31.08.2015
W poniedziałkowy poranek byłem podekscytowany, bo miałem iść do weta na kontrole swoich uszu. Co prawda ciężko mi się wstawało, bo też byłem trochę podenerwowany. Co jeśli będzie trzeba mi obciąć uszy? Albo co gorsza amputować?
wstajemy
Po załatwieniu wszystkich porannych obowiązków, w końcu udaliśmy się z wolna do weta. Dreptaliśmy trochę na około przez centrum miasta przy okazji obwąchując cały świat. No dobra ja obwąchiwałem cały świat skupiając się zwłaszcza na kwiatkach. Chyba ostatnich ładnie pachnących w tym roku. W końcu dotarliśmy do weta.
ale pachnie
W poczekalni było pusto. Tylko ja, Pańcio i miseczka z wodą, z której oczywiście skorzystałem. Przez to cała podłoga w poczekalni wyglądała jakby padał tam deszcz. Co tam padał, lał, jakby było tam oberwanie chmury. W końcu pacjent wyszedł i zaraz byliśmy w środku.
woda
a jeszcze się napiję
picie na filmie
no kiedy będziemy w środku
Na miejscu po przywitaniu od razu wskoczyłem na stół. No dobra Pańcio mnie umieścił na stole operacyjnym siłą własnych rąk. Tym razem nie zahaczyłem nosem o krawędź stołu. W każdym razem, dziś nie było kamery i mycia, dziś Wet zaglądał mi do uszka jakimś wziewnikiem. Troszkę dziwne uczycie, ale ogólnie nic strasznego. Szybko przejrzał moje lewe i prawe uszko a potem z uśmiechem zakrzyknął wręcz, że wszystko jest ok! Że uszy są już prawie zdrowe, że o oczach nie wspomni. Jeszcze tylko trzy dni leków, tak na dokończenie kuracji i będę wolny na jakiś czas od grzebania w moich uszach. Zapomniałem jeszcze dodać, że zostałem zważony i wyszło 28kg. No powiem po prostu te wakacje mnie odchudziły.
Szczęśliwie wróciliśmy do domku, gdzie sobie pospałem szczęśliwy a Fuksja pomagała Pańciowi w gotowaniu. w Zasadzie służyła jako otwieracz pojemników z pieczarkami. Strasznie lubi to robić i zawsze stara się w tym dawać z siebie 1000%. W zasadzie tak skończył się nasz dzionek. No dobra jeszcze trochę spacerowałem i troszkę szalałem. W końcu jednak przyszła noc i mogę powiedzieć, że się wyspałem po wszystkie czasy, przynajmniej po raz pierwszy od nocy z niedzieli na poniedziałek.
otwieracz do pieczarek
nadchodzi sen
01.09.2015
Wtorek to dzień spacerów i lodów. Rano spacerowaliśmy po centrum naszego miasta. Jakoś tak nam się trafia, że tam chodzimy. W zasadzie korzystamy z dni słonecznych. Kto wie ile ich jeszcze nam ich zostało. Na porannym spacerku miałem okazję się wyszaleć i wybiegać. Co mnie zastanowiło to ilość ładnie ubranej młodzieży. Jakby jakieś święto mieli albo coś. Z tym, że to chyba było jakieś smutne święto, bo wszyscy chodzili jacyś struci. No wszyscy młodzi, bo dorośli byli jakoś uśmiechnięci.
malutki szczeniaczek się bawi
chwila relaksu
Po porannym spacerku wróciliśmy do domku, gdzie czekaliśmy na powrót Pańci, bo umówiliśmy się z nią na spacerek do lodów. Po południu mieliśmy iść na lody. Długo szykowałem się na to. Spałem aby mieć siły i miejsce na smaczne lody.
W końcu nastał odpowiedni i właściwy czas. Spotkaliśmy się z Pańcią i poszliśmy. Dreptaliśmy sobie co sił w nogach. A tu zastała nas wielka niespodzianka. Chyba całe miasto wpadło na ten sam pomysł co my. Popołudniowe lody, to chyba jakaś ogólna rozrywka w Świętochłowicach. No nic stanęliśmy na szarym końcu wijącej się niczym wąż kolejki. Przed nami było chyba z pięć osób. W końcu jednak się doczekaliśmy. W końcu kupiliśmy i w drodze do domku szamaliśmy te pyszne lody.
co za kolejka!
Jakoś do tego centrum Pańcia mojego ciągnie, bo nocny spacerek również odbył się do centrum miasta. Jakoś tak miasto w wieczornych godzinach jest spokojnie i ciche. Takie zupełnie inne i tajemnicze. Dobry był ten spacerek na sen. Zmęczony byłem i spało się cudownie.
nocą sobie poleżę
02.09.2015
O poranku po wszelkich ważnych czynnościach pojechaliśmy do sklepu. Borowski miał ochotę na jakieś ciasteczka. Zniknął na chwile w sklepie, ale oczywiście wrócił bez ciasteczek. Szkoda, bo tak jak chwilę na niego czekałem, to również naszła mnie ochota na pyszne ciasteczka. No trudno, przynajmniej zaraz w domku się wyśpię. O moje niedoczekanie. Poszliśmy na spacerek, poszliśmy przejść się po okolicy sklepu. Tak mnie naszło takie niepokojące myśli, że chyba lato się już kończy, bo cały świat był w liściach. Żółte liście leżały dosłownie wszędzie. Czy to znaczy, że już ciepłych dni nie będzie?
czemu tu wszędzie liście?
czy to już jesień?
ojejku chyba jesień!
Na spacerku dopadła mnie chandra. Na szczęście Pańcio zawsze znajdzie jakieś rozwiązanie na wszystkie moje kłopoty. Wynalazł mi patyczek na łące. Tak sobie spacerowaliśmy i nagle Borowski pokazał mi patyczek. No i zapomniałem o wszystkich problemach i złych myślach. Byłem ja i patyczek. Prawie go nie zabrałem do autka i do domku. Niestety po drodze wyleciał mi z pyszczka. Ponieważ z ziemi nie biorę poślinionych to odpuściłem sobie.
no fajny w zasadzie
zobacz jak fajnie wyglądam
idziemy dalej?
W domku był wielki czas na lenistwo i odpoczynek. Czy wspominałem, że leniuchowałem. Ponieważ jeszcze jestem chory to przegoniłem Fuksje z kanapy i położyłem się. Cała była moja a musiałem korzystać, bo to może być jeden z ostatnich razy. Fuksja oczywiście dołączyła do mnie, gdy tylko się ułożyłem. Ja jednak tak sobie o nie spałem ja byłem czujny, bo gdy tylko Borowski się ruszał to sprawdzałem czy aby nie przynosi mi jakiegoś jedzonka.
złaź z mojej kanapy
masz coś do jedzenia?
W każdym razie tak sobie wypoczywaliśmy, poszliśmy po Panią, która jak się okazało nie czuła się najlepiej. Jakoś daliśmy radę dotrzeć do domku, ale coś czułem, że nie będzie dobrze. Pani resztę wieczoru spędziła pod kocykiem na kanapie. Mojej kanapie, a przecież to ja byłem chory.
Wieczorem wyjście na spacerek nie było moim priorytetem. Ja chciałem spać w domku, ale nie Panu się zamarzył spacerek. Poszliśmy i wszystko wydawało się ładnie pięknie, aż się zorientowałem, że spacerek przekształcił się w coś większego, znacznie większego. Przeszliśmy całe miasto i muszę powiedzieć, że byłem bardzo zmęczony. Pańcio też był zadowolony z tego spacerku. Wchodząc po stole do domku ustaliliśmy, że dziennie będziemy przechodzić co najmniej 5 km. To musi być dobry pomysł a jaki po tym będę miał sen?
idziemy na spacerek
ruszamy
wracamy!
03.09.2015
Czwartek zaczął się z grubej rury. Pojechaliśmy na chwile z Panią do pracy, ale nie poszliśmy na dłuższy spacerek bo czekaliśmy. Postanowiliśmy z Panią pojechać do wete.... znaczy do lekarza. Jej choroba zamiast się łagodzić to się zaostrzała. Temperatura rosła i baliśmy się, że wyciągnie kopytka. Spacerowaliśmy więc szybko między produktami budowlanymi, czekając na powrót Pańci. Przy okazji dokonałem małego przeglądu ogumienia w samochodzie.
eeeeeeee a może by tak te worki porozrywać
jak tam ciśnienie?
W końcu pojawiła się Pańcia i ruszyliśmy w drogę, ruszyliśmy do lekarza. Droga nie była super krótka i całą spędziłem na oglądanie świata opierając się o oparcie kanapy. Na miejsce dotarliśmy na długo przed południem, no ale w sumie to tylko kilkanaście minut jazdy. Pani poszła do lekarza a my z Borowskim czekaliśmy na dworku.
to jedziemy do lekarza?
no gdzie ta Pani
To nasze czekanie, przedłużało się, już nawet zacząłem się martwić, że Pani coś może się stało, albo po prostu wyciągnęła kopytka w poczekalni. Na całe szczęście w końcu się pojawiła. Dalej była chora i dalej się źle czuła, ale dostała receptę na leki. Tak więc ruszyliśmy do apteki. Ja z Panią czekałem w autku. W zasadzie to utrzymywałem ją przy życiu. No w końcu leki zostały zakupione i wróciliśmy do domku. Od razu Fuksja została poinformowana, że ma opiekować się Panią, która własnie kładła się spać na kanapie (mojej kanapie) pod kocykiem.
Po pewnym czasie zabraliśmy się z Pańciem na spacer. Zostawiliśmy dziewczyny same w domku z nakazem aby Fuksja się opiekowała Panią. My nie chcieliśmy przeszkadzać a poza tym Pani potrzebowała spokoju.
jasne, że będę się opiekowała!
Spacerek był dość długi w ramach naszego własnego prywatnego wyzwania. Spacerowaliśmy na sąsiednim osiedlu. Chodziliśmy między domkami jednorodzinnymi. Był to przyjemny spacerek choć muszę przyznać, że bardzo wyczerpujący. Miałem okazje, za przemyślenie różnych spraw. Znaczy się o zaletach spania na łóżeczku człowieków. Wróciliśmy dość późno do domku w sam raz na kolacje, a wdrapując się na schody wypytywałem Borowskiego, czy udało się i w w tym dniu przejść założony dystans. Ucieszyłem się jak usłyszałem, że tak! Zmęczony poszedłem spać, ale z wielkim uśmiehcem. Do ugryzienia!
ale ładnie pachnie
no przecież idę!
ale tu ładnie
no daj łyka!
zabawa ze smyczą!
udało się?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz