środa, 11 czerwca 2014

Wielki talerz

Ostatnimi czasy, poza niechęcią do zostawania sememu, mam jeszcze jeden problem, mianowicie jedzenie w miseczce mi nie smakuje już tak jak kiedyś. Ograniczam więc jedzenie do absolutnego minimum, przez co więcej czasu spędzam na polowaniu.

Powyżej jedna z niewielu okazji na zobaczenie mnie w pełnej krasie przy misce z jedzeniem. Oczywiście zostawiłem sobie bardzo dużo na resztę dnia i co jakiś czas wracałem i podgryzałem. Po sytuacji przedstawionej na zdjęciu ruszyłem w świat, znaczy się odprowadziłem Panią do Pracy, przy okazji załatwiając swoje sprawy. Pożegnanie nie było łatwe, ale było szybkie. No, ale przecież muszę wracać do domku. Szybko sobie podreptałem do domku drogą lekko okrężną. Tak więc odwiedziłem łąki obwąchując co nieco po drodze.
idziemy tam? 
ja idę w trawę!

Podreptałem sobie do domku, a tam niespodzianka, małe szkolenie z zostawania samemu. Najpierw Pan oznajmił mi "Pilnuj" i zamknął się w sypialni. Po chwili wychodził i głaskał jak byłem grzeczny. Chwile te się wydłużały. Potem to samo z drzwiami wyjściowymi, tu było troszkę gorzej z mojej strony. W końcu zniknął na dłużą chwilkę, a ja rozpaczałem, choć nie było Go z 5 minut. Wywołałem tym niezadowolenie Pana, wielkie niezadowolenie. 

Potem to już tylko realizowałem spokojny plan leżingu w różnych częściach mieszkanka. Przerywane one były chwilami kiedy szukałem sobie jakiejś przekąski lub czegoś do picia. W końcu Pan poszedł sprawdzić stan płynów w aucie i ogólnie stan autka, a ja zwiedzałem wówczas najbliższe okolice LaBuni. Czasami panikowałem, gdy słyszałem głos, a nie widziałem Pana. No ale po całej ciężkiej robocie przyszedł czas na zwiedzanie trawniczka i zabawę z rybką. Samo bieganie za rybką ograniczałem do absolutnego minimum. Nie chciałem ryzykować śmierci z wycieńczenia.
zwiedzam trawniczek 
 tu jakiś ciekawy zapaszek, jakby mojej siuśki, ale jak tu się znalazły?
gryzę upolowaną rybkę
 
i mam rybkę w łapce

Troszkę przygotowaliśmy obiadek w domku i pojechaliśmy po Panią do pracy. Pani niemal od razu się pojawiła i ruszyliśmy na zakupy. Ja poczekałem sobie w autku troszkę łobuzując, bo wyjmowałem wszystkie rzeczy ze schowków w drzwiach. Nie martwcie się, nie było mi gorąco, bo pootwierane były szybki. Poza tym wrócili bardzo szybko z zakupami i wracaliśmy do domku, odwiedzając jeszcze jeden sklepik. Tu już czekałem z Panem i coś kręciliśmy w głośniczku, który teraz trochę bardziej gra.

Powrót do domku to wielka zmiana w karmieniu. Borowscy wpadli na pomysł, aby przestawić miseczki z jedzeniem w inne miejsce, co mnie zaciekawiło, ale tylko na chwilkę. Ostatni ich pomysł mi się najbardziej podoba. Po nocnym długim spacerkiem z Panem, podczas którego to odwiedziłem centrum naszego wielkiego miasta, znalazłem w domku jedzenie porozsypywane po całej podłodze. No mówię Wam, po prostu szał. To było najsmaczniejsze jedzenie od bardzo długiego czasu. Polowałem sobie i obwąchiwałem w poszukiwaniu kolejnych kąsków. Ponadto na balkon wylądowało moje ulubione wiadro z wodą. Pan powiedział mi, że jak chce pić z niego wodę, to właśnie tam. Dla ułatwienia wyjęty został z wiadra mop oraz dolana została niemal do pełna woda. W wiaderku jest taka pyszna woda, nie to co w mojej miseczce. Przed nocą uzupełniłem poziom elektrolitów i wraz z Borowskimi zasnąłem w sypialni. Oni na łóżeczku, ja obok nich. Pierwsze promienie słońca niemal wypaliły mi dziurę w głowie. Wstałem i poszukałem swoją ulubioną ostatnimi czasy przekąskę. Bardzo smaczną, ale śmierdzącą. Ciamkałem sobie w sypialni czekając na pobudkę Rodzinki. Do ugryzienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz