powiem trafiło to prosto w moje serce i bardzo cierpiałem. Byłem wręcz załamany aż musiałem wydrapać te smutne słowa ze swojej głowy a nawet je wytrzepać.
drapanie

otrzepywanie

Temu przechodniowi na odchodne odszczekałem - a ty chodzi na dwóch nogach. Na szczęście szybko o tym zapomniałem, bo wróciła trochę smutna Pani. Ech ze smuteczkiem wróciliśmy do domku. Niestety do końca nie wiem co się stało, ale w domku po chwili przytulania było odrobinę lepiej. Mogłem wiec iść na ostatni wieczorny spacerek na którym pochodziłem po okolicznych łąkach. Padnięty zasnąłem na noc jak goście po dwudniowym weselu. Do ugryzienia!
zwiedzanie i wąchanie

no taka toaleta to ja rozumie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz