We czwartek o dziwo wszyscy zostaliśmy w domku. To było bardzo dziwne. Znaczy ja z człowiekiem wybrałem się na spacerek i pozałatwiać jakieś sklepowe sprawy, ale ogólnie dzień zapowiadał się na wyjątkowo leniwie. To wyjątkowo przypadło do gustu Fuksji. Ta szalała jak wariatka na dekoderze - spała w setkach pozycji, od czasu do czasu otwierając oczko aby zerknąć, czy jeszcze wszyscy są.
poranna drzemka
Leniwe chwile gdzieś uciekły, gdzieś zniknęły wraz z nastaniem południa. Pańcio zgodnie z obietnicą jaką złożył Pańci z samego rana zabrał się za wypiekanie słodkości i smakołyków. W końcu właśnie trwał Tłusty Czwartek a my nic dobrego jeszcze nie jedliśmy. Pańcio z pomocą Fuksji zabrał się za chruściki, zwane faworkai. No dobra większość roboty odwalił nasz robot kuchenny, pociesznie nazywany kiciuś. On kręcił ciasto pod bacznym okiem Fuksji a chwilę później je wałkował. Pańcio tylko wycinał zakręcał i smażył na głębokim oleju. Kotka wszystkiemu bacznie się przyglądała. Nie potrafiła oderwać wzroku a to od robota, ciasta, czy też całej górki jeszcze nie usmażonych chrustów. Na szczęście do garnka z olejem się nie zbliżała, bo gdy dołączyłem do nich to po prostu pilnowałem go bardzo aktywnie
o jacie to się unosi!
a co tam tak zawijasz?
pilnuję oleju
Gdy dwie wielkie miski wypełniły się gotowym chrustami a ciasto się skończyło próbowałem dobrać się do tych pyszności. Na blacie były łatwym łupem, więc wylądowały w zamkniętej sypialni na łóżku. Sprawa wydawała się być stracona, ale przed spacerkiem wykorzystałem nieuwagę Borowskich i jedną miskę niemal opróżniłem. Ech troszkę w nerwach poszliśmy na spacerek. No dobra to Pańcio się denerwował a ja byłem szczęśliwy i objedzony.
Na miejsce docelowe spacerku wybraliśmy staw Zacisze. Pogoda jakoś nie sprzyjała robieniu zdjęć i pozowaniu więc po prostu poszliśmy zobaczyliśmy i wróciliśmy. Nic szczególnego się nie działo i nic wartego uwagi nie zauważyłem. Udało mi się jedynie uzupełnić trochę płynów i nagle znaleźliśmy się w domku.
ech ja chcę wracać do chrustów
W domu znowu nie było spokoju, bo Borowskim przyszedł smak na pączki. No dobra mieli to od dawna zaplanowane, tak jak chrusty. W końcu Tłusty Czwartek trzeba obchodzić hucznie. Co prawda potem potrzebne będzie wiele godzin spaceru aby zrzucić co nieco, ale przecież raz można, zwłaszcza gdy odsączy się z jedzenia kalorie. No więc mikser znowu odwalił całą robotę, wyrabiając ciasto. Taka kolej rzeczy bardzo przypadła do gustu Fuksji. Mogła bez skrępowania czyścić mieszadło, gdy Pańci kręcił kuleczki pączkowe a potem je smażył. Gdy zaczął nadziewać, to przeniosła się do wyjadania marmolady.
ciasto drożdżowe - mniam
Okazuje się, że całkiem leniwy dzień był bardzo pracowity a brzuszki nasze wypełniły się smakowitymi domowymi słodkościami. Taki dzień zakończył się całkiem wspaniałym, długim i twardym snem.
Piątek ciężko się rozpoczął, bo nie chciało mi się wstawać, w ogóle. W końcu jednak po załatwieniu wszystkich porannych spraw udaliśmy się na spacer na okoliczne łąki. Wszystko było by super, gdyby nie to, że znowu leżał śnieg. Niestety nie było go na tyle dużo aby cieszył, tylko denerwował. Jak ma być śnieg to niech będzie go po czubek mojej głowy. Takie pobrudzenie ziemi białym puchem, który zaraz znika to jest w ogóle bez sensu.
ech choć drzewa ładnie wyglądają
dobra wracajmy do domu
no tego patyczka nie zabiorę
Piąteczek leciał w domku swoim spokojnym rytem. To sprzątanie, to gotowanie a przede wszystkim spanie. Trochę pobiegałem po mieszkaniu za Fuksją. Dzień mijał aż przyszedł czas aby iść po Pańcię. Jak zwykle ostatnimi czasy wyszliśmy trochę wcześniej aby pospacerować. Udaliśmy się na tereny po byłej fabryce. Kiedyś tam byliśmy i podziwialiśmy wnętrza zrujnowanych hal fabrycznych. W piątek okazało się, że prawnie nic z nich nie zostało. Jeszcze stały jakieś pojedyncze mury a resta zamieniła się w kamieni kupę.
a co tu się stało?
Ech oglądając taki obszar pustki i zniszczenia popadłem w małą depresję. Całe szczęście, że słońce pięknie się z nami żegnało. Inaczej to chyba bym się położył i płakał. No dobra jakoś przyprowadziliśmy Pańcię do domku. Z tego smutku chciałem wieczorem być bardzo blisko niej. Chciałem razem z Fuksją poleżeć na jej kolanach. Niestety moje miejsce jest na pontoniku, bo podobno jestem za ciężki. Ech i jak tu żyć po takich informacjach? No nic dobrze, że weekend nadchodzi wielkimi krokami. Do ugryzienia.
ale jak to ja nie mogę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz