Cały piątek od samego rana człowieki się szykowali, się pakowali. Ja tylko czekałem, żeby wskoczyć do wozu. Dobrze, że nie kazali mi nosić bagaży czy czegoś takiego innego. Cichutko siedziałem w kącie na swoim legowisku i liczyłem, że nikt mnie nie zauważy - nie chciało mi się więc się nie wychylałem. W końcu przed południem ruszyliśmy. W końcu koło południa ruszyliśmy nasza kapryśną LaBunią. Ruszyliśmy szybko w trasę i jechaliśmy spokojnie dość długo, aż w końcu pojawił się kłopot, kaprys. Szybko to naprawiliśmy i dalej w drogę. I tak coraz częściej. W końcu na parkingu Pańcio wyszedł z siebie i o dziwo naprawił to wszystko. Resztę podróży mieliśmy już całkowicie bezawaryjną. O tak, jednak jak Pańcio się wkurzy to potrafi czynić cuda.
poniedziałek, 4 września 2017
piątek, 1 września 2017
w pigułce
Moi drodzy mili kochanie czytacze. Od dłuższego czasu mamy bardzo wiele na głowie. Że o maleństwie w naszym małym mieszkanku nie wspomnę. A to jakieś załatwianie a to jakieś awarie LaBuni. W zasadzie to ostatnio ona jest zawariowana. No, ale taka kapryśna dama ma swoje humorki i musimy to zrozumieć. No w każdym razie muszę się Wam przyznać do czegoś i od razu przeprosić. Uświadomiłem sobie, że nie dam rady w normalnym trybie nadrobić zaległości jakie wytworzyły się na blogu. Postanowiłem więc ten cały czas streścić w jednym poście. Pisząc po co nieco o dniach które zleciały.
Najpierw słowo wstępu. Nasze życie całkowicie podporządkowało się pod rytm dnia maleństwa. Przez co wstajemy w nocy. Na szczęście wraz z upływem czasu wstawanie jest co raz rzadsze i bardziej zaplanowane. Często wstajemy dość późno. Spacerki zwykle są tylko dwa, ale za zwyczaj dużo dłuższe i bardzo często jest z nami Pańcia. Bardzo cię cieszę z tego, ale i powiem szczerze, że czasami jeszcze jeden spacerek by się przydał zwłaszcza gdy za dużo popije, ale jakoś dajemy radę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)