No po prostu nie uwierzycie. Środa o świcie była rozświetlona słońcem a po wyjściu na dworek okazało się, że cały świat jest zaśnieżony. Sporo czasu spędziliśmy na skrobaniu szybek i zbieraniu śniegu z LaBuni. W końcu musiała nas zawieźć. Na szczęście skończyliśmy akurat gdy Pańcia się pojawiła. Szybko załatwiliśmy to co musieliśmy załatwić i wróciliśmy aby skoczyć na szybki spacerek. Udaliśmy się na pobliskie pole. W zasadzie musieliśmy się tam przedzierać przez rzeczkę błota, która zwykle była zwykłą ścieżką. Po drodze spotkaliśmy grupę przemiłych starszych Pań. Te mało nie zagłaskały mnie na śmierć.
ale fajnie
Chwilowy spacer po polu był wielką przyjemnością. Pogrzebałem, poskakałem i wytarzałem się w białym puchu. Jednak mimo tej wielkiej przyjemności chciałem jak najszybciej wrócić do domku i położyć się w swoim ulubionym pontoniku. Gdy już do niego dotarłem to nie zdawałem sobie sprawy jak czas szybko płynie, jak czas szybko leci. Okazało się, że musimy znowu wyjść na spacer. Nie zdawałem sobie sprawy, że już jest popołudnie, ledwo się położyłem a już jadłem obiadek i ruszałem po Pańcię. Moim smutnym oczom ukazał się straszny obrazek. Po śniegu nie było ani śladu. Wszystko zmieniło się tak diametralnie, że odniosłem wrażenie jakobym przespał co najmniej kilka dni. Pańcio widząc moje zmieszanie wyjaśnił mi, że to dalej jest środa
Oczywiście nie poszliśmy od tak po Pańcie. My jak zwykle musieliśmy udać się na około. Tak na wszelki wypadek aby dobrze się wybrudzić i załatwić to co załatwić trzeba. Trochę musieliśmy się nachodzić, bo Pańcia miała być trochę później, zwarta i gotowa. :Gdy dochodziliśmy na miejsce, Pańcio namówił mnie abym szukał Pańci, tak więc popędziłem jak szalony i ciągnąłem. Okazało się, że minąłem Pańcie i ciągnąłem dalej. Nawet nie zwróciłem na nią uwagi mimo, że niemal całą drogę do domku rozmawiała z Pąńciem. Ech zupełnie nie wiem co mi odbiło. Dopiero pod blokiem zorientowałem się, że Pańcia jest ze mną.
jak zwykle na około
ech coś czuję, że zaraz będziemy
Do mieszkania wdrapywałem się już w pełni świadomy całej swojej rodzinki. Za drzwiami w domku działo się wiele i dość szybko. Borowscy zabrali się za szykowanie obiadku. No dobra z tego przygotowywania to pozostało tylko gotowanie i jeszcze ten no robienie surówki. Kiszoną kapustę sobie ominąłem, ale nie z własnej woli. Za to marchewkę miałem okazję spałaszować. W zasadzie to muszę powiedzieć, że marchewkę bardzo lubię. Zresztą ciężko znaleźć cokolwiek czego nie lubię.
pałaszowanie marchewki
Pa jedzonku przyszedł czas na wylegiwanie się i odpoczynek. Fuksja oczywiście na kolanach Pańci a ja na pontoniku. No chyba, że Pańcio się kręcił i coś robił. Wtedy ja też podążałem za nim, ale tak lekko przez sen. Zaraz się pokładałem na podłodze przy nogach Pańcia. Przed wieczornym spacerkiem Pańcio musiał mnie długo wyciągać i długo budzić a w tym czasie pozaczepiał śpiącą Fuksje. Powiem Wam, że Borowski to nigdy sobie nie odpuszcza aby trochę nie pozaczepiać Fuksji. Nie była z tego zadowolona za bardzo, ale w końcu zdecydowała się chwilę z nim pobawić. Zainteresował ją znikający palec. Panienka z okienka ze smutkiem odebrała zakończenie zabawy i nasze wyjście na ostatni spacerek.
panienka z okienka
ale mi się nie chce iść!
drzemiące osiem łap
czemu mnie zaczepiasz?
hej człowiek, gdzie masz palec?
a kuku
We czwartek nie mieliśmy nawet chwili wytchnienia i to po mimo drugiej niespodzianki jaka mnie spotkała. Jak się okazało Pańcia rano postanowiła pozostać w domku. Takie wcześniejsze weekendy zazwyczaj oznaczają zabiegany i szalony dzień. Ten nie był inny. Poranny spacerek nie był najdłuższy, ale wystarczający. Po powrocie szybko zabrałem się za spanie, bo wiedziałem, że każda chwila snu może być na wagę złota. Ledwo oko przymknąłem a już mnie budzili i już jechaliśmy. Na zakupy, ale ja nie wychodziłem. Miałem ich w nosie i wolałem spać. Wrócili tacy uśmiechnięci i zadowoleni, ale bez zakupów. Ech nie rozumiałem co to były za zakupy bez zakupów. Tylko jajka przynieśli. Całą torbę jajek. Dziwne to było, bo nie byliśmy w miejscu z którego odbieramy jajka. To mogło oznaczać tylko jedno - spotkali się z producentem jajek a moje lenistwo doprowadziło do tego, że mnie to ominęło. Na szczęście już chwile później byliśmy u Freda. Tam swoją radością i energią wystraszyłem Milkę. Do tego stopnia, że syczała na mnie jak jakaś opętana. No nie wiem zupełnie o co jej chodziło. Na szczęście do rękoczynów nie doszło. Potem opróżniłem miskę, która czekała na wybrednego Freda. Było cudownie, było miło. Fredzio nawet nie oponowała, bo wiedział, że dostanie coś nowego, coś smaczniejszego. Dopiero później zainteresował się miskami, gdy wylądowała w nich woda. Musiałem poczekać, aż skończy pić. W końcu to jego domek i to on tu rządzi. No ale na szczęście zostawił mi trochę. Po uzupełnieniu płynów ruszyłem w szybkie odwiedziny do mieszkanka z kafelkami. Tam po prostu przywitałem się i wypiłem olbrzymie ilości wody - jak zawsze. Okazało się, że do domku trafiliśmy już po zmierzchu. Jednak pod domkiem okazało się, że trzeba zajrzeć do LaBuni bo muzyka jakoś tak przerywała. Po chwilowym odpoczynku na pontoniku w trakcie wieczornego spacerku się za to zabraliśmy. Nawet dobrze się złożyło, bo z nieba lekko kapał deszcz i lepiej było posiedzieć w autku i patrzeć jak Pańcio się męczy z tym naszym ustrojstwem. Chyba się udało, ale dopiero dłuższe testy pozwolą to sprawdzić. Potem szybki spacerek i już po chwili byliśmy w domku, gdzie nawet nie zdążyłem się wytrzeć a już spałem na pontoniku. Ręczniczek okazał się być dobrym kocykiem.
no weź się podziel
śpiące wycieranie się
Gdy ja spałem to Fuksja szalała. Nie wiem czy wam się chwaliłem, ale Fuksja uwielbia biegać za kulkami z papieru. No może nie biegać. Uwielbia je odbijać, najlepiej w powietrzu. Gdy już wylądują na ziemi Fukja zupełnie je ignoruje, no chyba, że ma jakiś dziwny pozytywny humor. Człowieki ze zdumieniem podziwiają jej wysokie skoki, jednak gdy włącza się kamerę to od razu przestaje skakać. No, ale kto te kobiety zrozumie.
ech a były takie wielkie skoki
Piątek to kolejne zaskoczenie. Po pierwsze to Pańcia została znowu w domku. Chyba postanowiła sobie zrobić bardzo, bardzo długi weekend. Po prostu jakieś szaleństwo z tym. Cieszę się bardzo, skora tylko, ze Pańcia nie chciała z nami iść na spacerek. No a przecież musiałem iść, bez porannego spacerku miałbym wielki problem. No więc Pacńio mnie zabrał, przy okazji pozałatwialiśmy kilka spraw. LaBunia nas dzielnie woziła z miejsca na miejsce, by w końcu zawieźć nas do Parku Skałka. Tam od razu wiedziałem, gdzie i co będziemy robić. Z wolna przechadzaliśmy się nad jeziorkiem. W zasadzie gdyby nie mijający nas biegacze i spacerowicze to absolutnie nic by się nie działo. Od czasu pogoniłem za ptaszkami, ale ostatecznie czekałem tylko na moment aby dostać się do jeziorka. Mamy jedno takie, moje ulubione zejście w którym woda jest najsmaczniejsza. Dobrze, że ostatnie mokre dni trochę podnoszą poziom wody, bo jakby miało być dalej tak sucho to pewnie w końcu jeziorko by wyschło - i z czego ja bym pił na spacerkach? Lubię pić z tego miejsca, bo tam jest tam po prostu wygodnie i można zanurzyć się niemal w całości.
o tak woda
moje ulubione miejsce do picia
W dalszą drogę z pełnym brzuszkiem ruszyłem bardzo powoli, do czasu aż znalazłem patyczek. Chwile z nim poszalałem, ale całość przerwana została przez pojawienie się na horyzoncie piesia. Szalony i skoczny kudłacz, który robił takie wspaniałe kółeczka zafascynował mnie. W tym momencie pożałowałem, że w parku nie ma wybiegu dla psiaków, bo pewnie bym byśmy tam spędzili długo godziny na bieganiu. No niestety, w parku trzeba być na smyczy i po przywitaniu się mogliśmy zapomnieć o dobrej zabawie.
chwila przyjemności z patyczkiem
a co to tam jest?
Reszta spacerowego dnia upłynęła nam na wąchaniu i oznaczaniu terenu. Ostatecznie wróciliśmy do LaBuni, która szybciutko zabrała nas do domku. Muszę stwierdzić, że ostatnia naprawa Pańcia chyba naprawiła problem z przełączaniem się radia, ale stracił możliwość sterowania nim z kierownicy i nie odbiera radia. Można słuchać tylko swojej muzyki. No ale takie problemy szybciutko naprawimy jak tylko będzie okazja.W domku leniliśmy się na całego. Fuksja koło Pańci z trudem walczyła o swoje miejsce. Nie liczyła się dla niej wygoda Pańci. Ważne, że mogła się wyciągnąć i doskonale ułożyć. Dopasowanie się było sprawą Pańci. No a w dodatku Pańcia ciągle męczyła się na Fotelu Pańcia, ale do czasu.
Pańcia ale weź ty się jakoś dopasuj
W końcu popołudniu przyszła druga niespodzianka tego dnia. Zarazem ostatnia w tym pełnym niespodzianek tygodniu. Dzień płynął z wolna gdy nagle w okolicach południa Borowscy szybko wyskoczyli z mieszkania. Mimo, że spałem to szybko zorientowałem się, że coś się dzieje i też chciałem wyjść, ale mi nie pozwolili - oj szczekałem bardzo aby wrócili, no i wrócili. Wrócili z Pańci leżanką. Naprawiona i na nowo zapakowana była dla nas wielką radością. Największy uśmiech widać było nie u Pańci a u Fuksji. Ta wiedziała, że już będzie miała wygodny i przyjemny sen. Od razu wiedziała o co chodzi. Od razu pokazał do kogo należy ten fotel. Borowscy szybko przestawili tak aby wszystko wróciło na swoje miejsce. Nasze mieszkanie było już kompletne. Do ugryzienia!
to moje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz