Z samego rana wstaliśmy i rozpoczęliśmy nasz dzień tak jak zawsze i nic nie wskazywało na to, że tego dnia dokona się przełomowa rzecz w naszym życiu. Pożegnaliśmy nasze dziewczyny najpierw Fuksje w domku a potem Panią pod pracą i pojechaliśmy droga, którą znam już niemal na pamięć. Najpierw odwiedziliśmy wielki sklep w którym Pan czegoś szukał, ale chyba nic nie kupił.
Nie był to jednak koniec naszej wyprawy, bo pojechaliśmy do kolejnego sklepu. Od razu wiedziałem co się święci. Sklep był z częściami samochodowymi a to oznaczało, że LaBunia będzie naprawiana. Upewniłem się o tym chwilę później jak wjechaliśmy na podwórko domku w Bojkowie.
Ty tam sobie coś rób a ja poobgryzam badyle
Serduszko autka zostało odkryte aby szybciej ostygło i po wstępnych oględzinach i drobnej naprawie zbiorniczka spryskiwaczy przeszliśmy się na malutki spacerek po okolicach. Było to naprawdę fajne. Słoneczko świeciło, cisza i spokój. Ogólnie żyć nie umierać i spacerować. Obwąchiwałem wszystkie bramy patyczki i kępki trawy.
ooooooo jakie fajne wiadomości
no co? daj mi chwilę spokoju
Nagle zza zakrętu wyłonił się znajomy mi samochodzik. Białe maleństwo a w środku opiekun Franka. Chciałem się z Nim przywitać, ale On nie wysiadł. Więc chciałem wskoczyć, ale nie dało się i pojechał. Miałem pobiec za Nim, ale ciągle byłem na smyczy. Powiem Wam w tajemnicy, że wcale nie chciałem się z nim tak mocno witać, po prostu w autku było jakieś jedzenie.
wracajmy!!!!!!!!!
Trochę w szybszym tempie wracaliśmy do LaBuni. Bardzo dobrze, że Pan mnie trochę hamował, bo mogłem się przywitać z fajnym pieskiem. W zasadzie gdyby nie płot to bym się z nim bardzo fajnie pobawił, ale niestety płot był wielką przeszkodą. Mało tego w chwile później dobiegł do nas jakiś zazdrosny przyjaciel mojego nowego kolegi. Był groźny i narwany, więc się pożegnałem i poszedłem do LaBuni.
cześć
pobawimy się?
Na podwórku zastałem opiekuna Franka grzebiącego w LaBuni. Już jakieś części wyciągnął inne założył. Ja tymczasem biegałem za piłeczką, aby za bardzo nie przeszkadzać. Biegałem za nią jak szalony robiąc wielkie kółka w pełnym biegu. W między czasie sprawdzałem, czy mogę się dostać do jedzenia w małym białym autku
biegnę z piłeczką
Okazało się, że jeszcze jedna część w autku jest popsuta i trzeba ją dokupić. Tak więc Pan pojechał całkiem sam małym białym autkiem. Ja zostałem i skłamałbym jak bym powiedział, że nie byłem smutny. Tak się trochę krzątałem i nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Tymczasem z LaBuni wychodziły kolejne części.
Gdy Pan wrócił to sprawy potoczyły się o wiele szybciej. Bardzo się z nim przywitałem, ale tak z całego serca. Trzeba było jeszcze nową cześć trochę dopasować, no dobrze nie trochę a bardzo, bo okazała się za bardzo odstawać. Opiekun Franka raz dwa trzy montował wszystko i nawet podniósł jedno koło LaBuni aby coś zobaczyć. Oczywiście byłem z nim, ba byłem nawet na nim aby skontrolować czy wszystko dobrze robi.
dopasowanie części (iskierki w tle)
Po złożeniu wszystkiego do kupy i odpaleniu Labuni okazało się, że serduszko pracuje bez żadnych szmerów i hałasów - po prostu bajka. W końcu udało się pokonać hałaśliwą dolegliwość. Uśmiechnięci i pełni radości ruszyliśmy w drogę do domku. Odwiedziliśmy jeszcze domek z nowymi kafelkami i mieszkanie Freda. Jednak nigdzie nie zabawiliśmy za długo i pojechaliśmy do domku. Reszta wtorku była bardzo spokojna. W zasadzie to leniuchowaliśmy, poszliśmy po Panią i dojadaliśmy resztki. Kilka spacerków i w końcu mogłem położyć się spać w sypialni na swoim pontoniku. Fuksja chwilę się wahała czy do nas dołączyć, ale w końcu się przekonała. Do ugryzienia!
iść z wami czy nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz