Jak to mawiają. Święta, święta i po świętach. Wtorkowy poranek był trochę ponury, ale w kościach czułem, że to tylko początek jakiś wielkich zmian w pogodzie. Tymczasem po porannych obowiązkach tęskniłem za świąteczną aurą. Mimo, że te święta upłynęły nam tak szybko i jakoś prawie niezauważalnie, to tęskniłem za porannym wylegiwaniem się jeszcze pięć minut. Jakoś tak było fajnie. Takie właśnie rozterki i przemyślenia pochłaniały mnie na porannym spacerku po Świętochłowickiej Skałce.
a czemu te święta nie trwały tydzień
Spacerek po tym parku, to zawsze doskonała okazja aby się napić wody. Tym razem się w tym tak zapatrzyłem, że nie zauważyłem wejścia. Dreptałem nad samą woda a Pańcio patrzył na mnie z góry i się śmiał. Desperackie poszukiwania wyjścia zakończyły się po kilkunastu krokach. Dotarłem do kolejnego zejścia do wody, ale tym razem nie piłem, tylko wracałem na poziom Pańcia.
ratunku!!
Po tym incydencie chciałem jak najszybciej wracać do domku i na szczęście Pańcio się na to zgodził. Po tych strasznych chwilach należało mi się sporo wypoczynku. W domku się nic a nic nie działo, więc spokojnie mogłem sobie pospać. Odespać całe te święta i tą sytuacje z rana. Obudziłem się dopiero aby zjeść i zostać wyciągniętym przez Borowskiego na spacer. W zasadzie to nie był spacer a Polowanie połączone z wyprawą po Pańcię. Otóż los tak chciał, że gdy sobie spacerowałem laskiem i łąkami to wyczułem a Pańcio usłyszał i zobaczył Sarenki. Obaj ruszyliśmy w ich stronę i tak wdrapaliśmy się na łąkę zarośniętą tak mocno, że ledwo niebo było widać. Co chwila kilka kroków od nas słychać było. Kilka razy przemknęły obok nas jednak aparat nie zdążył ich uchwycić. W końcu jednak musieliśmy dać za wygraną, bo Pańcia dzwoniła, że na nas czeka. Tak więc szybciutko poszliśmy by się na nas nie denerwowała a musieliśmy przedzierać się przez krzaczory i doliny. No ledwo daliśmy rady. Powiem Wam, że takie tropienie to doskonała zabawa
no i gdzie idziemy?
chwila biegania na smyczy
wyczułem coś!
to co idziemy za tym zapaszkiem?
no pośpiesz się, bo uciekną
z patyczkiem na 100% będzie się lepiej biegać.
nie udało się nic "upolować"
Całą Środę Pańcio mi opowiadał jak to pojedziemy w nowe miejsce. Jak to odwiedzimy jeziorko nad którym jeszcze nie byliśmy. Bardzo się cieszyłem. Odwieźliśmy Pancię w jakieś nowe dziwaczne miejsce i pojechaliśmy. Trochę długo szukaliśmy miejsca do parkowania, ale się udało. Szybciutko wyskoczyliśmy z autka i ruszyliśmy na zwiedzanie. Piękna okolica, wiec czułem, że to może być świetny spacer. Ledwo dopadłem do wody aby się troszkę napić w ten ciepły i duszny dzień. Ledwo przekroczyłem wielką rurę a tu nagle rozdzwonił się telefon. To Pańcia, że już skończyła i musimy wracać. Tak więc się tak szybko jak się pojawiliśmy w tym miejscu tak szybko musieliśmy z niego zniknąć. Na pewno muszę tu jeszcze przyjechać, aby pooglądać wszystko i wszystko pozwiedzać. Niestety środa nie była tym dniem.
dobra woda
Ostatni i pierwszy dzień miesiąca Pańcio postanowił poświętować przez żarotwanie sobie. Takie dwudniowe święto żartu zaoowocowało tym, że z całych dwuch dni mam tylko jedno zdjęcię. W zasadzie to nie było śmieszne, no ale co zrobić. Pogoda taka sobie, że aż wychodzić się nie chciało. Człowiek się uparł i powiedział, że zdjęć robić nie będzie i tyle. Dobrze, że nie zostawił na dworze. Ech naprawdę we czwartek to nic ciekawego się nie działo a piątek to już w ogóle nudy. Co prawda miałem okazję chwilę pospacerowac z Pańcią, ale to naprawdę nic ciekawego. W dodatku czwartkowa naprawa autka spowodowała, że przestałcał kowicie działać nawiew - tak więc w aucie było tak jak na dworze tylko bardzie. Ech jak tu się cieszyć w takiej sytuacji. Dobrze chociaż, że mogłem spróbować coś zjesć pysznego z tależa człowieków. Niestety na próbach się skończyło. Szkoda tylko, że po świętach moje człowieki już nie są takie hojne w częstowaniu mnie. Do ugryzienia
daj gryza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz