środa, 19 sierpnia 2015

miała być góra

Poranny spacerek mimo, że męczący to zawsze staram się aby sprawiały mi niemałą przyjemność. Zawsze staram się być dumny z tego co na nich robię. Dzięki takim porannym spacerkom mam okazje pooglądać piękne widoki w blasku przedpołudniowego słoneczka. Co najważniejsze mogę też sobie posiusiać i inne takie podobne.
duma wręcz rozpiera mnie
Po powrocie do domku i długich wyczekiwaniach w końcu poszliśmy na plaże. Najpierw oczywiście zaprzyjaźniłem się z wodą przez podziwianie jej falowania i bardzo aromatycznego zapachu. na szczęście chwilę po podziwianiu już pływałem. W zasadzie to do wody wskoczyłem prawie całkiem sam bez niczyjej pomocy. Warunkiem było jedynie to by ktoś będący w wodzie trzymał smycz.
ale pachnie

Po tym wszystkim cały mokry wylądowałem na leżaczku aktualnie zajętym przez Pańcia. Początkowo próbowałem być tam przed nim i podwędzić coś z przenośnej lodóweczki. Niestety był to krótkotrwały sukces. I musiałem zejść. Zająłem się pilnowaniem kapci i bucików. To takie fascynujące zajęcie, że aż oczy mi się zamykały i zasnąłem.

o lodóweczka

strażnik

Ostatecznie Borowski zaprosił mnie na leżaczek i mogłem się wtulić w jego nogi. Całe szczęście bo momentami jak zawiało, jak dmuchnęło to aż cały trząsłem się z zimna.W końcu mogłem do czegoś wykorzystać swój ręcznik. Taki sen to ja rozumie, czułem się wyśmienicie i nim się zorientowałem to powolutku zbieraliśmy się z plaży. Jakoś tak wcześniej nam się zeszło bo mieliśmy iść na górkę. Ponadto okazało się, że boli mnie trochę lewe uszko po dokładniejszych oględzinach  w domku Pańcio znalazł tam rankę. Mam nadzieje, że szybko się zagoi. Wchodząc po schodach zrobiliśmy jeszcze malutką sesje zdjęciową przy barierkach i w końcu mogliśmy odpocząć w domku

drzemka na plaży

sesja

Popołudniu a raczej już pod wieczór udaliśmy się do miasta. Mieliśmy się wspinać na wielką górkę, ale okazało się, że w mieście zastała nas już noc i ze wspinaczki były by nici. W końcu w nocy widoki są piękne, ale zasłaniają je ciemności. Postanowiliśmy więc zrobić malutkie zakupki pamiątek i ubranek. Udaliśmy się po tym wszystkim do pięknej ulicznej kawiarenki. Tam ku naszemu zaskoczeniu puszyli bajkę dla dzieciaków na wielkim prześcieradle na ścianie. Ja podziwiałem krzesła i stoły, a człowieki dodatkowo zachwycali się pyszną kawą. Miałem czas na wypoczynek.
w kawiarni

W końcu się zebraliśmy do domku przeszliśmy wąskimi uliczkami. Coś czułem, że jeszcze w te okolicę wrócę. Dotarliśmy do centrum miasta, gdzie zakupiliśmy produkty pierwszej potrzeby - wino. Przy okazji spotkała mnie miłośniczka i posiadaczka basseta z Anglii. Była mną zachwycona i mnie bardzo fajnie głaskała. W końcu zmęczeni wróciliśmy do domku. Do ugryzienia
wracamy uliczkami

miłośniczka bassetów

pod sklepem z winami

no kupujcie w końcu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz