Sobota od samego rana była niezwykle wesoła, ale przede wszystkim pracowita. Poranny spacerek był bardzo szybki choć muszę przyznać, że bardzo aktywny. Szybciutko przelecieliśmy najbliższą okolicę i sprawdziliśmy co tam się dzieje. Oczywiście o wcześniej porze był spokój i byłą cisza. Tak więc bez żalu a z pustym brzuszkiem szybciutko udałem się do domku aby zjeść śniadanko i przygotowywać jakieś jedzenie. Oczywiście wspierałem człowieki całym sobą.
wyprowadzam człowieka na spacer
W trakcie sprzątania i w trakcie gotowania czas leci tak szybko jak na spacerku. Już było niemal wszystko gotowe oprócz lasagne. Mało tego okazało się, że nie ma wystarczającej ilości odpowiedniego makaronu. Otrzymaliśmy więc z Pańciem ważne zadanie. Udaliśmy się do sklepu i niestety makaronu nie było, ale za to spotkaliśmy człowieków z mieszkanka z kafelkami. Na naszą imprezę zaczęli zjeżdżać się goście. Pod klatką spotkaliśmy kolejnych "naszych człowieków". W domku szybko zrobiło się gwarnie i miło. Co chwila wąchałem najmniejszego człowieka. Wszyscy rozmawiali gwarnie przy stole. Lubię takie czasy. Ja sobie krążyłem miedzy człowiekami i byłem miziany. Do czasu aż dostałem pyszną wędzoną kosteczkę. Wówczas cały świat przestał dla mnie istnieć i się zająłem obgryzaniem. W zasadzie nawet nie zauważyłem jak pojawili się opiekunowie Franka ze swoim małym człowieczkiem. Zarówno ja jak i Fuksja kręciliśmy się między człowiekami, ba nawet nie raz zaprzyjaźnialiśmy się z tym prawie najmniejszym, a w zasadzie najmniejszym chodzącym. Ten człowieczek nawet próbował na mnie jeździć. Fuksja jednak wolała walczyć z butami gości, niż bawić się z nami. Była doskonała zabawa, ale się skończyła i powolutku wszyscy zaczęli się z nami żegnać. Niektórych nawet odprowadziłem nawet na dół i to tak całkiem bez smyczy. Pobiegałem, poszczekałem sobie, a nawet potaplałem się w błotku. No Pańcio nie był z tego powodu za bardzo zadowolony i raczej za karę wracałem do domku a dodatkowo za skakanie zostałem odesłany do siebie i to w kagańcu. Nieposłuszeństwo jednak bardzo się źle kończy!
mały człowiek
Fuksja nic nie robi z butami
Do wieczorka był już prawie spokój, bo ja sobie spałem przymusowo, na stole jeszcze leżały pyszne pyszności a Fuksja spała w swoim przestawionym niemal do góry nogami drapaczku. Tak więc, sobota udała nam się wyśmienicie.
dobranoc
Niedziela od samego ranka była piękna i ciepła. Można by powiedzieć, że bardzo duszna. Niemal z samego rana pojechałem z Pańciem do Parku Śląskiego. Tam po zaparkowaniu od razu skierowaliśmy swoje kroki na Wybieg dla Psów. Pędziłem tam jak mały dzikus, bo czułem, że tam są moje "dziewczyny". Z zaskoczenia wskoczyłem na wybieg. Wszyscy byli gdzieś daleko, ale zaraz do mnie przylecieli. Były nie tylko Figa i Gabi, ale także inne wesołe i kolorowe psiak. Wszystkie były mi już dobrze znane. Od razu ze wszystkimi na raz zacząłem się bawić. Szalałem i biegałem, wąchałem i szczekałem. Dziewczyny moje były tam już bardzo długo i wyglądały na dość zmęczone, jednak mimo wszystko nie dawały za wygraną i starały się dotrzymać mi kroku. Po chwili wszyscy byliśmy już bardzo zmęczeni i marzyliśmy jedynie o piciu, jedzeniu i wypoczynku. Na szczęście takie chwile szybko się kończyły i zaraz wracaliśmy z Figą do siłowania się. Oj się działo.
dziewczyny w fazie wypoczynku
biegnę do was!
Figa i ja
Figa mnie goni
Gabi po prośbie
na powrót wróciły siły
ktoś tu się wtrąca
leżing
rozmowy na odosobnieniu
dobry żart, no zaraz się posikam ze śmiechu
chwila biegania
teraz ty gonisz
no muszę się napić
chwila na wąchanie
co mi się tu kręcisz?
zatroskana Figa
nowe energia od bokserki
nowe maleństwo, trzeba przywitać
Na wybiegu pojawiła się Koko, oczywiście bassecia brać resztkami sił przywitała ją całą swoją bassecią miłością. Niestety energii było za mało na nasze szaleńcze i leżące zabawy. Na nieszczęście pojawił się jeszcze bardzo żywiołowy wyżeł węgierski. Ostatkiem sił z nim się pogoniłem. To w zasadzie był już koniec. Figa i Gabi się pożegnały a chwilę później pożegnaliśmy się i my.
cześć Koko
pożegnałem dziewczynt
ostatnie podrygi
dobra wracamy!
Pańcio obiecał mi jeszcze kąpiel w basenie. Tak więc dość łatwo dałem się przekonać i poszedłem ciepło żegnając się ze wszystkimi. Ledwo uszliśmy kilka kroków, a tam na ławce siedziały dziewczyny. Figa chyba czekała na mnie, bo gdy mnie zobaczyła to się ruszyła. Odprowadziłem je trochę i jeszcze raz pożegnałem.
cześć dziewczyny, do następnego
Słońce prażyło i było bardzo duszno. Przedreptałem przez wielką łąkę pełną ludzi i w końcu dopadłem do baseniku i zanurzyłem się w nim całkowicie. No dobra tylko łapki i brzuszek i tym podobne. No tak się wykąpałem i przy okazji napiłem. Teraz pełen sił mogłem wracać do LaBuni i do domku. W drodze okazało się, że pod oczkiem mam kleszcza. No kto to widział aby wbijać mi się pod oko i wypijać moją krew? No w takiej sytuacji nie mogłem się doczekać, aż będziemy w domku. Pańcio mógł mi nie mówić, że mam kleszcza. Na szczęście udało się go wyjąć bez problemów. No i mogłem iść już spać i już odpocząć do końca dnia! Do ugryzienia!
basset w "bassenie"
czas do domku
Prawdziwa plaga kleszczy w tym roku, a sezon nawet się na dobre nie rozpoczął... Masakra!
OdpowiedzUsuńjak nic trzeba uciekać do Chorwacji albo do innych ciepłych krajów :)
UsuńFuriatku nie daj sie kleszczom , my tez wciaz z nimi walczymy ! Ja Szczotek z racji szorstkowłosej sierści przyciągam je na potege.. pozdrawiamy Was ! Y.W.P.SZ.
OdpowiedzUsuńno niestety, jak nie urok to kleszcze :)
Usuń