sobota, 31 maja 2014

Wstyd

Piątek nie był dobrym dniem. Już jak się obudziłem z samego rana i musiałem lecieć na spacer, to wiedziałem że coś nie gra. Oczywiście zostałem sam, a szpon orła był niezwykle malutki i nim zacząłem go jeść, on się skończył.  Zacząłem więc się wiercić i o zgrozo otworzyły się drzwi w łazience i się zaczęło.

piątek, 30 maja 2014

Ekipa

Kto został wczoraj sam całe przedpołudnie? Tak była środa wiec bez zbędnego przeciągania, to byłem ja! Jednak Borowscy mieli szczęście bo zostawili mi duża kosteczkę, którą opędzlowałem w mgnieniu oka z mięsa wszelakiego. Została sama golizna więc z pełnym brzuszkiem położyłem się spać i tak sobie spałem i spałem aż do do samej nocy. No może nie nocy, ale do czasu przyjścia Pana. 
nie jadłem nie piłem bo czekałem

czwartek, 29 maja 2014

Codzienność

Środa była bardzo przeciętnym dniem. Ze względu na pogodę nie mam ani ochoty, ani chęci spacerować, przez co mam nadmiar energii i troszkę, a nawet bardzo łobuzuję i dokuczam w domku.

Powiem szczerze, że zostawienie mnie samego na kilka godzin z wielgachną kością, nie mogło skończyć się dobrze - dla kości rzecz jasna, ale i dla mnie. Tak się objadłem mięskiem z niej, a potem samą kosteczką, że jak wrócił Pan i wróciliśmy z szybkiego spacerku to aż mnie zemdliło. No zostawiłem po sobie ślady po całym pokoju, oczywiście - zapominając posprzątać. Oczywiście kawałeczki kosteczki trzeba było pozamiatać, na szczęście mam wesołego Borowskiego.

Szykowanie obiadku było dla mnie wesołym przeżyciem, bo próbowałem kilku smacznych rzeczy za różne sztuczki. To kawałek papryczki, cebulka, czy też czosnek i oczywiście kurczaczek i kukurydza. Całej naszej ciężkiej pracy towarzyszyła muzyczka, bo jak się okazało pod blokiem trwał w najlepsze festyn. Pełno dzieciaczków i ludzi oraz dwa wesołe i bardzo głośne pajace. Przygotowania zostały przerwane i udaliśmy się po Panią. Powrót do domku jak zwykle odbył się okrężną drogą, jednak na obowiązki pracownicze Pani, musieliśmy trochę go skrócić. W domku dokończyłem szykowanie obiadku i lekkie porządkowanie domku. Jakoś moje jedzonko mi nie smakowało i ze zdwojoną siłą próbowałem zdobyć chociaż kawałek z obiadu Borowskich. Skończyło się to eksmisją na balkon. Ten smutny czas miałem spędzić po prostu na leżeniu, ale odkryłem że mogę się trochę wspinać, więc obserwowałem cały świat jaki tylko mogłem dostrzec.
jaki ten świat ograniczony!

środa, 28 maja 2014

Kąpiel

Rano byłem zszokowany. Po porannym spacerku i jedzeniu szykowałem się do leżakowania, a tu niespodzianka! Borowscy zostają w domku. Tak sobie z niedowierzaniem obserwowałem ich spokojne życie jak byli zajęci swoimi małymi sprawkami. W sumie ich nie niepokoiłem i spokojnie sobie spałem na swojej podusi wciśnięty między orbiter, a kwiatuszka. Trochę musiałem się porozpychać, ale było bardzo fajnie. Wybudzony z chęcią wyjścia poleciałem z Panem pobiegać za piłeczką.
Ty rzucasz, ja znajduję i przynoszę - taki nasz układ

wtorek, 27 maja 2014

Burzowe zmęczenie

Sam zostałem w domku, trochę się wynudziłem, ale zjadłem szpony orała i jakoś mi się zasnęło. Przez sen spacerowałem po całym przedpokoju. Gdy pojawił się Pan przywitaliśmy się i powędrowaliśmy z piłeczką na spacer. Odwiedziliśmy tylko mój trawniczek, bo w obawie przed zbliżającą się a nadchodzącą wielkimi krokami burzą chcieliśmy załatwić to szybko i sprawnie. Mało tego spotkaliśmy rudego czworonożnego kudłacza, którego imienia zapomniałem, ale było coś na A. Jego Pani bardzo mnie lubi i bardzo lubi rozmawiać i opowiadać o pieskach i innych takich. Ma  miły głos, lubi mnie głaskać a więc bardzo ją lubię spotykać. 
Ponieważ grzmiało coraz bardziej to zebraliśmy się do domku i przygotowaliśmy obiadek po czym poszedłem tam gdzie najbardziej lubię, czyli poszedłem spać. Ze względu na warunki klimatyczne byłem ciągle zmęczony, a w dodatku bardzo późno i długo jadłem śniadanie przez co nie miałem siły jakoś na nic, a może to krążąca w powietrzu miłość? Z reporterskiego poczucia obowiązku muszę zwrócić uwagę, że deszcz nie spadł!
W każdym razie w końcu zebraliśmy się po Panią. Doczłapałem się na miejsce wykończony. Na szczęście mogłem sobie u niej odpocząć, bo jeszcze coś robili na komputerze, ale raczej im nie do końca działało, bo nie byli zbyt weseli. No ale jak mieli naprawiać komputer bez młotka?
Powrót do domku był dla mnie zaskoczeniem. Bo ja z Panią poszedłem na trawniczek, a Pan z torba wdrapał się do domku. Po chwili wrócił na szczęście z wodą w butelce.
czekam, on te wodę robi?

poniedziałek, 26 maja 2014

Na wyborach

Rano sobie pospali, a ja nie mogąc już wytrzymać zostawiłem wielką kałużę na prawe cały salon. Zaraz po tym fakcie zerwał się Pan na równe nogi, skarcił mnie i zabrał się za sprzątanie. Ech, On tu sprząta, a ja chciałem najzwyklej na świecie wyjść na spacer. Na całe nieszczęście musiałem jeszcze poczekać, aż zjedzą śniadanie. Zebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że wyszła cała nasza trójka. Ruszyliśmy dziarsko do autka obładowani tobołami i w drogę. Autko zatrzymało się dopiero pod domkiem Freda. Już nie mogłem się doczekać i leciałem do klatki. Niestety, to wszystko na marne, bo ruszyliśmy w przeciwną stronę. Okazało się, że szliśmy na giełdę. Szedłem dziarsko załatwiając po drodze swoje sprawy. Mijało mnie pełno ludzi i niemal wszyscy podziwiali i komentowali głośno mój cudowny wygląd, zwłaszcza uszy. Chodziliśmy między straganami, a ja rozglądałem się noskiem, aby zarzucić coś na ząb. Kilak razy się udało się znaleźć bułeczkę, kiełbaski kawałek i jakiś owocek. Ogrom ludzi sprawiał, że byłem trochę zagubiony, na szczęście Borowscy szybko kupili to, co chcieli i ruszyliśmy w drogę powrotną. Zapakowaliśmy się do autka i pojechaliśmy odwiedzić rudą Panią od włosów. Tylko się przywitałem i poszedłem z Panem na spacer. Tylko Pani zniknęła za drzwiami. Dreptaliśmy sobie po okolicy, odwiedzając jakiegoś bardzo głośnego pieska, ostatecznie położyłem się pod płotkiem i zasnąłem.
tu dziarsko spaceruje

niedziela, 25 maja 2014

Wyczesany deszcz

Wiecie co chcieli zrobić ze mną rano w sobotę? Chcieli mnie zostawić, ale ponieważ, że jako druga wyszła Pani, to ja w długą i za nią. Oczywiście nie dałem się przekonać i szczekałem wniebogłosy, gdy Ona zamykała drzwi. Moje ujadanie było skuteczne, bo po chwili wrócił Pan i głośno okrzyczał, ale za to zabrał do autka. Tak więc pojechałem z Nimi do pracy. Znaczy Pani pracowała, a Pan jak zwykle się obijał, chodząc to tu, to tam. Ja siedziałem sobie spokojnie z Panią, a ten w kółko latał. Leżąc tak sobie przy fotelu Pani znalazłem w koszyczku jabłuszko i troszkę podziobałem, po czym mi się znudziło i znalazłem następne, które również tylko trochę podziobałem. Trochę czasu tam spędziłem, ale ten czas mi zleciał mi bardzo szybko, bo sobie pospałem. Nagle wstałem i podreptałem do autka. Pojechaliśmy w zupełnie nieznane mi miejsce na zakupy i potem na krótki spacer do parku. Zmęczeni i wykończeni wróciliśmy do domku spać.
czekam z Panem na Panią pod sklepem

sobota, 24 maja 2014

Przełamane lody

Pojechali zostawiając mnie rano. Pospałem sobie za wsze czasy, znaczy pospałem sobie jak zwykle. Na szczęście wrócił Pan dość szybko, co powiem szczerze, przeszkodziło mi w spaniu. Otworzył drzwi i wniósł wielkie czarne plastikowe pudło. Zostawił to i ruszyliśmy na spacerek, szybki spacerek, bo gorąco, bo słonecznie, bo leniwie. Dość opornie schodziłem, bo Pan zapomniał założyć mi obrożę. 
a nie wiem czy iść, taki nieśmiały jakiś jestem!

piątek, 23 maja 2014

Sam na sam

Rano bardzo późno wyszedłem na dworek. Tak, z pełnym brzuszkiem musiałem czekać, aż zjedzą śniadanie i się ubiorą i z łaski swojej wyjdą na dwór. Na szczęście nie czekałem zbyt długo, bo dość szybko się uwinęli i ruszyliśmy. Piechotką, zeszło nam kilka minut. Odprowadziliśmy Panią pod pracę i poszliśmy dalej do lasku. Pospacerowałem po łące, po lesie. Mimo, iż było tam wiele komarów i muszek, to było w tym lesie o wiele fajniej i przyjemniej, niż w pełnym słońcu. Cień, chłodek i lekki wietrzyk sprawiły, że nie chciało mi się w ogóle wracać do domku. Przeszliśmy całkiem sporo. Wiele przeszkód, wiele zapaszków, a zmęczenie było wielgachne. Na szczęście Pan miał dla mnie butelkę wody, którą od czasu do czasu sobie popijałem i jakoś tą cała wyprawę przetrwałem.
w lesie droga, a na drodze ja 

czwartek, 22 maja 2014

Sport to zdrowie

UWAGA ZAWIERA BERDY I MASĘ SŁODYCZY!
Rano zbierałem siły na ćwiczenia popołudniu. Jednak patrząc z perspektywy czasu troszkę za bardzo się przygotowywałem.  No tak, ale jak inaczej miałem wykorzystać całe przedpołudnie bycia samemu. Tak więc sobie spałem i spałem nabierając sił na popołudnie. No i nie zapominajmy, że jeszcze sobie jadłem pazura orła. Gdy wrócił Pan popołudniu to oczywiście jak zwykle wyszliśmy na spacerek. Z tym, że ten spacerek był taki jakiś krótki. Ostatnio w ogóle to te spacerki są jakieś krótkie i takie pod blokiem. No nic trudno. Ten czas spędziłem na swobodnym hasaniu po trawniczku pod blokiem. Pan tymczasem sprawdzał stan płynów w aucie. Ponieważ była to tak łatwa czynność to mu w tym nie przeszkadzałem, ale sądząc po zadowolonej minie chyba wszystko było w porządku. Gdy już mieliśmy się zbierać do domku spotkaliśmy miła Panią, która mnie bardzo lubi, zresztą jak mogło by być inaczej? Pogadaliśmy ja wytarzałem się w ziemi i cały brudy mogłem wracać do domku.

środa, 21 maja 2014

Piłkarski wtorek

O wczorajszym dniu nie ma co pisać, bo się prawie nic nie działo. Od samego rana zostałem sam i dokończyłem resztki kosteczki oraz spałem. W sumie to przede wszystkim spałem, ale przecież muszę napisać, że leniuszkiem nie jestem. Gdy wrócił Pan poszedłem z nim od razu na spacerek, krótki spacerek. Głównie pobiegałem za piłeczką i wróciliśmy do domku szykować obiadek. Znaczy Pan obrał ziemniaczki i chwilkę posiedział przy komputerku i poszliśmy po Panią i na spacerek. Na dwór schodziłem bez smyczy. Gdy widziałem Pana to siedziałem jak kamyczek i się nie ruszałem, a jak znikł mi z oczu, to pędziłem za nim jak wariat, rzekłbym jak furiat. 
schodzę

wtorek, 20 maja 2014

Słodki spacer

UWAGA MOŻE ZAWIERAĆ ZADY, ALE NA PEWNO MA TEŻ WALETY
Poniedziałkowy dół pogłębiła we mnie samotność. Tak dokładnie zostałem sam ze swoimi myślami, bo Oni gdzieś wyszli. Ja oczywiście dostałem na pocieszenie przekąskę, ale nie pazura orła, a wielką kość, którą ze smakiem obgryzałem. Jak mi ją zostawili to była niemal tak duża jak ja. Jak w końcu wrócił Pan w końcu do domku to kosteczka magicznie skurczyła się o 50%. Nie wiem jak to się stało, skoro większą część czasu spałem w różnych pozycjach i na różnych powierzchniach płaskich. Z Panem to nie było lipy bo niemal od razu wyszliśmy na spacer, ale jakże by mogło być inaczej i tu nie obyło się bez problemów. Wracaliśmy się trzy razy do domku. To czegoś zapomniał, to ja witałem się z sąsiadem z dołu i popuściłem i trzeba było posprzątać. Ostatecznie udało nam się dotrzeć na trawkę gdzie zrobiłem co musiałem zrobić, ale nie nacieszyłem się tym faktem długo, bo niemal od razu wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy po Panią. Tam chwile na nią czekałem delektując się przy tym wodą, którą mi wcześniej przyniosła. W końcu mogliśmy pojechać całą naszą trójką.  Po niedługim czasie dojechaliśmy na miejsce odprowadziłem Panią po schodkach i z Panem ruszyliśmy na spacerek. Byliśmy w znanej mi trochę okolicy i między blokami wywędrowaliśmy na  niewielką łączkę ciągnąć się wzdłuż uliczki na uboczu. Powąchałem niemal wszystko pochodziłem od kamyczka do kamyczka i polowałem.
gorąco ale idę

poniedziałek, 19 maja 2014

Zaczytani w kaczkach

Niedziela to koniec tygodnia, niby wolny, ale moi ukochani i pogryzieni Borowscy, a zwłaszcza Pani, cięgle myślą o rozpoczynającym się tygodniu i powrocie do strasznej Pracy. Ja od samego rana starałem się Ich przekonać do spaceru. Poranne spacerki i poranna pogoda nie nastrajała do wychodzenia. W domku troszkę psociłem, ale ogólnie było bardzo spokojnie i bardzo relaksująco, choć dało się wyczuć zbliżający się poniedziałek. W końcu w godzinach popołudniowych wybraliśmy się całą trójką na spacer i zabraliśmy ze sobą ostatni mój prezent. Trochę za swoją kolorową i kwaczącą kaczuszką pobiegałem, ale ponieważ byliśmy w na łąkach nieopodal lasu to zapachy mnie rozpraszały i nie bardzo cieszyłem się z biegania za tym super kaczorem. W każdym razie poniżej kilka fotek ze spacerku i polowanie za kaczką.
 kaczkę podano

niedziela, 18 maja 2014

Deszcz

Sobota była niemal dokładnie taka sama jak wszystkie ostatnie dni, czyli deszczowa i leniwa. Wstaliśmy późno i w ogóle było jakoś tak bardzo ciemno, prawie jak w nocy. Jednak nie przespałem całego dnia, tylko te okropne chmury zakryły całe światło! Z tego wszystkiego, po krótkim porannym spacerku, zjadłem i wylądowałem na podusiach i zasnąłem. Spałem sobie smacznie, aż niemal do obiadku, przerywając to tylko na spacerek w wielkim deszczu. Pomimo wielkiego deszczu lejącego się z nieba, ja dziarsko biegałem za piłeczką.
rzuciłeś tak daleko, a i tak ją dogoniłem 

sobota, 17 maja 2014

i'm happy?

Wszem i wobec informuję, że rano jeszcze zjadłem normalne śniadanko, tak więc miałem siły na poranne odprowadzenie, a raczej odwiezienie Pani i zakupy z Panem. Pani miała bardzo śmieszny głos, ale mimo to chciała iść do pracy. Troszkę smutny byłem rano, bo musieliśmy ją tam zostawić. Natomiast zakupy, jak to zakupy. Trochę z Panem pojeździłem po różnych sklepach, ja pilnowałem autka, a Pan znikał na chwilę i przynosił większe i mniejsze ilości rzeczy. Poprawił również moją matę w aucie, która nie tylko lekko się sfatygowała i poprzemieszczała po całej kanapie, to jeszcze wymienił wycieraczki na nowe, kupione chyba za 345232 lat temu. Siedząc i pilnując autka cieszyłem się, że nie jeździmy kabrioletem. W sumie śmiesznie wyglądałby kabriolet kombi. No nieważne, wróciliśmy do domku i odbył się malutki spacerek, bo po pierwsze padało, a po drugie chciało mi się bardzo spać.
wysiadam z wozu

piątek, 16 maja 2014

W gościach

Od rana panikowałem, jak człowieki, gdy kończy się alkohol na imprezie, albo kiełbasa na grillu. Powodem tego były informacje jakie do mnie docierały w związku z moim najcenniejszym skarbem, moim sensem życia, czyli moim suchym jedzeniem będącym podstawą mojej wesołej egzystencji.
to koniec!

czwartek, 15 maja 2014

Pogoda pod człowiekem

Ech, od samego rana nic mi się nie chciało. To wszystko wina tej pochmurnej pogody i braku słońca. Zdradzę Wam tajemnicę, słońce nie zniknęło, a tym bardziej nie zaspało, ono po prostu jest zasłonięte przez te straszne szare chmury. Nie lubię tych wielkich chmur zasłaniających słońce, bo przez nie mam szansy wygrzać się w jego promieniach i spacerować się nie chce. Z rana zaraz po śniadanku poszedłem z Panem odprowadzić Panią i szybciutko wróciliśmy do domku. Z powodu takich, a nie innych warunków zewnętrznych postanowiliśmy, a raczej Pan postanowił, zabrać się za malowanie. Zaraz po tym jak się smacznie wyspałem Pan rozłożył zabawki do malowania, a ja mu oczywiście pomagałem pełną parą. 
 ja będę pilnował, by nikt nic nie zabrał

środa, 14 maja 2014

Dotyk zdrowia

Kto by pomyślał, że popołudniowe spacery mogą być tak intensywne i tak przyjemne, a co najważniejsze mogą zapewnić taki super spokojny i długi sen... ale od początku. Zostając samemu rano mam czas na przemyślenie swojego życia i znalezienie sensu w nim, oraz na sen i wypoczynek. Skrupulatnie z tego korzystałem przez całe 103434556432324 godzin, do czasu, aż wrócił Pan. Zwiedziliśmy razem najbliższą okolicę i zrobiłem to, co miałem zrobić i wróciliśmy do domku, gdzie szykowaliśmy jedzonko i sprzątaliśmy, czekając na powrót Pani. Nagle wyskoczyliśmy na dwór, jak błyskawice tylko po to by spotkać Panią w drzwiach klatki schodowej. Cieszyłem się jak mały szczeniaczek. Cała nasza trójka poszła na malutki spacerek po trawce pod blokiem. Ponieważ dokazywałem troszkę, to spacer nie był zbyt miły. Tak więc szybki powrót do domku, gdzie zjadłem swój obiadek, a Borowscy dokończyli jedzonko.

Pani nie czuła się najlepiej, a ja mimo, iż chciałem jej pomóc, nie mogłem wejść na kanapę, gdzie Ona leżała. Chciałem ją ogrzać wtulając się w nią, a nawet zmierzyć jej temperaturę na czole swoim noskiem. Niestety wszystkie próby zawiodły, więc postanowiłem się położyć i przespać.

Gdy już z wolna zmierzchało udaliśmy się z Panem na długi, bardzo długi spacer. Tak sobie szliśmy przez miasto do Parku i ciągle bawiliśmy się w przeciąganie mojego gryzaczka. Tak się w tym zatracałem, że nawet zapominałem chodzić i lądowałem na ziemi i szurałem podwoziem po ziemi.
czy my już jesteśmy na miejscu?

wtorek, 13 maja 2014

Nowe ścieżki

Wczoraj Borowscy zostali w domku. Przynajmniej tak mi się zdawało i już się cieszyłem, gdy nagle Oni zebrali się, zostawiając mi pazura na pocieszenie. Troszkę rozpaczałem za Nimi, no dobrze - troszkę powyłem, by po jakiś 44532344355 minutach położyć się spać. Przespałem cały czas, aż do powrotu Pana, by mieć wiele sił na spacer z nim. Wyszliśmy i powędrowaliśmy na trawkę, a stamtąd prosto do autka, w którym czekała Pani. Pojechaliśmy na zakupy, które spędziłem w autku. Tylko na chwilkę wyszedłem pod sklepem na spacer. Gdy wracali to tylko z przerażeniem patrzyłem jak Pakują kolejne reklamówki do autka.
to gdzie jedziemy?

poniedziałek, 12 maja 2014

Złodziejski wiatr

Niedziela miała być spokojnym dniem po grillowaniu i długim sobotnim balowaniu, ale niestety tak pęknie nie było. Co prawda pospałem sobie bardzo długo i mogłem się poobijać po domku, ale cały dzień był jakiś taki smętny i ciągle się czuło, że zaraz coś niedobrego ma się stać.
śpiący Furiacik

niedziela, 11 maja 2014

Grilowo

Co tu dużo opowiadać, po spacerkach usłyszałem, że będziemy jechać do Bojkowa. Pomyślałem sobie, że to może oznaczać spotkanie z Fredem i może jakieś dobre jedzonko.

Do południa Pan robił coś przy komputerze, a Pani się krzątała po domu, a ja sobie ich oglądałem wylegując się na swoich podusiach. Nagle zaczęli się szykować, a to oznaczało, że ruszamy do w drogę. Byłem niemal w jednej chwili zwarty i gotowy. Torba wypchana różnymi rzeczami i już schodzimy do autka. Mały obchód po okolicy z Panią, bo Pan coś tam jeszcze robi przy komputerku - On go chyba naprawiał, co mnie dziwiło, bo nie  korzystał z młotka, ani z mojej pomocy.

W drodze do celu zahaczyliśmy jeszcze o sklepik. Musiałem poczekać w autku, ale na szczęście szybko się wyrobili i znowu w drogę. Auto zgasło i gdy tylko otworzyły się drzwi ja wystrzeliłem jak torpeda. Nie było nikogo. Po chwili dopiero się zorientowałem, że jesteśmy przed wjazdem na posesję, tak więc czekało nas jeszcze chwilowe dreptanie. Otworzyła się brama i była masa ludzi, znanych mi ludzi oraz Fred i Franczesko, ale najważniejsze, to było jedzenie w moim zasięgu - na stoliku, niskim stoliku. Przywitałem się ze wszystkimi obecnymi  tak dla niepoznaki i sru, szybki atak i nim się zorientowali, to  już w pysku miałem dwie kiełbaski. Krzyki i wrzaski nic nie pomogły bo one były moje i tylko moje. Wszyscy się trochę śmiali, a najbardziej zdenerwowana to była Pani. Po konsumpcji, która trwała jakieś 20 sekund poszedłem szukać więcej na stoliku, niestety znalazłem jedynie kaganiec. Od tej chwili mogłem jedynie obserwować wszystko, a nic nie mogłem spróbować.
to tutaj pochowali wszystkie pyszności

sobota, 10 maja 2014

Trening

Wczorajszy piątek zaczął się znacznie wcześniej niż zwykle. Spałem sobie w najlepsze, gdy nagle zaspanego budzi mnie Pan i oznajmia, że idziemy na spacerek. Jak to spacerek tak rano, tak skoro świt? No nic, wyszedłem i pospacerowałem chwilkę licząc, że wrócę szybko do domku i pójdę spać, albo inaczej - najpierw zjem, a potem położę się spać. Obym nie musiał wychodzić na dworek w najbliższym czasie. I się nie myliłem i moje życzenia się spełniły. Zjadłem, a chwilę potem Borowscy wyszli zamykając za sobą drzwi zostawiając mi szpon orła. Spokojnie mogłem sobie zjeść i iść spać. Spałem sobie długo, bardzo długo z małymi przerwami na picie i gryzienie zabawek. W końcu wrócił Pan z wielką torbą, która bardzo ładnie pachniała, niestety wylądowała w salonie za zamknięciem. Mogłem tylko ją powąchać. Po chwili na szczęście bariery zniknęły, torba się wypakowała, oczywiście nie sama, a dzięki pomocy Pana. Koniec końców była pusta i dostałem ją do obejrzenia i sprawdzenia co tak ładnie pachniało.

piątek, 9 maja 2014

Narodowy sport

To był dzień. Rano zostawili mnie na pastwę losu, zapominając zamknąć mnie w przedpokoju. Mogąc buszować po całym mieszkaniu, no oprócz balkonu i sypialni, postanowiłem najpierw wyłączyć komputer, aby nie było na nic dowodów, a potem to się zaczęło. Spałem u siebie w legowisku jak zawsze i nigdzie się nie kręciłem, bo byłem tak bardzo zmęczony. Pan szybko wrócił, więc poszliśmy na ekspresowy spacerek, bo niby coś tam miał robić, ale ja wiem lepiej - pewnie chciał sobie pospać. W drodze powrotnej do domku zabraliśmy ze sobą pocztę. Aby wykluczyć wszelakie zagrożenie dla otoczenia, to ja jako pierwszy zabrałem się za jej sprawdzanie. W mieszkaniu dokładnie przyjrzałem się kolejnymi folderom reklamowym.

czwartek, 8 maja 2014

Bez opamiętania w pracy

Środa minęła na ciężkiej pracy. Znaczy się rano było przyjemnie. Poszedłem z Panem odprowadzić Panią do pracy i na niewielki spacerek. Potem malutki spacerek, czyli droga na około do domku.

środa, 7 maja 2014

Było nas troje

Wszystko wróciło już do swojego pierwotnego ładu po ostatnich przestojach w samotności. Wczoraj znowu zostałem sam. Czas ten wykorzystałem w pełni na spaniu. Zrobiłem sobie jedynie malutką przerwę na picie wody i chwilową zabawę sznurem. Oczywiście zjadłem z samego rana wędzony pazur orła.

Pan pojawił się tak nagle, jak nagle zniknął rano. Po szybkim spacerku zabraliśmy się za szykowanie obiadku i sprzątanie mieszkanka. Oczywiście uczestniczyłem w tym bardzo aktywnie szczekając i podgryzając rurę - a to od odkurzacza, a to od parownicy. Koniec końców ziemniaczki się ugotowały, a mieszkanie niemal lśniło, więc zadowolony z siebie położyłem się spać. Zbliżała się szesnasta i Pan zaczął się krzątać. Niestety ja też zostałem zmuszony do wstania, znaczy sam chciałem, ale lepiej brzmi, że On mnie zmusił. Najpierw zjadłem przekąskę w postaci serka półtłustego. Tak przygotowany, miałem siły na spacer i ratowanie Pani z pracy. Wyszliśmy więc na dworek i już mieliśmy pędzić po Panią, ale najpierw rzeczy najważniejsze, trzeba się pobawić. Dziś Pan zabrał z nami świnkę, chrumkającą fioletową świnkę. Poganiałem za nią na trawniczku pod blokiem.
 znalazłem ją, teraz możesz tu przyjść i ją rzucić

wtorek, 6 maja 2014

Wszystko w nogach

Zostać samemu w Poniedziałek to nie grzech. To wszystko w sumie prawie jest fajne. No właśnie prawie robi różnicę. Mogę wylegiwać się do woli i nikt mi w tym nie przeszkadza i nikt nie karze mi chodzić na spacery. No właśnie nikogo nie ma i przez to czuję się trochę, a nawet bardzo samotny. Na szczęście ten czas samotności upłynął mi bardzo szybko i w drzwiach pojawił się Pan. Po chwili przygotowań, które ja aktywnie wypełniałem licznymi skokami, wypiłem wodę i byłem gotowy do drogi. Dziś nie braliśmy ze sobą ani piłki, ani sznura. Zupełnie goli ruszyliśmy na spacer. Poszliśmy zobaczyć czy pole konwalii już jest gotowe do zbiorów. Niestety okazało się, że ktoś nas uprzedził. Smutni ruszyliśmy dalej. Przeszliśmy naprawdę bardzo dużo kroków w miejscach, których do tej pory nie znałem. Ciągle naszym oczom ukazywał się las lub łąki, gdy nagle pojawiło się coś naprawdę dziwnego.

poniedziałek, 5 maja 2014

Jezioro radości

No i stało się, wczoraj był ostatni dzień długiego majowego weekendu i razem z Panem postanowiliśmy to wykorzystać na spacer. Całe przedpołudnie staraliśmy się przekonać Panią, aby poszła z nami, ale niestety oznajmiała nam, że musi poprasować całą górę ubrań i Pan ma jej puścić seriale. Gdy Pan przygotowywał życzenie Pani, ja w tym czasie realizowałem chytry plan sabotażu planów Pani. Cały kosz czystego prania stał już na podłodze gotowy do prasowania, więc ja systematycznie wszystko obśliniałem, by nie było co prasować. Wszystko miało nadawać się do kolejnego prania, ale niestety zostałem przyłapany i plan spalił na panewce, zaraz na samym początku.

Na spacer ruszyliśmy we dwójkę. Szliśmy dziarsko przed siebie w kierunku niemal identycznym ze wczorajszym. Koniec końców po dłuższym spacerku wylądowaliśmy nad jeziorkiem, tym które można obejść w cywilizowany sposób. Dziś było znacznie mniej ludzi niż ostatnio i pełno obiektów do polowań.
niestety za każdym razem gdy się zbliżałem te uciekały

niedziela, 4 maja 2014

Sobota w mieście

Oj jak, ta pogoda się zmienia w mgnieniu oka! Piesek kładzie się spać i jest słońce, budzi się, a za oknem ciemno, zimno i mokro. Na szczęście śniadanko było takie jak zawsze - idealne. Większą część dnia siedziałem sobie w domku i odpoczywałem sobie spokojnie i czasem tylko próbowałem zdobyć coś do jedzenie za stołu oraz zwracałem uwagę na siebie, aby mnie głaskali i czochrali. Tak spokojnie upływał mi dzionek, absolutnie nic się nie działo w sumie to tylko jeszcze pomagałem przy szykowaniu obiadku i deserku, czyli ciasteczka, oczywiście licząc na choć najmniejszy kawałek.
no weźcie mnie czochrajcie

sobota, 3 maja 2014

Pędzlowanie

Do czasu powrotu Pani z pracy nic nie zapowiadało, że piąteczek będzie jakoś rewolucyjny. Śniadanko normalne, obiad normalnie, ponadto krótki spacerek po odprowadzeniu Pani, potem odpoczynek w domku i sennie wypoczywałem. No dobrze, mała rewolucja odbyła się na trawniczku przed blokiem, ktoś wykosił część mojej trawki i teraz ona jest taka malutka i taka twarda, no ale da się to przeżyć. 
jem obiadek przed spacerkiem

piątek, 2 maja 2014

Grilowa uczta

Słuchając ostatnich informacji o zbliżającym się długim weekendzie i modzie na grillowanie z niecierpliwością czekałem, aż przyjdzie ten wymarzony czas. Poranna pobudka i spacerek, a w końcu jedzonko przebiegło bez najmniejszych problemów i zaskoczeń. W końcu spojrzałem na kalendarz i widzę coś czemu nie mogę uwierzyć - ja nie umiem czytać! Naglę patrzę, a Pan oderwał z niego kartkę i mówi - no i mamy już maj. Od razu doszły do mnie dwie informacje. Po pierwsze jak ja odrywam kartkę z czegokolwiek to jest krzyk, a po drugie jest już maj, a więc czas na grilla. Nie pomyliłem się, bo ledwo minęło południe, a spakowaliśmy się i dzięki LaBuni ruszyliśmy w drogę.
weźmy te skarpetki, to moje ulubione skarpetki!

czwartek, 1 maja 2014

Kijowy dzień

POST MOŻE ZAWIERAĆ BŁĘDY I NIEDOCIĄGNIĘCIA!
Po spacerku nie chciało mi się jeść, bo wiedziałem, bo czułem, że zostanę sam na całe wieki. Nie myliłem się wyszli zostawiając mi jedynie marny pozór orła. Oczywiście skonsumowałem go niemal od razu a chwilę potem zjadłem śniadanko. Zjadłem je ze smakiem i przyszedł czas na najważniejszą czynność w trakcie dnia, oczywiście poza jedzeniem - przyszła pora na spanie. Spałem sobie smacznie śniąc o jedzonku i o zabawie. Kolejne krótkie pobudki pozwoliły na rozprostowanie kości przy zabawie. Nauczyłem się również ważnej umiejętności otwierania drzwi od łazienki. To jest przydana umiejętność, bo w łazience stoi wiadro z wodą, moje ulubione wiadro z wodą do picia. Lata samotności dłużyły mi się niemiłosiernie, choć były przyjemne bo niemal ciągle spałem. Chciałem, żeby już wrócili i jak sobie w głowie zaszczekałem, tak się stało. Nagle pojawił się Pan. Usłyszałem Go już gdy wyciągał klucze z kieszeni i postanowiłem się z nim przywitać jak dorosły piesek. Niestety po otwarciu drzwi zapomniałem o pomyśle i cieszyłem się jak mały szczeniaczek, a przecież już nim nie jestem. Skakałem, merdałem ogonkiem i oblizywałem mu rączki. Cieszyłem się nie tylko z tego powodu, że już nie jestem sam. Cieszyłem się głównie z powodu spacerku na który zaraz miałem się udać, a muszę przyznać, że bardzo musiałem. Tak więc zleciałem na dół i chwilę pochodziłem z Panem, ale ten nagle zajął się jakimiś rzeczami przy aucie, ja ten czas wykorzystałem na załatwianie swoich własnych potrzeb. 
Dziś dostałem również nowiutką obrożę, taką ładną czerwoną. Pan miał ją w aucie i to własnie jej szukał, gdy ja zajmowałem się, a zresztą nie ważne. Najpierw Pan ją kilka razy ponaciągał, potem przetarł mnie ją od ogonka po same uszy i to pod włos. Ostatecznie mi ją założył.
tu ja już w nowej obroży