W poniedziałek razem z Pańciem postanowiliśmy wykonać zakupione wcześnie rano liny i inne takie dziwne dziwność. Sporo czasu zajęło nam skręcanie tego i zawijanie. Nie mieliśmy pomysły jak to zakończyć i robiliśmy takie dziwne dziwaski. Ni to supeł ni to kokardka. Ostatecznie, dzięki krzesłu, cierpliwości i samozaparciu udało nam się sklecić własnoręcznie smycz. Elastyczna na końcu. Zapomnieliśmy tylko o jednym kółeczku, ale rozplatanie tego nie miało sensu.. Musimy sobie jakoś bez tego poradzić, bo na razie nam się nie chce tego rozplątywać. Znając życie pewnie zostanie tak do końca życia tej smyczy i może o jeden dzień dłużej.
skończone dzieło
Po ciężkiej pracy trzeba było odreagować. Trzeba było po prostu coś zjeść. Pańcio na szczęście trochę mnie posłuchał i przygotował jakieś smakołyczki. Przygotował pyszne domowe gofry. On oczywiście żadnych przepisów nie zna i musiał posiłkować się internetem. Dobrze, że pokazałem mu stronę www bo trafiłby na jakąś dziwną i wyszły by zakalce. Po kilku minutach były już gotowe i mogliśmy zasiąść do stołu - no dobra niektórzy jedli na podłodze, ale i tak było fajnie. Smaczne wyszyły. Każdy z nas mógł sobie spróbować, nawet kotom (choć nic nie zrobiły) przypadła malutka działka. One cały dzień były zajęte zabawą kartonami. Kto to widział, żeby taką radochę mieć ze zwykłego pudełka.
a jest tam zakalec?
smaczne gofry
ech - w pudle
Ten dzień zaczęliśmy od najważniejszej rzeczy. Pojechaliśmy z rana naprawić LaBunie. Tym razem nie robiliśmy tego sami a oddaliśmy ja do warsztatu. To sprawiło, że sporo czasu spędziliśmy na czekaniu na nią. Musieliśmy więc udać się a dłuższy spacerek, a był obardzo gorąco. Na szczęście mieliśmy wodę - w aucie, które zostało u mechanika. Tak więc pełni sił udaliśmy się na spacerek. Leśna ścieżka sprowadziła nas do mostu, kolejowego mostu. Nawet mieliśmy przez niego przejść, ale Pańcio wymiękł, bo niby jakieś deski dziwne były i wysoko. Ech no i zostało nam dreptanie wzdłuż innych torów. Fajna szeroka droga po chwili zmieniła się w wąską ścieżkę wśród drzewa a ta po chwili zniknęła - rozpłynęła się. Na szczęście mój nos zaprowadził nas na właściwą drogę.
przechodzimy?
Z czasem mijając osiedle wysokich bloków trafiliśmy na piękne łąki. Upał dawał mi się już bardzo we znaki i nie mogłem iść. Po prostu nie miałem siły. Musiałem odpocząć natychmiast. Nic nie dawało rady mnie przekonać. Na szczęście trochę mieliśmy kupionej wody i tylko dzięki temu zrobiłem jeszcze kilka kroków. Ostatecznie jednak musiałem bardzo długo odpocząć.
odpoczywam
ani kroku dalej
koniec!
Po kilkunastu minutach padła decyzja o powrocie. Powoli dreptaliśmy w stronę warsztatu. Powoli dreptaliśmy a skwar lał się z nieba. W między czasie dostaliśmy telefon, że auto jest już gotowe. Uf całe szczęście. Udaliśmy się krótszą drogą i do domku. Tam w końcu zasłużony sen. Długi wypoczynek.
nie ruszać mnie
Ostatni dzień miesiąca postanowiliśmy spędzić aktywnie - przynajmniej rano. Pogoda była znośna, LaBunia cichutko chodziła więc pojechaliśmy nad Starganiec. Tam niestety nie spędziliśmy zbyt wiele czasu, bo miałem wrażenie, że zagryzą nas komary. Tak więc super wypad do lasu bardzo szybko zamienił się w koszmar. Tak szybko ja wszedłem w las tak szybko z niego wybiegłem. W ogóle nie traciłem czasu i w te pędy wróciłem do LaBuni i do domku.
ale tu komarów
nad wodą też gryzą
selfi i do domku
Pierwszy dzień nowego miesiąca musiał być aktywny. Po porażce z dnia poprzedniego musiałem sobie to powetować. Z samego rana, zaraz po śniadaniu wyciągnąłem człowieka. Wsiedliśmy w LaBunie i ruszyliśmy w drogę. Pojechaliśmy do miejsc z wtorku. Tym razem byłem tam całkiem rekreacyjnie.
piękny i uczesany - mogę ruszać
Zaparkowaliśmy blisko łąki i pozostało nam tylko przeskoczy przez ulicę. Wkroczyliśmy przez drzewka i kroczyliśmy łąkami. Trawy były skoszone i upał jakby mocniej doskwierał. Mimo wszystko z wielką radością obwąchiwałem wszystko i powolutku szliśmy przed siebie. Podziwialiśmy widoki i latające wszędzie ptaszki. Nawet wdrapaliśmy się na stary bunkier. Z jego dachu można było podziwiać okolicę. Koniec końców Po szaleńczych biegach przyszedł czas by wracać do domku. Fajna okolica zapewne jeszcze nie raz będzie przez nas odwiedzona. Z tym, że poczekamy aż trochę upał zelżeje. Może sobie bym nawet tam kiedyś zamieszkał jakbym miał okazję.
ale jak to tak nie trzymasz smyczy?
biegam jak wiatr
na dachu świata, znaczy bunkra
no rób to zdjęcie a ja anektuję ten kawałek ziemi
to co wracamy?
biegniemy do wozu
W domu zbyt długo nie odpoczywaliśmy, bo ledwo przymknąłem oczko a musiałem wstawać i wgramolić się do autka. No i pojechaliśmy na skałkę, tam zrobiliśmy kółeczko i skonsumowaliśmy lody. Wzbudzałem nie małą sensacje wśród mijanych przez nas spacerowiczów. Jedni komentowali uszy a inni po prostu głaskali. No nie było chwili wytchnienia w tym brylowaniu na skałce.
ten obowiązek spełnię z ciężkim sercem
Po skałce mieliśmy wracać do domu coś zjeść, ale ostatecznie udaliśmy się do Pierogarni na Gliwickiej. Trochę niepewnie tam jechaliśmy, ale okazało się, że piesek jest tam mile widziany. Zasiedliśmy przy bardzo klimatycznym stoliku i zamówiliśmy olbrzymie ilości pierogów z mięsem i oczywiście ruskie. Chwilę oczekiwania wypełniliśmy rozmową i podziwianiem całego wnętrza. Ciepłe i pogodne miejsce w sam raz do odpoczynku. Nam się w środku podobało, choć my po knajpach nie jeździmy i nie wiemy jak jest w innych. Jak się można domyśleć człowieki nie zjedli wszystkiego i to mimo tego, że trochę się ze mną dzielili. Zabraliśmy ponad połowę ze sobą i zmęczeni ale szczęśliwi wróciliśmy do domku. Ja ciągle pilnowałem tych zabranych pierogów, co by nikt ich nie zjadł bez mojej wiedzy. Dobrze zaczął się ten miesiąc.
czekamy na pierogi
Pierwszy czerwcowy piątek chcieliśmy spędzić leniwie w domku i prawie nam się to udało, bo tylko odwiedziliśmy najbliższe okolice i nigdzie dalej nie mieliśmy zamiaru się ruszać. W końcu w upalne dni lepiej sobie posiedzieć w domku i odpocząć. Poranny spacerek nas trochę rozruszał, a po powrocie zabrałem się za spanie. Na upały taka właśnie aktywność najlepiej się sprawdza.
jejku chyba czas wracać, bo ciepło
tak - jest zdecydowanie ciepło
Przed spaniem miałem jeszcze trochę roboty z odkurzaniem i w końcu mogłem dołączy do śpiących kotów.
jeszcze chwila i będę spał
no mogę już spać jak te dwa lenie
Fart na pozycji
no i Fuksja się wyleguje
na wszystkie sposoby
W sobotę z rana koty a przynajmniej część z nich nie mogła uwierzyć, że człowieki tak szybko się zebrały i wybywają. Ja razem z nimi. No za to Fart miał to wszystko w nosie i spoglądał na świat ze swojego ulubionego miejsca. Z szafek w kuchni. No po prostu w naszym mieszkaniu wyżej się już nie da być.
ale jak to wychodzicie?
a idźcie sobie i dajcie spokój - dajcie spać.
No i my pojechaliśmy do Parku Śląskiego na małe fotoseszyn. Takie amatorskie, bo nie zabraliśmy ze sobą wizażystów i asystentów produkcji i co najważniejsze bufetu. Rozsiedliśmy się w miłym zaciemnionym miejscu i cykaliśmy fotki. Korzystaliśmy z uroków przedpołudniowego, jeszcze miękkiego światła. Nawet udało mi się upolować dzikiego pluszowego zwierzaka i trochę pobawić się z Pańciem.
Pańcia nie leż tak, bo ci dziecko podrzucą
a kto to ten Aurora?
upolowany dziki zwierz
oddawaj moją zdobycz!!!
Po sesji mały spacerek i szybko do domku, bo się śpieszyliśmy, bo jechaliśmy do Zawady do najmłodszego w rodzinie - na grilla. Tam spędziliśmy kilka dłuższych chwil dobrze się bawiliśmy, ale niestety za długo być nie mogliśmy, bo jechaliśmy na kolejne fotoseszyn - amatorskie. Tym razem udaliśmy się kolejny raz do pałacu w Pławniowicach. Tym razem chcieliśmy wykorzystać wieczorne miękkie słońce. No i chcieliśmy zobaczyć a właściwie to ja chciałem zobaczyć co jest za pałacem. No więc dotarliśmy tam tuż przed zamknięciem, no dobra na godzinę przed i szybciutko przelecieliśmy przez ścieżki wokół jeziorka. Widok mnie tak zachwycił, że aż zrobiłem dwie kupki. Po szybkim posprzątaniu zrobiliśmy kilka zdjęć i już w zasadzie musieliśmy wychodzić, bo okazało się, że już jest 18.
grillujemy
patyczek i ja
w cieniu
od tyłu też jest fajnie
dobra rób te fotki a ja tu poleżę sobie
W niedziele naprawdę wszyscy porządnie wypoczęliśmy. Każdy z nas spał jak tylko się da i tak długo jak tylko się da. Człowieki już powolutku szykowali się na coś a zwierzęca część rodziny po prostu sobie spała najbliżej jak tylko się dało Pańci. Uf to był męczący tydzień.
koci otulacz
kocia krewetka
Furiat, tendrian que nombrarte Embajador Basset de Polonia, embelleces todos los paisajes, es un placer ademas leer tus aventuras diarias. Abrazos desde Uruguay Sudamerica.
OdpowiedzUsuń