wtorek, 31 grudnia 2013

sFuriatowanego Nowego Roku

Dziś szybko i rzeczowo.

Pan i Pani cały dzień mówili coś o odwożeniu mnie do domu i przerabianiu na pasztet... zupełnie nie wiem dlaczego, przecież jestem takim grzecznym psiakiem. W końcu faktycznie zapakowali wszystkie moje rzeczy, poza kocykiem, zabrali do auta i pojechaliśmy w świat. Przyznam, że byłem przerażony - czyżby naprawdę chcieli mnie zwrócić? Nie kochają mnie? Na szczęście okazało się, że zabrali mnie jedynie do Wrocławia, na zwariowaną imprezę Sylwestrową mającą miejsce u przyjaciółki mojej Pani. Powiem Wam -  działo się. Niestety nie za bardzo mam jak Wam teraz opowiadać dokładnie, bo właśnie przyszła kolejna osoba i muszę się iść przywitać. Chciałem tylko życzyć Wam wszystkim sFuriatowanego Nowego Roku. Niech się Wam szczęści i niech rok 2014 obfituje w sFuriatowane dni.

Fotek żadnych nie mam, jutro postaram się podzielić z Wami tym, co napstrykają moi Państwo.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Konkurs spania

Dzisiaj rano przez dobre 5000 lat zastanawiałem się, czy budzić Państwa, ale gdy usłyszałem ich budzik to postanowiłem nie zwlekać i wniebogłosy cichutko popiszczałem. Oczywiście ostatnio ciągle ta sama śpiewka: z rączki do rączki i już jestem na dworze, a tam od razu siku. No cóż, natury oszukać nie mogę i zrobić to musiałem. Pan jeszcze chciał pospacerować, ale ja nalegałem na powrót. O dziwno nawet mnie wniesiono. Po powrocie to się dopiero zaczęło. Pan chyba za dużo trawy i patyków zjadł, bo co nieco mu się ulało. No cóż, chyba za dużo mu pokazałem, ale w końcu się już nauczy, by mnie nie małpować. Pożegnałem Panią, bo wychodziła do pracy i postanowiłem się opiekować Panem, który właśnie położył się na łóżeczku i przykrył kocykiem. Doglądałem Go co chwilkę, przy okazji zerkając, czy na stoliku nie ma czegoś dla mnie. Po pewnym czasie się obudził, przyniósł i położył moją podusię koło kanapy i mogłem spać koło niego, oczywiście doglądając Go co jakiś czas. Śniło mi się chyba coś ciekawego, bo Pan potem się ze mnie śmiał - szczekałeś cichutko przez sen i biegałeś - mówił. Ech, ja tu przez sen go ratowałem, a On się ze mnie śmiał. Dziwny...

niedziela, 29 grudnia 2013

Bassecik, z którego wyciągnięto diabełka

Dziś było jak zawsze, więc za bardzo nie będę się rozpisywał. Rano pobudka - najpierw moja, później Ich (moje wycie spowodowało, że po 365352422 godzinach w końcu wstali) i jedz... a nie, zanim przyszła kolej na jedzonko Pani brutalnie wyciągnęła mnie z wyrka i przekazała Panu. Powiem Wam - wyglądała koszmarnie. Jakby wcale nie spała (albo spała za długo). Włosy w nieładzie, podkrążone oczy, nawet nie ubrała szlafroka, przyszła w samej piżamie. A przecież wyłem długo, mogła się ogarnąć nim mnie odwiedziła... Tak sobie teraz myślę, że to może przez chorobę tak wyglądała? Może nie powinienem rano tak płakać, tylko dać się jej wysłać? Hmmm, będzie to kolejny temat do rozmyślań w moim pokoiku kontemplacji i zadumy. Mniejsza z tym. Na czym to ja skończyłem? A tak. Wyciągnęła mnie z kojca i zaniosła Panu (który wcale nie wyglądał dużo lepiej niż Pani), który sprawnie mnie przejął i wyniósł na dwór. Chyba znów miał ochotę na spacer. Zupełnie nie rozumiem, do czego ja mu tam jestem potrzebny. Nie może sobie sam pochodzić po trawce? Dziwny jest. No ale jak mus, to mus. Wyprowadziłem go, chodź bardzo burczało mi w brzuszku. A na dworze, powiem Wam, to się działo. Bardzo, ale to bardzo chciało mi się kupkę. Nie mogłem się więc już doczekać powrotu do domu. A Pan, jak na złość, chodził ze mną wciąż i wciąż. Wyraźnie dawałem mu do zrozumienia, że muszę szybko do domku, ale udawał, że nie rozumie.

sobota, 28 grudnia 2013

Jak na dworcu

Każdy mój dzionek w gruncie rzeczy polega na poszukiwaniu kolejnych porcji pokarmu. Po początkowych problemach z apetytem, teraz nadrabiam z nawiązką. Państwo stanowczo dostarczają mi dokładnie 250-260 gram suchej karmy. Każdą z czwartych części dziennej racji pochłaniam w mgnieniu oka i od razu zabieram się za szukanie kolejnej okazji by coś przekąsić. Za dobre uczynki i słuchanie poleceń dostaję pyszne przekąski w postaci malutkich kawałeczków mięska. Czasami trafi mi się możliwość spróbowania czegoś nowego.Takie ciężkie życie mam, chyba że zobaczę się z rodzicami od mojej Pani. Wtedy to jest uczta. Ciągle spada coś z stołu. Dostanę mięsko, rybkę, a czasem i chlebek, jak dzisiaj. Bo odwiedzili nas razem z Fredem. Przynieśli też pyszne przekąski. Początkowo Fred był bardzo spokojny i respektował moje terytorium, którego tak usilnie broniłem merdając ogonkiem i próbują go zachęcić do zabawy. Oczywiście nic z tego, tylko warczy i szczeka na mnie. Wydaje mi się, że ma jakieś problemy i powinien komuś się wyżalić, może wizyta u patologa?

piątek, 27 grudnia 2013

Trening czyni superfuriatka

Dzisiejszy dzie,ń, podobnie jak wczorajszy zaczął się od szybkiego spacerku. Ech, zrobiłem to siusiu na boisku, aby dostać pyszny smakołyk, ale jak już mówiłem, siusiać na dworze to może jakiś zwykły pies, a nie ja. Po powrocie śniadanko, siusiu i kupka. Pożegnaliśmy Panią i zaraz potem poleciałem, z Panem na kolejny spacerek, szybko obeszliśmy okolicę dostałem nawet dwa razy przysmaki. W drodze powrotnej postanowiłem pokazać Panu jaki jestem wytrwały i silny. Bez najmniejszego problemu wdrapałem się na 3 piętro. Tylko trzy przystanki. Oczywiście za wysiłek była nagroda - tak przysmak. W domku szybko mycie mojego podwozia. Ech On jest taki niedelikatny i mnie denerwuje, ciągle zapomina o masażu mojego brzuszka. No nic, czas się położyć spać po jedzeniu. Wszystko zostało przerwane przez informację, że Pani potrzebuje naszej pomocy. Więc szybko się zebraliśmy i na pełnym gazie pędzimy do Niej do pracy. Po drodze było tyle zapachów, poznałem dwa małe pieski - takie śmieszne kurduple. Po 30, a może 40 minutach, przeszliśmy te 500 metrów. Byłem zasapany jak koń po niemieckim westernie. Byłem pewien, że otrzymam jakąś nagrodę, a tu guzik z pętelką. Przekazaliśmy Pani tabletki na gardło i co prawda kilka nowych osób mnie pogłaskało i się we mnie zakochało, ale nic ponad to. W drodze powrotnej iść już nie będę - na rączki i basta. Niestety, skończyło się na łapkach, ale swoich. Nawet wdrapałem się sam na trzecie piętro i mimo zmęczenia szło mi to zdecydowanie szybciej i sprawniej. Byłem cały  brudny, od noska, po końcówkę ogonka. Pan próbował mnie wyszorować, ale nic z tego nie wyszło i poszedłem spać. 

czwartek, 26 grudnia 2013

Aktywność popłaca

Dzisiejszy dzień zaczął się od śniadanka w kojcu. Nawet mnie nie wypuścili, Ci brutale. Zjadłem i od razu zanieśli mnie na dworek, gdzie spędziłem niecałą godzinę, ciągle drepcząc na swoich łapakach. No po prostu załamałem się. Przecież tak bardzo chciało mi się do domku, zrobić kupkę. Całe moje życie pod górkę. Wróciłem do domu i od razu padłem na pyszczek. 

Co za dużo

Pierwszy dzień Świat upłynął na wspomnieniach Wigilii. To jedzonko do teraz czuję w paszczy. Dzisiejszy dzień był zgoła inny. Po pierwsze powrót do suchej karmy. Po drugie - już od samego rana wiem, że sobie nic nie podjem. Rano, gdy dawałem Im do zrozumienia, że pora mnie nakarmić i pogłaskać, to Oni mnie oszukali. Trafiłem na rączki i nim się zorientowałem już hasałem po dworku. Jutro im się już tak nie dam. Na spacerku dostałem nagrodę za najzwyklejsze siusiu. Szkoda, że tak fajnie nie ma w domku. 

środa, 25 grudnia 2013

sFuriatowana Wigilia

Moje krótkie i bardzo intensywne życie nauczyło mnie kilku rzeczy. Jedną z nich jest to, że Człowieki bardzo lubią Wigilię. Więc w swej dobroci postanowiłem przedłużyć Wigilię na dzień dzisiejszy. Ze względów na moje wczorajsze obowiązki dałem radę jedynie wstawić życzenia. 

Ten dzień był bardzo intensywny, ale od początku. Gdy na dniomierzaczu widniała data 23 grudnia i ja już z wolna kładłem się spać, w domu nagle zaczęły się hałasy. Pan przyniósł z balkonu to dziwne zielone drzewko, przypominające trochę moją trawiastą kuwetę. Postawił toto w moim salonie, znaczy naszym salonie, a to zaczęło się rozszerzać zajmując mój salonik. Pani krzątała się w kuchni, więc ją odwiedziłem, a Pan wtedy czmychnąć na dwór, na takie zimno - bez kocyka i kurteczki. Na szczęście szybko wrócił z torbami, pełnymi kartonów. Gdy obwąchałem to, postanowiłem mu pomóc idąc spać. Ciągle mi hałasowali, nie mogąc mocno zasnąć, otwieram oczy, a tam to drzewo się świeci, a Pan i Pani przeglądają kartony w poszukiwaniu łańcuchów - czy to znaczy, że pójdziemy na spacer? Przecież mój łańcuch jest w moim koszyczku. O co Im chodzi? Oznajmili mi, że muszę pomóc im szukać, ale jak to, przecież jest środek nocy?

wtorek, 24 grudnia 2013

Hoł hoł

Ponieważ są Święta, to chciałem Wam - Człowieki, życzyć dużo szczęścia, zdrowia i wielu pysznych smakołyków.
 A, bym zapomniał, jeszcze życzę Wam wiele radości, co najmniej tak dużo jak moi Państwo mają ze mną !!
Jeśli dziś pod choinką znajdziecie prezenty, to już wiecie kto wam je przyniósł i teraz odpoczywa. A jeśli ich nie dostaliście, to znaczy, że były bardzo smaczne.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Dwór - tam i z powrotem na łapkach

Dzisiaj znowu pracowity dzionek. Moi Państwo troszkę zaspali, ale dałem im do zrozumienia, że za długo leniuchują. Ranek upłyną nam tak jak zwykle, więc nie ma co się rozpisywać, no może tylko napomnę, że mieli pyszne śniadanko i, że się nie podzielili. No cóż, taki mój żywot, wiecznie resztki i odpadki i to jeszcze kilkudniowe. Może się troszkę zagalopowałem, w końcu ta sucha karma nie jest taka zła i w dodatku dziś przyszło więcej (o czym potem), ale chodzi mi o sens mojego ciężkiego, szczenięcego żywotu!

Pani poszła do pracy przy akompaniamencie mojej rozpaczy. Nawet, będąc na klatce, chciałem za nią lecieć, ale na przeszkodzie stanęły mi schody. Moja umiejętność schodzenia z nich opiera się na dość bolesnych fikołkach, znaczy się przewrotach (ostatnio pewien Pan od ćwiczeń zwrócił mi uwagę - nie ma fikołków - są przewroty). Do rzeczy, gdy tylko Pani zniknęła mi z oczu pozwiedzałem jeszcze pięterko i szybko do domu, bo tu Pan sprząta. Postanowiłem mu pomóc w porządkowaniu zapasów świątecznych.

On zajmował się jakimiś duperelkami, ja tymczasem zabrałem się za sprawdzanie zawartości buteleczek, tych w szafeczce (bo bareczek był za wysoko).

niedziela, 22 grudnia 2013

Świąteczna gorączka

Dziś moi Państwo cały dzień byli ze mną, ale jakby obok mnie. Od samego rana słyszę tylko - szykujemy święta. Pani siedzi w kuchni i cały dzień gotuje. Zapachy takie wspaniałe, że aż ślinka cieknie - tak więc skoro dobrze jej idzie, to nie mam zamiaru jej przeszkadzać. Pan za to cały czas stara się zdejmować okienne ozdoby. Co chwilę znosił coś do kuchni i razem z Panią wkładali to do karuzeli. Nawet fajnie to wyglądało, ale przestało być zabawne gdy w środku znalazły się wszystkie moje kocyki, poduście i część zabawek.

sobota, 21 grudnia 2013

Na wieki wieków

To już czternasty wpis na tym blogu. A to oznacza, że już dwa tygodnie jestem z Nimi. Czternaście dni to chyba niewiele, a jednak wydaje mi się, że jestem tu od zawsze. Oni chyba zresztą myślą podobnie. Szczególnie Ona. Często zerka na mnie, jakimś takim zrozpaczonym wzrokiem i mówi: Ja z nim chyba nie wytrzyma. Zupełnie jej nie rozumiem. Przecież jestem takim dobrym pieskiem. Zaczepiam ją, liżę... a to, że od czasu do czasu zdarza mi się zawarczeć, szczeknąć czy "delikatnie" ugryźć... to chyba nie ma znaczenia, prawda? No według mnie nie powinno mieć. No nic, rzecz w tym, że ja już do Nich przywykłem i odnoszę wrażenie, że Oni do mnie również. A to oznacza, że już zawsze będziemy razem, prawda?

No nic, muszę chyba mniej przebywać w pokoju zadymy i kontemplacji, bo kiedy za dużo w nim przebywam potem to się właśnie takimi wpisami kończy. No, a dziś właśnie miałem bardzo dużo czasu do zadumy, bo ni z tego ni z owego, w samym środku dnia, Pan wstał, Pani wstała... zanieśli mnie kojca i zamknęli. Wiecie jak to się skończyło, nie? Wyłem. Szczekałem. Piszczałem. No jak Oni mogli, tak bez żadnej zapowiedzi mnie zostawić? Tak mnie to wycie zmęczyło, że musiałem się położyć spać. Na szczęście gdy otworzyłem oczka zobaczyłem Panią. To chyba oznacza, że nie było ich tylko chwilę. Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo mnie tym swoim wyjściem zdenerwowali i pokazałem im później, co o tym myślę. Za karę zrobiłem Pani przy nogach, W KUCHNI!!!, wielką kupkę. Śmierdzącą. A co, niech ma za swoje. Panu podokuczałem, gdy sprzątał. Później przyjechali goście, i im również dałem do wiwatu. Raczej nie byli szczęśliwi, ale cóż. Takie już życie. Jak się trafi u mnie na zły humor to nie ma lekko. Na szczęście ten dzień już powoli się kończy. Jutro, gdy się obudzę na pewno będzie lepiej. Wszyscy będą się uśmiechać, a mój humorek poprawi się o 16346775 procent. Bo jutro na pewno nikt mnie już samego nie zostawi, no nie?

Poniżej kilka ujęć z dnia dzisiejszego, może przypadną Wam do gustu :)

Tu jeszcze rankiem. Moja nowa zabawka - stara czapka Pani. Super sprawa. Tylko... po co te zdjęcia?

piątek, 20 grudnia 2013

Zgryźliwy malec

Kolejny dzień minął nawet nie wiem kiedy. Już powoli brakuje mi pazurków w łapkach, by zliczyć te wesołe dni z moją Rodzinką. Dziś normalna pobudka, potem moje ulubione śniadanko - w postaci suchej karmy i do tego wody, aby moje siuśki nigdy się nie skończyły.
Pani szybko się pożegnała wychodząc do pracy i zostałem sam z Panem. Pobawiliśmy się troszkę, po czym trafiłem w niewolę.

Pan wyszedł na chwilę, mam nadzieję, że umył auto, bo już było mi wstyd się w nim pokazywać. Na szczęście szybko wrócił i pozostał tylko moment, bym mnie uwolnił i zaczęła się zabawa.

czwartek, 19 grudnia 2013

Zwiedzam włości

Zacznę od wspomnień ze wczorajszej nocy. Nie mogłem spać, filozoficzne zagwozdki krzątały mi się po główce. Piszczałem i miałczałem, już zasypiałem gdy zjawił się Pan. Siadł w moim legowisku i troszkę mnie uspokoił, ale przez niego nie mogłem się wygodnie ułożyć. Dawałem mu to wyraźnie do zrozumienia swoim charakterystycznym stękaniem podczas moszczenia się i w końcu zrozumiał, że jego rola została spełniona i może, a nawet musi, iść.

Dziś dzień był zupełnie inny niż wszystkie do tej pory. Pełen emocji i nowości.
Już pomijam kupkanie i sikanie, choć w sumie jednego pominąć nie mogę - w nocy siusiałem do kuwety czym z rana wywołałem radość u Nich. Była taka radość, że nie wytrzymałem i siusiałem wszędzie po drodze do kuchni - już tacy zadowoleni nie byli, ale w ruch poszedł mój ulubiony mop. Mój analityczny rozumek podpowiada mi, że jego wyciąganie może, podkreślam może, być połączone ze sprzątaniem plam po mnie. Chyba będzie w nocy temat do zadumy.

środa, 18 grudnia 2013

Ciasna ale własna

Ech każdy dzień stawia przede mną filozoficzne wybory. Najpierw kupkę, czy może najpierw nasikać? W każdym razie poranną zadumę nad tym problemem przerwali mi Ona i On. Przywitałem się i cała filozofia poszła... siusiałem gdzie popadnie... choć intencje miałem inne:) Pobawiłem się z nimi, ale powoli zaczęli znikać. I znowu zostałem sam. Czasami się zastanawiam, gdy się tak budzę, czy ja za długo nie sypiam? Kładę się spać są... budzę się nie ma... a co jak przez ten czas wyciągnęli kopytka ze starości? Na szczęście szybko te smutki zabijam snem.

Nieludzkie dźwięki majstrowania przy zamku mnie budzą i pojawia się Pan... pełno pudełek, plecak i torba. Oczywiście uwalnia mnie z mojego pokoju kontemplacji i relaksacji astralnej. Szybko lecę do owych pudełek z nadzieją, że przynajmniej te są dla mnie, jednak nadzieja matką kłapouchych - pudła to podobno jakieś prezenty i co, za karę obsikałem okolicę i obgryzłem co nieco:)

wtorek, 17 grudnia 2013

Żaden prezent nie jest zły

Jestem sfrustrowany - tyle poczty, ani jedna przesyłka nie do mnie :( Chyba tak być nie powinno, prawda? W końcu takie "małe" pieski jak ja, powinny też dostawać tyle prezentów co Pan i Pani. Idą Święta (Pan i Pani non stop wymawiają to zdanie, więc to chyba coś ważnego...) i nie powiem, chętnie zobaczyłbym w tym strasznym kojcu jakieś nowe zabawki. O, albo jakiś fajny przysmak. A nie, wciąż ta sama świnia, piłka, sznurek. I sucha karma - jak dla konia. Można od tego wszystkiego dostać do głowy. I ja zdecydowanie powoli dostaję.

Dziś na przykład, zaraz z rana, chwilkę po tym jak wszamałem kolejną michę suchej karmy, usłyszałem dziwny, PRZERAŻAJĄCY, dźwięk. Pani powiedziała "domofon? O tej porze?", a Pan "Poczta. Ulotki?". Po chwili okazało się, że jednak nie ulotki, tylko najprawdziwsze przesyłki. Całe dwie. TYLKO I WYŁĄCZNIE DLA MNIE!!! Tak myślałem, dopóki Pani ich nie obejrzała i nie stwierdziła "książki, do recenzji". Znam to sformułowanie. Oznacza ni mniej, ni więcej - "będę miała mniej czasu na zabawę z Furiacikiem". Bardzo nie lubię, gdy przesyłki przychodzą do niej. Po chwili już jej nie było (Pani, bo poszła do pracy), zostałem więc z Nim. On przynajmniej poświęca mi czasem odrobinę uwagi. Pomacha sznurkiem. Po gania za mną po mieszaniu. Zawoła coś głośniej z radością, na przykład "Zły pies", albo "Nie na wycieraczkę!", lub "siku robimy na kuwecie". Uwielbiam te jego zawołania, ma taką fajną minę, gdy wyciera kałużę moich siuśków :) Sama radość :)

Ale do rzeczy. Gdy Ona już wyszła otrzymałem prezent. A nawet dwa. Możecie zobaczyć poniżej jak się nimi bawię.

Tu jeszcze przed zniszcz... znaczy przeczytaniem listu...

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Szczepienie

Dzisiejsze popołudnie musiałem spędzić całkowicie sam - w zupełnym zamknięciu i osamotnieniu. Można powiedzieć dożywocie - tak cierpiałem, że aż poszedłem spać :)
Gdy wróciła moja Pani postanowiłem zrobić jej niespodziankę - i zrobiłem kupkę tam gdzie chciała. Cieszyła się tak, jakby wygrała w totolotka całą paczkę przysmaków. Oczywiście dla mnie.  
Przyszedł Pan i wszystko potoczyło się błyskawicznie. Co prawda byłem troszkę nie w sosie, ale szybko wpakowali mnie do auta i wio - w drogę. Wylądowaliśmy przed znanymi mi drzwiami -Weterynarz.
W poczekalni spędziliśmy dłuższą chwilę, więc będąc nie w sosie postanowiłem się zdrzemnąć. Ciągle było mi niewygodnie, ale jakoś dałem radę.

niedziela, 15 grudnia 2013

Leniwy dzień

Jakoś tak leniwie dziś było.

Zaczęło się oczywiście jak zawsze - pobudka, potem ICH pobudka - siusiu, amu, kupka, siusiu. Niby dzień jak co dzień. Ale potem mój Pan oszalał, bawił się ze mną i bawił i bawił. Wyraźnie dążył do czegoś, ale zupełnie nie wiem do czego. Wymęczył mnie strasznie. Już, już miałem zasypiać - a ten zaś to piłeczkę przyniesie, to sznurkiem podynda przed nosem. No a ja nie mogłem się opanować i zaraz brałem się w garść i bawiłem z nim. Wyraźnie potrzebował dziś uwagi. Chyba bardzo lubi, gdy się z nim bawię. Nawet nie za bardzo miałem kiedy pomachać ogonkiem przed moją Pańcią, bo ten ciągle stał przede mną. W końcu udało mi się wyrwać z jego rąk i przekonać, by przyniósł mi do ICH pokoju podusię do spania. Niby trochę kręcił nosem, ale w końcu pozwolił mi się na niej powylegiwać. Kiedy przymykało mi się oko zaczęło się w domku dziać coś dziwnego. Pańcia podniosła mnie razem z podusią i zaniosła do kojca. Pan wziął swój przenośny telewizor i postawił na krześle. Coś tam poustawiał i powiedział "nagrywa się". Pani głaskała mnie po brzusiu, a Pan wziął się za napełnianie moich misek. I nagle wszystko się skończyło - zamknęli kojec i wyszli z pokoju. Przyznam, poczułem się nieswojo. Mam spać, czy krzyczeć? - pomyślałem. Pojęczałem więc chwilunie, ale tak bardzo chciało mi się spać, że w końcu zrezygnowałem z przekonywania ICH by wrócili. Spałem całe 5677889 godzin. Co jakiś czas tylko przekręcałem się z boczku na boczek. I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wróciła ONA - Pańcia. Szybko dobiegłem do drzwi kojca i zacząłem ją przekonywać, żeby mnie wypuściła. W końcu tyyyyle godzin nie byłem na zewnątrz i taaaak bardzo cierpiałem. Przecież się nie dowiedzą, że jak ICH przy mnie nie było, to smacznie spałem, prawda?

sobota, 14 grudnia 2013

Zły pies

Witam i od razu przepraszam, że tak długo musieliście czekać na nowy post. Nie będę owijał w bawełnę, po prostu byłem w gościach. Z samego rana obudził mnie budzik. Posprzątali troszkę ze mną i bardzo się cieszyli, że w nocy zapełniłem kuwetę - też mi powód do zadowolenia, no nic muszę zaakceptować ich podejście do życia. Po tym moi Państwo położyli się w salonie, w czym im potowarzyszyłem, oczywiście z podłogi - bo na kanapę mnie nie wpuszczają Huncwoty! Tak minęła nam godzinka i zaczęła się świetna zabawa. No po prostu mnie wykończyli. Jak już chciałem drzemać to zaczęli się ubierać - myślałem, że mnie zostawią, ale o dziwo zawinęli moje zabawki, kocyk i do autka.

Dobra nie będę już opowiadał jak było w autku, dojechaliśmy do dziwnego domku. Była tam miła pani i pełno kafelek - więc zacząłem swój rytuał "wąch-sik..."

piątek, 13 grudnia 2013

Straszny dzień

Dziś był bardzo straszny dzień, choć zaczął się tak normalnie. Śniadanie, kupka, siku, siku i jeszcze raz siku, oraz zabawa. Nagle te Brutusy się zebrały i zniknęły, zostawiając mnie w kojcu - ech jak mogli? Po 3569 godzinach wrócił Pan. Jak ja się cieszyłem, jaki byłem radosny, pobawił się ze mną, pozwolił mi obsikać wszystkie miejsca. I co? I Psińco! Poszedł sobie tak szybko jak się zjawił. Ja w olbrzymiej rozpaczy, czekałem i czekałem 134455654343 godzin - podobno cały czas żałośnie płakałem, ale pamiętam to jak przez mgłę. 

Knułem straszny plan zemsty na tych BRUTUSACH! Pojawili się, więc ja na nich i jak ich nie zaliżę, jak ich nie obwącham - kocham ich i chyba im to wybaczę. Tylko niech mi więcej tego brzdękania nie zostawiają - no wyobraźcie sobie, że nie było nawet  jednego utworu Beethovena czy Bacha.

czwartek, 12 grudnia 2013

Basset rozpruwacz

Dziś kolejny dzionek minął mi na kupkach, siuśkach, śnie i jedzeniu - czyli na tym, co takie małe basseciki jak ja lubią najbardziej! W między czasie był czas na jakieś pierdoły jak zabawy i inne takie.

Tu  ja trzymałem mojemu Panu sznurka, by mógł trochę go poszarpać - dziwna zabawa, ale rozumiemy to i akceptujemy, prawda ?

środa, 11 grudnia 2013

Dzień próby

Znowu obudzili mnie ci straszni ludzie, z samego rana. Pełen sił i energii zabrałem się za siusianie po kątach

Na szczęście, gdy On sobie poszedł, została ze mną moja ukochana Pani. Oczywiście Ona znowu wzięła się za pracę, ja próbowałem i próbowałem przekonać Ją do zabawy. Ona na odczepne dała mi jakiś breloczek, z którym się bardzo szybko rozprawiłem.

wtorek, 10 grudnia 2013

Dzień weta

Dziś po pobudce (którą nomen omen to ja zafundowałem otoczeniu) usłyszałem coś bardzo dziwnego, a mianowicie "dzień weta". Przez chwilę nawet się zastanawiałem, o co im chodzi, ale szybko mi minęło. W końcu udało mi się uwolnić z kojca. Mniejsza z tym, że uzupełnili zawartość misek - nie chcę tam wracać i już! Koniec kropka. I sikać też tam nie będę, ot co! Nie dam się.

W końcu udało im się mnie przekonać, że warto coś zjeść... choć zdecydowanie wolałbym to, co sami wszamali na śniadanie, ale cóż... nie chcieli się podzielić :(

Kiedy w końcu zjedli, to się dopiero zaczęło. Latali po całym domu, szczotkowali zęby, wciągali spodnie... a ja stałem i patrzyłem i... zupełnie nie wiedziałem, o co może im chodzić. Aż w końcu ponownie usłyszałem: dzień weta. Wówczas coś zaczęło mi świtać w głowie. Czy ja już kiedyś nie słyszałem takich słów? Czy wcześniej nie byłem u kogoś takiego? Może byłem... ale to musiało być WTEDY. A teraz jest TERAZ, no nie? A jednak, okazało się, że postanowili zabrać mnie z domu w LEKARZA.

Najpierw musiałem oczywiście przeżyć transport autem i odśnieżanie. Głośno było w tym aucie... strasznie. Na szczęście moja pani zauważyła, jak mnie to zdenerwowało i zabrała mnie na kolana. Tak to ja mogę podróżować moi drodzy. Jak król. Przejażdżka była jednak stosunkowo za krótka, a na koniec usłyszałem: "Furiat ty się nie przyzwyczajaj, jeszcze jedna, no może dwie wizyty i potem już tylko o własnych nogach będziesz tu przychodził". To oczywiście powiedział ON, mój pan. Miałem się nawet zacząć z nim sprzeczać, ale... nie będę strzępił języka na niego.


No, ale nie przedłużając. Zaprowadzili mnie do weta, a tamten... jak mnie nie zobaczył, taaak się zachwycił. Tak mi się przyglądał. Tak podziwiał... Przystojniak jestem, wiem :) Mam więc kolejne podbite serce na swoim koncie :)


Potem to już poszło ekspresowo. Badanie, oglądanie, opowiadanie, ważenie no i sen. Bo przecież każde miejsce jest dobre na krótką drzemkę.


Po wizycie u lekarza On nas tylko odwiózł do domu i odprowadził do drzwi. Cały dzień spędziłem więc z Nią - przyznam, nieco leniwie. Ciągle mówiła, że musi pracować. No więc na złość jej zrobiłem kilka kupek i zsiusiałem się - oczywiście nie tam, gdzie chciała. Teraz na szczęście wrócił już On. W końcu zacznie się coś dziać. Poniżej kilka fotek. Pozachwycajcie się :)

Tu jeszcze przed wejściem do weta, widzicie jaki zrozpaczony jestem?

Tutaj ON sprawdza, jak dużo mam skóry... no troszkę jej jest :)

...no i podziwia kolorowe pazurki...

Z panem doktorem :)

I już po wizycie :)

Wracamy do domu

Tu ukrywają moje jedzenie. Nie chcieli mi dać, więc zrobiłem tam kupkę. A co, raz się żyje :)

Ona pracuje, a ja co... zaczepiam oczywiście

Wyczerpany, w końcu padłem...

i zasnąłem... oczywiście w różnych pozycjach :)

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Dzień drugi

To znowu Ja - Furiat.
Z nowymi ludźmi przespałem prawie całą noc. Tylko raz koło 2.30 popiszczałem, ale zaraz przyszli, pogłaskali mnie  i nagle się obudziłem i było już gwarno.
Oczywiście zaraz zjadłem i ruszyłem na zwiedzanie.
właśnie obwąchuje każdy kąt ale zdjęcie dam sobie zrobić w salonie

niedziela, 8 grudnia 2013