Oj sobota zaczęła się późno, bardzo późno. Już przebierałem nóżkami aby w końcu wyjść, ale Pańcio ciągle spał i nie chciał się przekonać do wyjścia. Mimo iż trochę piszczałem i wchodziłem na łóżko to nic nie osiągnąłem. Musiałem cierpliwie dreptać z nóżki na nóżkę i czekać i czekać. W końcu się udało. Szybko wszamałem śniadanko i ruszyłem na spacerek. Sobotni poranny spacerek.
spaceruje
Ciepło i słoneczko sprawiało, że aż chciało się spacerować. Przeszliśmy się na około łąki i po spełnieniu psich fizjologicznych obowiązków mogłem spokojnie położyć się spać. Zawsze tak jest. Po spacerku porannym od razu muszę sobie pospać do popołudnia i zawsze liczę, że nikt mi w tym nie będzie przeszkadzał. Tym razem było jednak zdecydowanie inaczej.
o jacie, ale super poranek
W domku stało się coś interesującego. Od rana człowieki zabrali się za robotę, która polegała przede wszystkim na sprzątaniu i szykowaniu Farszu do pierogów. Tak to już trzecia z rzędu sobota jak w domku będzie się szykowało pierożki. No ale od początku. Pańcio sprzątał mały pokój, tak zwany biblioteczny. Jego sprzątanie polegało na wynoszeniu wszystkiego do salonu. Tak więc bałagan przeniósł się do salonu. W między czasie Pańcio sam poszedł do sklepu po jakieś tam produkty. Troszkę się oburzyłem takim jego zachowaniem, ale i tak mimo wszytko się z nim przywitałem po powrocie.
Okazało się, że to nie byle jakie sprzątanie a także mycie okien. Fju, fju byłem w wielkim szoku robota prawie paliła się w rękach. Ja tylko przyglądałem się i co jakiś czas pomagałem wynosić jakieś mniejsze rzeczy. Fuksja tymczasem po prostu się bawiła i korzystała z uroków kartonowego świata. Bo Pańcio nagle znalazł wiele różnych kartonów. Okazało się również, że po rozebraniu starych foteli zrobiło się sporo miejsca. Całe szczęście, że fotele zniknęły, bo dostaliśmy informacje, ze nowy fotel dla Pańcia jest gotowy do odbioru. Tak więc czym prędzej przerwaliśmy nasze sprzątanie i pojechaliśmy najszybciej jak się dało, jak przepisy pozwalały.
gustowny ten karton!
Na szczęście nasza stukająca LaBunia dała radę i nowy fotelik dla Pańcia zmieścił się bez wyrzucania połowy rzeczy z auta i co najważniejsze bez przesiadania. Fotelik resztkami sił wniósł Pańcio na nasze trzecie pięterko i wrócił do sprzątania. Powoli wychodziliśmy z bałaganu. Rzeczy zostały posegregowane na te do wyrzucenia, wyniesienia do piwnicy oraz te do wywiezienia. Sporo się tego zebrało, a jeszcze człowieki nie wyciągnęli desek snowboardowych. Nie mam pojęcia jak to wygląda, ale chyba jest spore i schowane w szafie.
Gdy popołudniu wszystko było już gotowe i czyściutkie. Ba nawet balkon świecił czystościom, to mogłem z Borowskim iść na spacerek. Pańcia tym czasem już szykowała pierożki. Spacerek mój nie był za krótki ani za długi, był taki w sam raz. Zdążyłem rozprostować kosteczki, udało mi się załatwić wszystko, ba nawet pobawiłem się z pieskami na łąkach. Tak dawno tego nie robiłem - takie bieganie bez smyczy jest super. Z tym, że ja dostaje małpiego rozumku i przestaje słuchać nawoływań mojego człowieka i przychodzę (o ile nic nie wyczuję) dopiero jak się zmęczę. Towarzyszem moich zabaw był psiak podobny do Freda, ale sporo młodszy i dużo bardziej skory do zabawy. W końcu po kilku minutach ostrego biegania miałem dość i grzecznie podreptałem z Pańciem dalej - już na smyczy. Niuchałem i cieszyłem się każdym kroczkiem. W końcu wróciłem, bo byłem potrzebny przy pierogach.
niucham
może coś tutaj zrobić?
Fuksja spała a ja pomagałem w domu przy pierogach. Produkcja przeniosła się do salonu, na wielki stół. Lepienie szło pełną parą a ja wszystkiego doglądałem. Dbałem swoim czujnym wzrokiem aby wszystkie pierogi były idealne, dokładnie zaklejone i co najważniejsze wyglądały apetycznie. Bardzo się zmęczyłem cały tym lepieniem. Bo chodziłem z pierogami do kuchni gdzie się gotowały a potem na balkon gdzie się studziły. Trzeba było je przewracać, mrozić i w ogóle wiele roboty w krótkim czasie. No po prostu szaleństw, ale bardzo pozytywne szaleństwo. Nasze pierożki były pyszne, bo miałem okazje spróbować takiego pękniętego - przynajmniej oficjalnie był pęknięty i tej wersji będę się trzymał.
tylko dobrze kleić i każdy ma być idealny!
Już niemal w nocy cała praca się zakończyła. Oczywiście człowieki zjedli po jednym talerzu ze smażoną cebulką. Pachniało cudowanie. Z tego już niestety nic nie zjadłem, ale za to spokojnie się położyłem drzemać. Spałem sobie dość krótko, bo poszliśmy z Pańciem na spacerek. Potem to już było tylko mizianie i zabawy. Tak wieczorem po toalecie i obcinaniu pazurków przyszła pora na mizianie. Fuksja się troszkę oburzyła i patrzyła z niedowierzaniem. Ona jest nietykalska z wyjątkiem poranka. Zresztą ona cały dzień była taka osowiała i chyba, źle się czuła. Nie jestem pewien, ale to chyba przez te piątkowe objadanie się starym psim jedzeniem z puszki, które gdzieś tam się w kącie lodówki się ukryło i było przyszykowane do wyrzucenia. No cóż sama jest sobie winna, na szczęście im bliżej nocy tym lepiej się czuła. Do ugryzienia!
tarzanie się w kocyku
o tak miziaj mnie
miziaj, lubię to!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz