Co może robić wesoła Parka i ich piesek w niedzielę? To pytanie wydaje się oczywiste, zważywszy patrząc na temat, ale powiem to w prost: są na zakupach!
Na początku dnia Borowscy spali wyjątkowo długo, chyba zbierając siły na zakupy, niemal całodniowe zakupy. Pochodziłem rano na swoim trawniczku i wróciłem na śniadanko i już układałem się do spania, ale stała się dziwna rzecz. Pani prostowała włosy i nagle trzask prask i w łazience światło zgasło. Pani poinformowała o tym fakcie Pana i poszli sprawdzić korki. Po otwarciu drzwi ja oczywiście natychmiast na klatkę i już chce zmykać na dół, gdy Oni tylko załączyli korki i zamknęli drzwi. Ja jak zdębiały czekałem aż wrócą.
ej no chodźcie nie zamykajcie drzwi!
Po chwili jednak otworzyli drzwi i zaprosili mnie do środka.Niechętnie ale jednak wróciłem i położyłem się czekając na rozwój wypadków.
W końcu po dłuższej chwili zebraliśmy się na dworek i do autka. Pojechaliśmy na zakupy. Ja czekałem na nich przy autku, a dokładniej przy drzewku na trawce. Poszli sobie zostawiając mnie a ja początkowo za nimi wołałem, ale mnie olali więc położyłem się i pobawiłem kijkiem który mi zostawili. Na szczęście dość szybko wrócili i poszliśmy się napić wody w pobliskim jeziorku
pij piję
widziałem, że chciałem zrobić mi zdjęcie, więc będę pozował
Piłem bardzo długo i bardzo dużo, ale nie ma się co dziwić bo przecież było gorąco. W każdym bądź razie zapakowaliśmy się do autka i na kolejne zakupy i kolejne. Te ostatnie były bardzo długie. Czekałem na moich Borowskich przy autku, ale w kagańcu za szczekanie w autku. Na szczęście nie byłbym sobą gdybym nie zdjął go i nie schował. Czekałem na nich i czekałem, już nawet myślałem, że mnie zostawili. No nic położyłem się w krzaczkach tak, że tylko widać było moją mordkę. Wróciła Pani z koszykiem i poczęstowała mnie pysznymi kiełbaskami. Po chwili przyszedł, Pan z wielkim pomarańczowym czymś. Zapakowaliśmy wszystko do autka i ruszyliśmy do domku. Całe szczęście, bo pogoda się psuła. Po domkiem okazało się, że nie ma mojego kagańca, którego przecież skrzętnie ukryłem. No nic Pani z częścią zakupów poszła do domku, a my z Panem wróciliśmy na miejsce zbrodni. Już kropiło, gdy Pan znalazł moją skrytkę na kaganiec i mogliśmy wracać. Nie omieszkał jeszcze dodać, że jestem łobuzem. W drodze powrotnej już bardzo padało, a Pan jeszcze wymyślił odwiedzić jeden sklep. Z nieba lała się ściana wody a ten zostawił mnie samego w aucie i pobiegł do sklepu. Po chwili wrócił z wycieraczkami i zgrzewką Pepsi, cały mokry. Całe szczęście, że ja byłem suchy, bo siedziałem w autku. Ruszyliśmy do domku, ale tam musieliśmy już przeczekać trochę czasu zamknięci w LaBuni czekając aż ściana wody się skończy. W końcu mogliśmy zabrać trochę rzeczy i iść do domku. Tam już czekała na nas Pani z obiadkiem. Zjadłem i Oni zjedli. Próbowałem się dostać na kanapę po wszystkim, ale nie dało rady bo Pani się tam rozłożyła pod kołderką, bo podobno się źle czuje!
Mój sen na podłodze przerwało otwieranie przez Borowskich ptasiego mleczka. Jedli sobie a mnie zostało tylko oblizanie pudełeczka pod koniec dnia. No nic senny i spokojny dzionek wypełniały spacerki oraz próby zdobycia jedzonka. Na noc włączył mi się biegacz i łobuziak. Ganiałem za buteleczką nieomal wywracając wszystkie krzesełka przy stole. Pan mnie uspokoił nakłaniając do położenia się i głaskał. Niemal od razu usnąłem. Na śpioszka zabierając ze sobą sznur udałem się na łóżeczko i troszkę się na nim rozpychając podgryzałem ów sznureczek.
wszędzie dobrze, ale przy Pani najlepiej
Dzionek się kończył ja z kanapy zszedłem, Pani poszła do sypialni a Pan jeszcze próbował oglądać mecz, jednak podobnie jak i ja pod stołem usypiał. W końcu i On poszedł do sypialni a ja za nim. Sprawdziłem czy wszystko okej i poszedłem spać na legowisko królewskie między łóżkiem a komodą.
Gdy nastał świt to ja dreptałem sobie po salonie starając się nie budzić nikogo. Jednak gdy tylko budzik wydał pierwszy dźwięk ja byłem przy łóżku i nakłaniając Panią do Pobudki. Zaczepiałem ją swoim noskiem i językiem. Mimo że cała zakrywała się kołdrą ja zawsze znalazłem drogę do jej głowy. Obudzili się w końcu chyba po 15 czy 345242345 budziku. Zaczyna się nowy dzień dla mnie i moich Śpioszków. Do ugryzienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz