poniedziałek, 30 czerwca 2014

Zakupy

Co może robić wesoła Parka i ich piesek w niedzielę? To pytanie wydaje się oczywiste, zważywszy patrząc na temat, ale powiem to w prost: są na zakupach!
Na początku dnia Borowscy spali wyjątkowo długo, chyba zbierając siły na zakupy, niemal całodniowe zakupy. Pochodziłem rano na swoim trawniczku i wróciłem na śniadanko i już układałem się do spania, ale stała się dziwna rzecz. Pani prostowała włosy i nagle trzask prask i w łazience światło zgasło. Pani poinformowała o tym fakcie Pana i poszli sprawdzić korki. Po otwarciu drzwi ja oczywiście natychmiast na klatkę i już chce zmykać na dół, gdy Oni tylko załączyli korki i zamknęli drzwi. Ja jak zdębiały czekałem aż wrócą. 
ej no chodźcie nie zamykajcie drzwi!

niedziela, 29 czerwca 2014

Długi dystans

Rano Borowscy trochę czasu spędzili na jedzeniu śniadania i jakiejś tam zabawie z komputerem. Potem Pani wyszła z owym komputerem w torbie, a my chwilę za nią. Spacerek szybki, acz bardzo owocny. Powrót również szybki, bo w końcu patrząc na zegarek, to był czas na drzemkę, na mojej ulubionej kanapie.
śpię

sobota, 28 czerwca 2014

Piątek świątek

Rano odwiozłem Panią, zawitałem w Sośnicy i odwiedziłem Freda. Potem z Panem z Fajką pojechaliśmy do Bojkowa, gdzie kilka dłuższych chwil spędziliśmy razem z Nim. Pan gdzieś tam chodził, coś tam nosił, chował i przenosił, w końcu mnie zostawili samego na pożarcie krwiożerczym bestiom. Ech, w końcu tutaj chodzi dużo robaków i jeszcze ten kot od sąsiadów. Czarny jak noc, na pewno na mnie poluje i na pewno chce mnie zamordować. Przerażony troszkę poszczekałem, by w końcu pójść spać na swojej podusi i koło swojego misia. Te dwa atrybuty, które przytachał mi Pan sprawiły, że te ciężkie chwile były do zniesienia.
Na szczęście nie minęło wiele tygodni, gdy słyszę znajomy terkot silniczka i wjeżdżające tyłem autko. Szybko podbiegłem do bramy i bardzo dobrze zrobiłem.
to jest mój Pan

piątek, 27 czerwca 2014

Słodycz lenistwa

Normalny poranek przekształcił się w całkiem nienormalny dzień. Po pierwsze, rano zwlekali z wstawaniem i wyjściem, ale na szczęście, jak się okazało po śniadaniu, poszedłem odprowadzić Panią do pracy. Pogoda była niezbyt zachęcająca, ale szło się fajnie. Przy bramie pożegnaliśmy Panią i udaliśmy się na wyprawę do centrum miasta. Czyli kawał drogi, a pogoda coraz bardziej się psuła. Tak sobie dreptaliśmy wysłać paczuszkę zaadresowaną przez Panią. Nie była ani ciężka ani wielka, ale wysyłka jej była naszą misją. Tak więc po dotarciu trochę okrężną drogą do Poczty Głównej, ja zostałem na czatach, a Pan wysyłał paczkę, super tajną paczkę. Zrobiłem trochę hałasu, aby odwrócić uwagę przechodniów od wydarzeń w budynku - tam się wysyła paczka i nikt nie powinien o tym wiedzieć, tam tworzyła się historia. No dobra trochę przesadziłem, ale i tak wysyłanie było fajnie.

czwartek, 26 czerwca 2014

Kanapka

Rano nie chciałem zostawać sam, więc pojechałem do z Borowskimi. Nie chcieli zostać ze mną i po odwiezieniu Pani do pracy Pan odwiózł mnie do Bojkowa. Nie podobało mi się to zbytnio, więc głośno protestowałem, za co zostałem skazany na kaganiec. Smutny i zrozpaczony czekałem na jego powrót, w zimnie, wietrze, a w końcu w deszczu. Zmokłem do cna. Z rozpaczy nie myślałem trzeźwo i nie schowałem się do altany, pod daszek. W sumie to jak prawdziwy komandos, członek sił specjalnych wartę pełniłem tam, gdzie została mi wyznaczona i nie było możliwości, by zrobić choćby krok w bok.

środa, 25 czerwca 2014

Wspomnień czar

Wtorek, niby normalny dzień, a jednak inny. Poranny krótki spacerek i śniadanko zapowiadały całkiem zwyczajny dzień. Potem miałem odprowadzić Panią do Pracy i spokojnie spać sobie w swoim przedpokoju. Tymczasem Oni chcieli mnie zostawić samego w domku. Głośno protestowałem za zamkniętymi drzwiami. Ulegli moim hałasom i zabrali mnie ze sobą. Na moje nieszczęście nie było to takie fajne. Najpierw za karę dostałem kaganiec, a po odwiezieniu Pani pojechaliśmy do Bojkowa, gdzie moje protestu na nic się zdały i zostałem sam, całkiem sam jak palec. Patrzyłem tylko przez bramę jak auto odjeżdża beze mnie.

wtorek, 24 czerwca 2014

Ech codzienność

Po morzu i plaży oraz setkach uśmiechów, które wywoływałem na twarzach przechodniów, pozostało tylko wspomnienie i to takie już raczej mgliste. Jeszcze tylko trochę tamte chwile przypomina piasek wysypujący się z sierści. No i ze smutkiem zaczynałem kolejny dzień. Poniedziałek, to jest mój chyba najmniej ulubiony dzień tygodnia, bo po wspaniałym weekendzie przychodzi straszny dzień rozłąki. Na szczęście dzień ten był troszkę lepszy niż każdy inny poniedziałek, albowiem Borowscy zostali ze mną i nie opuścili mnie przez cały dzień, prawie cały dzień.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Czy ci nie żal

Od rana wiedziałem, że coś się świeci. Niedziela, w sumie ładna pogoda, a po śniadaniu Borowscy jacyś tacy poddenerwowani, czy coś. Krzątali się po pokoju, chowali rzeczy do toreb i przeglądali każdy skrawek pokoju tak, aby niczego nie zostawić. Niestety wyczuwałem, że oznacza to, iż opuszczamy to miejsce i stety wracamy do domku; do naszego domku.

Po zapakowaniu autka ruszyliśmy jeszcze na mały spacerek do okolicznego sklepiku, gdzie była okazja zakupić ostatnie pamiątki. Ja oczywiście wyszukiwałem czegoś do zjedzenia, czegoś pysznego i znalazłem - rosnący rumianek
tutaj szukam

niedziela, 22 czerwca 2014

Po turecku

Kolejny dzień nad morzem mijał mi bardzo fajnie. Poranny spacerek po bułeczki był bardzo fajny, mimo iż pogoda nie dopisywała za bardzo. Na szczęście szybko wróciliśmy do domku i zalegliśmy. Leniuchowalismy tak w pokoju, aż do popołudnia. Za oknem deszcz i wiatr, więc ja co najwyżej wyglądałem na chwilkę za okno i przechadzałem się po tarasie.
ale widoki, chciałbym coś takiego w domku

sobota, 21 czerwca 2014

Plażing

Po pobudce ciągle nie chciało mi się jeść. Szybko zgramoliłem się na dworek. Tutaj, co prawda, schodów jest o wiele mniej niż w domku, ale stopnie są zdecydowanie wyższe. Utrudnia to trochę chodzenie, ale jakoś muszę dawać radę. Powróciliśmy szybko do domku po kaskę i od razu skoczyliśmy do piekarni po pyszne pyszności, po coś słodkiego na ząb. Dobrze, że zrobiliśmy te zakupy, bo korzystając z ładnej pogody udaliśmy się do wielkiej piaskownicy. W sumie wczoraj mi wyjaśnili, że ta wielka piaskownica to tak naprawdę plaża, a ta wielka woda to morze. Taka nieprzydatna mi wiedza nie zmieniła wiele w moim życiu, bo to dalej był piasek jak w piaskownicy, a woda jak w kałuży, tylko wszystkiego więcej.

piątek, 20 czerwca 2014

Największa kałuża

Budzik zadzwonił w środku nocy, jeszcze było ciemno, jeszcze było zimno, a Oni już wstają. Pełno toreb, plecaki i siatki. Wyglądało to jakbyśmy się wyprowadzali. Nie pomyliłem się, środek nocy, a my to wszystko znosimy do autka. Zrobiłem jeszcze siusiu, zapakowaliśmy się i ruszyliśmy w stronę wschodzącego słońca.
środek nocy, a Wy na nogach?

czwartek, 19 czerwca 2014

Na walizkach

Dzisiejszy post będzie bardzo krótki i, w związku z tym, zapewne nudnawy. Wczorajszy dzień zaczął się jak zwykle i, jak to ma miejsce od kilku dni, tak samo trwał. Udało mi się zostać w domku, na szczęście Pani nie dała się namówić Panu na zawiezienie mnie do Bojkowa. Nie powiem, lubię tam się zjawić, ale od czasu do czasu, a nie codziennie. Zdecydowanie wolałem zostać w domku, schrupać szpona i walnąć się w kimono... znaczy pełnić czynną warte.

środa, 18 czerwca 2014

Pierwsza warta

Już oficjalnie, jako członek sił specjalnego jedzenia, pełniłem pierwszą przedpołudniową wartę. Moim wsparciem były szpony orła w liczbie jeden i lizak dla piesków. Niestety, nie mam zdjęcia, bo nie mam tak szybkiego aparatu. Nie mówcie nikomu, ale większą część warty przespałem. No wiecie, na wartach zazwyczaj nic się nie dzieje, zwłaszcza w forcie na tyłach. W każdym razie, gdy wracał Pan, to udawałem w pełni gotowego do działania psa jedzenio.... znaczy bojowego. Od razu trzeba buło ruszyć na patrol. Od teraz już nie mam spacerków, są patrole, przynajmniej dopóki mi się to nie znudzi. Obeszliśmy całe miasto, wzdłuż i w szerz.
to mój rewir, muszę to wszystko obwąchać 

wtorek, 17 czerwca 2014

Cicho ciemny

Nie zgadniecie co wczoraj zrobiłem. Pewnie nawet nie mam co czekać, aż spróbujecie się domyśleć. Rano zostałem przekupiony dwoma wędzonymi szponami orła i zostałem całkowicie sam i nie szczekałem i nie płakałem, a jedynie smacznie spałem. Może Wam się wydawać, że to żadne wielkie halo, bo przecież psy często zostają same. Tymczasem po ostatnich ekscesach i niechęci zostawania samemu, przemogłem się i dzielnie pilnowałem domku.

Wyczekiwałem na powrót do domku moich ukochanych Borowskich. W końcu się zjawił Pan, obudziło mnie skrobanie po drzwiach i otwierający się zamek. Pojawił się Pan przywitaliśmy się bardzo wylewnie i bardzo, bardzo dokładnie. On sprawdzał film z moimi dokonaniami i był bardzo zadowolony i dalej się witaliśmy i witaliśmy. W końcu przelała się czara radości i trzeba było iść na spacer. Wzięliśmy wielką torbę i w drogę. Podreptaliśmy do Pani, gdzie dostałem swój nowy identyfikator, ale o tym zaraz. Chwilę pogadali Borowcy i ruszyliśmy do sklepu. Tam jak zawsze musiałem poczekać na zewnątrz, przytwierdzony do drzewa. Poszczekałem, bo było m smutno, ale uspokoiłem się natychmiast, gdy Pan zniknął za drzwiami sklepu.
czekam

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Domowy deszcz

Cały wczorajszy dzień kręcił się wokół wspomnianego deszczu. Ponieważ moje uszy, czyszczone co jakiś czas, już przypominały czarny kawał gliny, a z mojego ciałka mimo częstego przeglądania i wyczesywania wypadł wielki, opity kleszcz (pomimo kropienia i noszenia obroży przeciw kleszczom), przyszedł czas na kąpiel. Zostałem podstępnie zwabiony pod prysznic i się zaczęło. Nie powiem, aby było to nieprzyjemne  -wręcz przeciwnie. Potem Pani mnie porządnie wyszorowała i naszaponowała i byłem taki szczęśliwy.
o tak mnie tutaj namydlaj

niedziela, 15 czerwca 2014

Przywiązany

Poranny spacerek był szybki i owocny. Powrót do domku, napełniona miseczka i wielkie zdziwienie. Drzwi do sypialni zamykają się, a ja w szoku po cichu popiskiwałem. Oni sobie smacznie jeszcze pospali, a drzwi uniemożliwiły mi przeszkadzanie im. No po prostu takie zachowanie z ich strony było niedopuszczalne i oburzające. Gdy w końcu się wyspali to zabrali się troszkę za sprzątanie i szykowanie jedzonka. Ja oczywiście swojego jedzonka tylko troszkę spróbowałem i ze smutnymi oczkami się im przyglądałem licząc na jakiś kęs i dla siebie.
no dajcie kawałek - nie bądźcie sobą

sobota, 14 czerwca 2014

No photo no life

Piąteczek minął jak z bicza strzelił. Pomimo intensywnego, acz bardzo fajnego dnia ktoś - nie będę pokazywał pazurkami kto, zapomniał aparatu i nie robił żadnych zdjęć! Wcale tej sytuacji nie ratuje to, że dziś ciągle zdjęcia mi robią. Ja mogę zrozumieć to, że aparat jest ciężki i nie zawsze chce się go nosić, ale żeby nawet telefonem zdjęć nie robić - Mi, przecież jestem taki piękny! No, ale nie ma co przeciągać wstępu. Mój dzień wyglądał tak:

piątek, 13 czerwca 2014

Nowe szaty

Wczoraj byłem wyjątkowo śpiący i najchętniej cały dzień bym spał. Pan natomiast bawił się ze mną w chowanego. Ukrył się w sypialni za zamkniętymi drzwiami i wychodził co jakiś czas. Jak byłem grzeczny i spokojny, to mnie głaskał, a jak się awanturowałem, to byłem ignorowany, a jeśli i to nie pomagało, to trafiałem w kaganiec.

W każdym razie minęło nam tak troszkę czasu. Na szczęście ta zabawa skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Mogłem sobie więc posiedzieć przy Panu w sypialni. Nawet zapakował mnie w mój szlafroczek.

czwartek, 12 czerwca 2014

W częściach

Gdy już wszyscy wstali, ja sobie spokojnie popatrzyłem na wsypywane do mojej miski jedzenie i spokojnie poobserwowałem jak jedzą śniadanko Borowscy. Znaczy próbowałem coś zdobyć, ale mi się jak zwykle nie udało. Skutecznie mnie blokowali i po zawodach. Gdy byli już gotowi do wyjścia ja również oczekiwałem na otwarcie drzwi. Wyszliśmy razem, bo przecież trzeba było odprowadzić Panią do pracy. Zastanawiam się nad tym coraz bardziej. Pani jest taka dorosła, a ciągle nie umie sama trafić do pracy. Co ciekawe, bardzo często potrafi wrócić sama. Ja nie wiem, to może już jakaś choroba starcza, albo coś? W każdym razie szybko wróciliśmy do domku, bo było strasznie gorąco. Tam tylko chwila wytchnienia na odpoczynek, bo przecież zaraz trzeba się zbierać do sklepu.
moje nowe ulubione miejsce

środa, 11 czerwca 2014

Wielki talerz

Ostatnimi czasy, poza niechęcią do zostawania sememu, mam jeszcze jeden problem, mianowicie jedzenie w miseczce mi nie smakuje już tak jak kiedyś. Ograniczam więc jedzenie do absolutnego minimum, przez co więcej czasu spędzam na polowaniu.

wtorek, 10 czerwca 2014

Zmokła i zmęczona kura

Spałem jak suseł. Obudziła mnie za późno wstająca Pani. Chwilę potem wstał Pan i wszyscy razem pośpiesznie się krzątaliśmy. Ja oczywiście dostałem śniadanko i je ledwo ledwo podziobałem. Obserwowałem tylko jak pośpiesznie jedzą śniadanie i czekałem, aż zaczną wychodzić bo ja sam zostać nie chciałem. Już kojarzę, że poniedziałek to pierwszy dzień tygodnia i dzień zostawania samemu. No ale o dziwo zabrali mnie ze sobą, bez gadania i bez problemów. Wyszedłem z Panem i poczekałem chwilkę na Panią. Nie wsiadaliśmy do autka, tylko na piechotkę odprowadziliśmy Panią do pracy. Szliśmy spokojnie i powoli acz stanowczo. Pożegnałem się z Panią i wróciliśmy do domku gdzie spałem, a potem pomagałem w sprzątaniu łazienki. Tak minął mi, nam całe przedpołudnie. W końcu ruszyliśmy na zakupy. Trzeba było kupić dwie części do La'Buni. Tak wiem pewnie powiecie, że znowu się popsuło nasze autko. Otóż nie, autko działa, ale komfort z jazdy jest troszkę obniżony. Tak więc szedłem sobie na początku skacząc i szarpiąc z całej siły za sznurek nie zważając na panujące warunki atmosferyczne. Powiem, że szybko się na to mnie zemściło. Gdy tylko znalazłem cień to padłem na ziemię udając martwego. Pan dał mi wodę z butelki, ale ja dalej chciałem odpoczywać. Niestety zimny prysznic z niewielkiej ilości wody szybko mnie otrzeźwił i postawił na równe nogi. Taka sytuacja powtarzała się kilka razy. Ja oczywiście nie byłem jakoś wyjątkowo zmęczony po prostu nie chciało mi się już iść. W końcu dotarliśmy do celu podróży. Wielki salon Ranault. Poczekałem prawie cierpliwie na zewnątrz, co chwilkę przypominając o sobie głośnym "Hał. Pan wyszedł bez części a jedynie z kwaśną miną dodając "części będą w środę"

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Wodny stwór

Po sobotnim sprzątaniu niedziela miała być dniem leniwym i spokojnym, ale jak zwykle okazało się inaczej, ale w sumie nie do końca. Poranny spacerek w blasku słońca rozbudził mnie na chwilkę. Troszkę pohasałem po trawniczku i wróciłem do domku spać. W między czasie, przerywałem sen na jedzonko, a raczej na polowanie na jedzonko. Udało mi się upolować masełko, całą kostkę masełka - była pyszna i miałem nadzieje, że bokiem mi nie wyjdzie. Niestety wyszło i to nawet na kilka sposobów.

Spokój nie trwał jednak bardzo długo, bo Pani odebrała telefon, chwilę porozmawiała, a my spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy, jak woda, zabawka i jedzonko dla mnie. No dobrze wzięliśmy jeszcze kilka innych rzeczy jak ręcznik, kocyk i leżaczek. Nim zapakowani ruszyliśmy do autka, oddałem co wcześniej ukradłem. Następnie ustawiliśmy trasę na nawigacji i w końcu mogliśmy ruszyć.

niedziela, 8 czerwca 2014

sobota, 7 czerwca 2014

Pod przykryciem

Był piąteczek, od rana zapowiadało się na doskonały dzionek. Już się troszkę ociepliło po nocy. Zamiast rytualnego porannego wyjścia otrzymałem śniadanko i czekanie przedłużające się w nieskończoność. Ja już ledwo wytrzymywałem i koniec końców nie dałem rady. W kuchni trzeba było posprzątać, na szczęście tylko troszkę. Mimo wszystko bura i kaganiec mnie nie ominęły. W takim stanie musiałem odprowadzić Panią do pracy. Troszkę opornie mi się szło, ale mimo wszystko Pani bezpiecznie dotarła na miejsce i mogliśmy wracać spokojnie do domku. Do mieszkanka wdrapałem się już bez kagańca, który został mi zdjęty za dobre zachowanie. W domku zjadłem śniadanko, które odleżało w mojej miseczce. Było smaczne - takie leżakowane, dojrzałe. Po tym od razu skupiłem się na ciężkiej pracy jaka mnie czeka, na spaniu. 

piątek, 6 czerwca 2014

Na czatach

Ja znowu nie chciałem zostawać sam w domku, tak więc zaraz po otwarciu drzwi, ruszyłem przed siebie. Zatrzymali mnie, jednak nie na długo. Pan tylko burknął coś, że tyle przygotowań i roboty poszło na marne. Spakował kilka moich rzeczy i zasiedliśmy do autka. Pewny siebie siedziałem i cieszyłem się, że znowu odwiedzę Freda. Odwieźliśmy Panią i ruszyliśmy szeroką autostradą przed siebie. Jednak końcówka drogi wskazywała, że jedziemy jednak gdzie indziej.

czwartek, 5 czerwca 2014

Nie zostaje i już

Po porannym spacerku od razu wiedziałem, że ten dzień będzie inny niż wcześniejsze. Może to jakiś koszmar, którego nie pamiętam, może to coś w powietrzu, a może moje widzimisię albo wypoczęcie i niechęć do spania. Po postu nie chciałem zostać sam, i gdy tylko Borowscy założyli buty i otworzyli drzwi po słowach "Pilnuj" ja już miałem nos za drzwiami. I nie było takiej siły we wszechświecie, która spowodowałaby, że ja nie wyjdę z Nimi. No i tak się stało, pojechaliśmy odwieźć Panią i z Panem wróciliśmy do domku. Starał się mnie przekonać abym został, ale ciągle wyłem i szczekałem. Wychodził zamykał drzwi, ja niemal od razu zaczynałem jęczeń, zwracając uwagę na niesprawiedliwości świata i problemy trzeciego świata. Mój upór zaowocował sukcesem. Razem z Panem pojechałem do Freda. Ja tam został, a Pan pojechał zostawiając mnie. Byłem wyjątkowo grzeczny, spałem i spacerowałem, a co najważniejsze nie nabrudziłem. Oczekiwałem na powrót Pana i gdy ten zjawił się w drzwiach, ja zabrałem się za jedzenie ryżu, za którym ostatnio nie przepadam. Poszliśmy odwiedzić jeszcze domek z kafelkami i na spacerek. Obeszliśmy jeziorko, spotkałem kilka piesków, wypiłem co nieco i do do autka. W drodze do domku odwiedziliśmy Panią w pracy zabierając od niej dwa kosze truskawek, moich ulubionych truskawek. Po otwarciu drzwi do domku, od razu dokończyłem śniadanko i poszedłem spać, nie czekając nawet na powrót Pani.
śpię smaczne

środa, 4 czerwca 2014

Nadmiar szczęścia

Rano nie miałem problemów, by zostać samemu w domku. Z apetytem zjadłem dwa mizerne szpony orła i sobie smacznie spałem, nie zdając sobie sprawy z upływającego gdzieś tam czasu. Jak to dziwnie los się składa raz piesio płacze, że nie chce zostać sam, a raz nie ma z tym najmniejszego problemu - tak jak wczoraj. Nagle usłyszałem znajome chrobotanie w drzwiach i z radości podskoczyłem. To był Pan, aż się troszkę posiusiałem ze szczęścia. Obskakiwałem go i merdałem ogonkiem jak szczeniaczek.

Z Panem szybciutko wyskoczyłem na na spacerek. Nie był to długi spacerek, ale bardzo intensywny. Zabraliśmy ze sobą trzy puste buteleczki i na dworze za nimi pobiegałem. Tak wiele tych buteleczek i Pan je rzucał na raz albo po kolei, a ja głupiałem i nie wiedziałem co robić. Chciałem mieć je wszystkie, ale jednocześnie nie mogłem się zdecydować, którą mam łapać pierwszą.
aaaaaaaaaaa najpierw łapię tę

wtorek, 3 czerwca 2014

Nocnym marek

Kto rano, wstaje zwłaszcza w poniedziałek, ten dostaje prezenty. Moim było to, że Borowscy byli przy mnie i mnie nie opuścili. Zostali ze mną cały dzionek, nie opuszczając mnie ani na chwilkę - no prawie.

Wyspałem się bardzo mocno i postanowiłem być troszkę grzeczniejszy niż zwykle. Okazało się to trudniejsze niż zwykle. No, ale w poniedziałek Oni zmienili taktykę, nie denerwowali się na mnie i nie krzyczeli, a jedynie mówili stanowcze nie lub przestań i zakładali kaganiec. No i muszę powiedzieć, że jest to bardzo skuteczne. Całkowicie pozbawia mnie wszelakich argumentów i skruszony zazwyczaj kładę się spać, albo przynajmniej trochę poleżeć.

Przed południem z Panem wybrałem się na bardzo długi spacerek. Zwiedziliśmy takie dziwaczne i nieznane mi okolice, pełne nowych, nieznanych mi wcześniej zapaszków. Nawet się nie zorientowałem, że dotarliśmy nad jeziorko, przy którym mogłem się napić i poszaleć troszkę bez smyczy za piłeczką.
o coś czuję!

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Powroty

Niedziela już leciała kilka chwil, a moich Borowskich ciągle nie było. Nawet nie było o Nich nic słychać. Tak więc w mojej głowie kłębiły się czarne myśli, że mnie porzucili, zostawili na łaskę i nie łaskę Freda. Co prawda byłbym bardzo najedzony, ale bym tęsknił. Kogo bym gryzł, jak by zabrakło moich Borowskich?

niedziela, 1 czerwca 2014

Zostawiacie mnie!

Sobota rano, błogo i spokojnie sobie leniuszkuję i już mam przewracać się na drugi bok, gdy nagle słyszę: idziemy na spacer. Ech, resztką sił, ostatkiem ochoty, podniosłem się i ruszyłem. Szybko zrobiłem co musiałem i w domku zabrałem się za jedzonko. Pani już na nogach krząta się po mieszkanku. Wydaje mi się, że coś się święci. Spakowana torba z ubraniami i siateczka z moimi zabawkami. To oznaczało tylko jedno - gdzieś jedziemy. Czas szybko leciał i nie ma się co oszukiwać, wszyscy byliśmy nakręceni bardzo pozytywnie. Do czasu, gdy dowiedziałem się, że jadą daleko w Polskę, beze mnie!
ale jak to?